•Rozdział 55•

200 28 2
                                    

***
Chłopak siedział przy barze. Co chwilę prosił barmana żeby ten uzupełnił jego kieliszek. Po kilku kieliszkach obok niego usiadł chłopak.

- To samo poproszę. – Spojrzał na chłopaka. – Zachariasz, mów mi Zaha.

- Marcel. Mów mi Marcel. – Uśmiechnęli się do siebie. – Czemu tu przyszedłeś?

- Mógłbym zadać ci to samo pytanie. Właśnie mój współlokator wyrzucił mnie z mieszkania, a tuż po tym rodzice mi powiedzieli że nie chcą mnie znać. Najlepszy dzień w moim życiu. – W jego ostatnim zdaniu można było wyczuć ostry sarkazm. Na raz wypił zawartość kieliszka i ruchem ręki wskazał żeby barman jeszcze mu nalał. – A ty czemu tu jesteś?

- Ech szkoda gadać. Chłopak mnie rzucił, Ojciec z domu wyrzucił i studia mam nieopłacone. Magisterkę robię. A teraz zatapiamy smutki w alkoholu. – Zachariasz zaśmiał się pod nosem. Ich wzrok się spotkał. Natychmiastowo odwrócili twarze w inne strony. – Dobra. Muszę się zbierać, mieszkania poszukać.

- Niestety nie mogę ci pomóc, gdyż sam nie mam dachu nad głową. Więc jednak coś nas łączy. Napisz mi swój numer na karteczce. – Marcel napisał swój numer na serwetce i podał brunetowi. Ten z uśmiechem włożył do tylnej kieszeni spodni. Marcel wstał położył na blacie pieniądze i wyszedł z baru. Zachariasz odprowadzał go wzrokiem.
***

Marcel szedł chodnikiem. Dłonie miał w kieszeniach spodni. Słońce powoli zachodziło za horyzont, tworząc przepiękne różowo-pomarańczowe obrazy na niebie. Po kilku minutach doszedł do domu. Jak gdyby nigdy nic wszedł do domu. Zastał ojca siedzącego przy wyspie kuchennej. Spojrzał na niego "bykiem", i wszedł na górę po schodach. Usłyszał ciche westchnięcie. Zignorował to. Na górze podszedł do łóżeczka dziewczynki. Malory już dawno spała. Zachariasz także leżał na łóżku w samych bokserkach. Marcel zdjął z siebie ubrania, wrzucił je do kosza na brudne pranie i położył się koło męża. Wtulił się w jego nagi tors. Po chwili poczuł dłoń starszego na swoich plecach. Po jego całym ciele rozeszło się ciepło. Zagłębił się w krainę Morfeusza.

Rano obudziło go szturchanie. Mozolnie otworzył oczy. Ujrzał swoją córeczkę.

- Tatusiu! Pobawimy się? – Powiedziała takim głosem jakby to miałaby być jej ostatnia zabawa w życiu.

- Dobrze słoneczko. Daj tatusiowi jeszcze z dwadzieścia minutek, dobrze? Tatuś dziś źle spał. – Marcel znów oddalił się w krainę snów.

============================

•W imię czego?• || Nigdy nie jest za późno... || MagisterxZaha || YaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz