105 | topielce

791 63 181
                                    

— Na wojnie wszystkie chwyty dozwolone — powiedział Peter i uśmiechnął się do mnie tak złośliwie, że zrobiło mi się słabo ze złości.

Zagryzłam wargę, patrząc na Felixa.

Nie wiem jak się czułam. Czy było mi przykro? Czułam się wykorzystana? Zła?

Nie do końca.

W zasadzie, to nic nie czułam.

Mimo to, trzeba było z tego jakoś wybrnąć. Musiałam wyjść z tej upokarzającej sytuacji z twarzą. Nie zniszczyć się.

— Okej — kiwnęłam głową i bez słowa patrzyłam na ich twarze, które nie wykazywały żadnych emocji — Czuję się zaszczycona tym, że to mnie spotkało to szczęście przelizania się z waszą dwójką — wypaliłam nagle, wbijając tęczówki w srebrne oczy Felixa. Nienawidziłam tego słowa, ale najlepiej zarysowywało aktualną sytuację — Cieszę się też, że mogłam wam pomóc w wyprawie, którą sami powinniście umieć operować.

DOBRZE.

Jestem dumna.

Nie było mi przykro. Nie byłam zła. Byłam zupełnie obojętna. Miałam ich głęboko w dupie. Obu.

Felix wyglądał na zbitego z tropu, za to Peter zasłonił usta dłonią i śmiał się. Ceddar była jeszcze bardziej zmieszana niż Felix.

— No, niewiele dziewczyn ma to szczęście, także zaszczycenie to minimum. Idźcie spać, bo rano wcześnie wstajemy — uśmiechnął się do Ceddar przyjaźnie i odszedł. Felix został jeszcze chwilę, marszcząc brwi, ale szybko poszedł w ślady kumpla.

— Coś mnie ominęło? — szepnęła Ceddar, klękając nad kołdrą.

— Całkiem sporo — westchnęłam — Jak chcesz spać?

— Mam zapasowy śpiwór. Możemy się rozłożyć tutaj. Chyba, że wolisz gdzieś indziej — spojrzała na mnie.

— Chodź bliżej ludzi. Rozłożyłabym się też koło Alexa — poprawiłam włosy, a brunetka kiwnęła głową.

***

— Czy księżniczka Sandy zaszczyci nas podniesieniem swojego dupska z łóżka? — usłyszałam jakby spod wody — mruknęłam pod nosem i chciałam przewrócić się na drugi bok, ale nagle usłyszałam huk, a zaraz potem pieczenie na plecach. 

— Cholera! — poderwałam się ze śpiwora wrzeszcząc. Natychmiast złapałam się za obolały tył i spojrzałam roziskrzonym wzrokiem na Petera. No jak nic sprzedał mi lutę. Boli! — DEBILU!

— Jakiś problem, Sandy?

— Mam na imię Wendy, kretynie — wycedziłam przez zęby.

— Jasne, Sandy.

— Sądzisz, że to zabawne? — zmrużyłam oczy. Zielone tęczówki Petera patrzyły na mnie rozbawione, a mnie powoli trafiał szlag.

— A śmieję się? — spytał spokojnie blondyn, po czym uśmiechnął się złośliwie i podniósł z ziemi. Nie pozostałam mu dłużna i bez zbędnego myślenia, natychmiast rąbnęłam go w plecy z otwartej dłoni.

Syknął i przeklął, a następnie zmroził mnie spojrzeniem, ale czekał aż w końcu się podniosę, mamrocząc coś pod nosem.

— Debil — warknęłam do siebie i podniosłam się z karimaty.

Rozejrzałam się. Wokół mnie nikt już nie spał, a chłopcy pakowali się, rozmawiali albo coś jeśli.

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz