•Rozdział 58•

198 21 0
                                    

Marcela obudziło głaskanie po głowie. Podniósł lekko głowę. Dłoń prawie natychmiastowo przestała głaskać go po głowie. Podniósł się do siadu i spojrzał w stronę ręki. Idąc wzrokiem po ręce, doszedł do twarzy. Zaha. Uspokoił się. Zachariasz siedział oparty o ramę łóżka. Najwyraźniej nie przespał nocy próbując uspokoić Marcela. Zmęczony spojrzał w stronę łóżeczka stojącego obok ich łóżka. Leżała tam mała dziewczynka. Spała spokojnie. W jego głowie rozbrzmiewał jej nocny płacz. Obudził ją, swoim wrzaskiem. Ale Zachariasz wstał wcześniej i w ciągu kilku sekund mała znów spała. Marcel wstał i podszedł do łóżeczka. Pogładził dziewczynkę po policzku i szepnął do niej "Przepraszam. Przepraszam że przeze mnie nie mogłaś spać...". Odwrócił się i zszedł powoli po krętych schodkach. Na przedostatnim stopniu potknął się i upadł na podłogę. Uderzył się w czoło. Wstając, pogładził pulsujące bólem, miejsce. Gdy udało mu się wstać, podszedł do drzwi przyszłego pokoju Malory. Przyłożył czoło do drzwi.
Kiedyś będziesz miała o wiele szczęśliwsze życie niż ja. Obiecuję ci to.
Strząsnoł głowę, tak jakby był w jego włosach kurz, i odszedł w kierunku łazienki.

Zmęczony podszedł do umywalki. Odkręcił kran z zimną wodą. Złożył dłonie w kształt miseczki i nabrał trochę wody. Zaczął powolnymi ruchami przemywać twarz na przebudzenie. Po kilku minutach oczyszczania twarzy że złych emocji, spojrzał na swoje odbicie w lustrze.
Na skroni pojawił mi się lekko żółty, mały siniak. Oczy miał zmęczone, a pod nimi ciemnofioletowe wory. Usta miał spierzchnięte. Na policzkach pojawiły się różowawe rumieńce. Twarz nadal ociekała przyjemnie chłodnymi kroplami wody. Wytarł twarz w granatowy ręcznik. Wysunął szufladę pod zlewem. Wyjął kubek w którym były trzy szczoteczki do zębów i dwie tubki pasty. Wziął jedną ze szczoteczek i jedną tubkę pasty. Wyciskając trochę pasty na włoski szczoteczki, patrzył w ociekający pojedynczymi kroplami kran. Zaczął energicznie szorować zęby. Po kilku sekundach wypluł pianę z ust. Gdy odruchowo spojrzał w stronę plamy, dostrzegł krwistoczerwone ślady. Miał osłabione dziąsła, dlatego zawsze jak mył zęby kaleczył je.

Zachariasz schodził do kuchni z Malory na rękach. Usadowił ją w krzesełku. Marcel podał mu mały słoiczek i łyżeczkę. Ola w tym samym czasie już była w trakcie karmienia Juana i Valerii. Spojrzała z uśmiechem w stronę chłopaków. Zaha zaczął karmić dziewczynkę. Nie stawiała oporu, więc szybko opróżnili słoiczek. Marcel siorbiąc kawę miał zamknięte oczy. Był zmęczony. Ola prawie że natychmiastowo dostrzegła zmęczenie chłopaka.

- Znowu koszmar? – Marcel otworzył oczy, ale nie spojrzał się w stronę siostry. – Nie martw się. Też je mam. Miguel zawsze mi pomaga usunąć.

- Łączmy się w bólu. – Chłopak prychnął z pogardą w stronę blondynki, dalej pijąc kawę. Na twarzy dziewczyny zaczął się malować grymas. Wiedziała że chłopak koszmary znosi o wiele gorzej od niej samej. A mimo to chciała mu pomóc. Dała sobie spokój i wróciła do czynności jaką było karmienie bliźniąt.

Marcel siedział przy oknie w salonie i wpatrywał się w podwórko sąsiadów. Na  podwórku sąsiadów biegały i bawiły się dzieci z ich rodzicami. Wszyscy byli uśmiechnięci, roześmiani. Dlaczego ja nie mogłem mieć takich rodziców?  Ojciec Marcela i Oli bardziej przejmował się dziewczyną. Aleksandra to zawsze zauważała i starała się poświęcać uwagę bratu. Żeby nie odczuwał odrzucenia. Ale Marcel wiedział dlaczego to robi. Bo było jej żal. Bo wzbudzał w niej poczucie winy. Bo nie chciała żeby zamknął się w sobie. Matka rodzeństwa, starała się poświęcać uwagę tak samo obydwojgu z jej dzieci. Marcelowi jedna sytuacja zapadła mocno w pamięć.

***

- Gratuluję wam piątek z matematyki! – Matka trzymała w ręku aarkusze testów. Ola podbiegła do ojca i rzuciła mu się w objęcia.


- Gratuluję kochanie! Musiałaś się bardzo długo uczyć! Prawda? – Patrzył swoimi ciemnymi jak smoła oczyma w twarz dziewczynki. Po chwili podszedł do nich zadowolony Marcel. Twarz mężczyzny natychmiastowo z rozweselonej zmieniła się w kamienną. Jego głos był oschły. – A ty czego chcesz?


- Też dostałem piątkę...


- To super. Ale czy ja się ciebie o coś pytałem? Słucham? – Jego ton był stanowczy, wyczuć można było pogardę.

***


Marcel podszedł drzwi. Już miał chwycić klamkę i wyjść ale się zawachał. Nie. Odwrócił się na pięcie wszedł po schodach na górę.

============================

Ogłoszenie Parafialne
Żałujcie że nie mogliscie zobaczyć mojej miny jak przeczytałam wasze komentarze pod poprzednim rozdziałem. Przyznajcie — udało mi się was nabrać. Tylko nie znienawidźcie mnie za to.

•W imię czego?• || Nigdy nie jest za późno... || MagisterxZaha || YaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz