Wendy P.O.V.
Obudziłam się dopiero po południu. Elektryczny budzik wskazywał godzinę czternastą siedemnaście. Nic dziwnego, skoro całą noc nie spałam.
Patrzyłam w ścianę analizując wczorajszy dzień. Obiecałam sobie, że w dwa tysiące dwudziestym pierwszym roku będę bardzo szalona. Będę robiła same głupoty, które później można powspominać. To w sumie moje jedyne postanowienie.
Przetarłam oczy i z powrotem wróciłam do leżącej pozycji. Było mi zbyt wygodnie, żeby wychodzić teraz z ciepłego i przyjemnego łóżka. Odwróciłam się na brzuch i nakryłam głowę poduszką, bo docierające do pokoju promienie słoneczne mnie drażniły.
Zawsze miałam obsesję na punkcie tego, żeby każdy dzień był chociaż trochę „produktywny". Abym zrobiła w jego ciągu jak najwięcej zagadnień. Dlatego też nie czułam się dobrze leżąc po południu w łóżku. Mimo, że zarwałam całą noc.
Ale ogólnie mówiąc, był to najlepszy sylwester w moim życiu.
Nie byłam jednak w stanie sobie przypomnieć, co robiłam w czasie odliczania do nowego roku. A to zawsze jest najlepszy moment każdej tego typu imprezy. Mimo to, miałam w tamtej chwili wielką czarną dziurę w pamięci.
Nagle usłyszałam walenie w drzwi wejściowe. Zmarszczyłam brwi i zamilkłam wsłuchując się w dźwięk. Czekałam, aż ktoś z rodziny otworzy, albo odezwie się nieznajomy.
Nikt jednak nie otworzył, a ja skarciłam się w myślach. Przecież rodziców nie było, a Michael i John nocowali u kolegów.
Na szczęście nie musiałam się martwić odebraniem ich, bo rodzice obiecali, że zgarną ich wracając. A powinni być za jakieś dwie godziny.
Ledwo przytomna wstałam z łóżka i ruszyłam do drzwi.
— No już, Boże! — warknęłam słysząc, że nasila się rąbanie w drzwi.
A jak to włamywacz?
Nie no, nie dałby znaku o obecności.
— Jezu, czego? — syknęłam otwierając drzwi. Oślepił mnie jaskrawy blask białego śniegu na dworze i słońca, które nagle mnie zaatakowały. Przede mną jednak stał strasznie pobudzony Adam.
Nie spytał, czy może wejść, a to już świadczyło o tym, że coś się stało.
— Proszę? — rzuciłam ironicznie, kiedy stał już w salonie.
— Zrób herbatę — zignorował mnie, siadając na kanapie.
— Gdzie jest Zack? — spytałam.
— Pewnie śpi — rzucił Adam.
Stałam chwile w miejscu nie rozumiejąc co się dzieje, ale westchnęłam i weszłam do kuchni. Z reguły zwrot „zrób herbatę" zwiastował coś okropnego, więc po plecach przeszedł mi dreszcz. Lepiej było przyjąć złe wieści z gorącym kubkiem w ręce.
Wybrałam malinowe torebki i zalałam się wrzątkiem, który dzisiaj nienaturalnie długo się gotował. Wzięłam obie i postawiłam na stoliku przy kanapie. Ja wybrałam sobie różowy z pieskiem, a Adam...
— Sprawdzałaś dzisiaj telefon? — spytał mnie, co było zadziwiające, gdyż rzadko kiedy używał jakichkolwiek portali społecznościowych — Konkretnie tego przeklętego Facebooka.
— Nie... — odpowiedziałam niepewnie. Patrzyliśmy chwilę na siebie, ja nie rozumiałam o co chodzi, a Adamowi wyjaśnienia ugrzęzły w gardle. Chwila spojrzenia w jego oczy sprawiła, że rzuciłam się do schodów. Wbiegłam po nich potykając się co krok.
CZYTASZ
Take me to the Neverland
Fantasy„Bo...wszystkie dzieci dorastają. Tylko...jedno nie." „Skakaliśmy i śmialiśmy się. Bose stopy odbijały się od kamiennej drogi, tworząc wakacyjną muzykę dla uszu. Odgłosy szczęścia łączyły się w całościowy rytm, który niósł się nocną ulicą. Wydawał...