96 | Dalsze problemy naszego świata. Wolę Nibylandię.

686 52 104
                                    

Wendy P.O.V.

Obudziłam się dopiero po południu. Elektryczny budzik wskazywał godzinę czternastą siedemnaście. Nic dziwnego, skoro całą noc nie spałam.

Patrzyłam w ścianę analizując wczorajszy dzień. Obiecałam sobie, że w dwa tysiące dwudziestym pierwszym roku będę bardzo szalona. Będę robiła same głupoty, które później można powspominać. To w sumie moje jedyne postanowienie.

Przetarłam oczy i z powrotem wróciłam do leżącej pozycji. Było mi zbyt wygodnie, żeby wychodzić teraz z ciepłego i przyjemnego łóżka. Odwróciłam się na brzuch i nakryłam głowę poduszką, bo docierające do pokoju promienie słoneczne mnie drażniły.

Zawsze miałam obsesję na punkcie tego, żeby każdy dzień był chociaż trochę „produktywny". Abym zrobiła w jego ciągu jak najwięcej zagadnień. Dlatego też nie czułam się dobrze leżąc po południu w łóżku. Mimo, że zarwałam całą noc.

Ale ogólnie mówiąc, był to najlepszy sylwester w moim życiu.

Nie byłam jednak w stanie sobie przypomnieć, co robiłam w czasie odliczania do nowego roku. A to zawsze jest najlepszy moment każdej tego typu imprezy. Mimo to, miałam w tamtej chwili wielką czarną dziurę w pamięci.

Nagle usłyszałam walenie w drzwi wejściowe. Zmarszczyłam brwi i zamilkłam wsłuchując się w dźwięk. Czekałam, aż ktoś z rodziny otworzy, albo odezwie się nieznajomy.

Nikt jednak nie otworzył, a ja skarciłam się w myślach. Przecież rodziców nie było, a Michael i John nocowali u kolegów.

Na szczęście nie musiałam się martwić odebraniem ich, bo rodzice obiecali, że zgarną ich wracając. A powinni być za jakieś dwie godziny.

Ledwo przytomna wstałam z łóżka i ruszyłam do drzwi.

— No już, Boże! — warknęłam słysząc, że nasila się rąbanie w drzwi.

A jak to włamywacz?

Nie no, nie dałby znaku o obecności.

— Jezu, czego? — syknęłam otwierając drzwi. Oślepił mnie jaskrawy blask białego śniegu na dworze i słońca, które nagle mnie zaatakowały. Przede mną jednak stał strasznie pobudzony Adam.

Nie spytał, czy może wejść, a to już świadczyło o tym, że coś się stało.

— Proszę? — rzuciłam ironicznie, kiedy stał już w salonie.

— Zrób herbatę — zignorował mnie, siadając na kanapie.

— Gdzie jest Zack? — spytałam.

— Pewnie śpi — rzucił Adam.

Stałam chwile w miejscu nie rozumiejąc co się dzieje, ale westchnęłam i weszłam do kuchni. Z reguły zwrot „zrób herbatę" zwiastował coś okropnego, więc po plecach przeszedł mi dreszcz. Lepiej było przyjąć złe wieści z gorącym kubkiem w ręce.

Wybrałam malinowe torebki i zalałam się wrzątkiem, który dzisiaj nienaturalnie długo się gotował. Wzięłam obie i postawiłam na stoliku przy kanapie. Ja wybrałam sobie różowy z pieskiem, a Adam...

— Sprawdzałaś dzisiaj telefon? — spytał mnie, co było zadziwiające, gdyż rzadko kiedy używał jakichkolwiek portali społecznościowych — Konkretnie tego przeklętego Facebooka.

— Nie... — odpowiedziałam niepewnie. Patrzyliśmy chwilę na siebie, ja nie rozumiałam o co chodzi, a Adamowi wyjaśnienia ugrzęzły w gardle. Chwila spojrzenia w jego oczy sprawiła, że rzuciłam się do schodów. Wbiegłam po nich potykając się co krok.

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz