51

945 67 49
                                    

— Jak sytuacja? — zapytałam Petera, bezczelnie przerywając długą i zażartą kłótnie. Wrzuciłam do ust różową miętówkę, a chłopak spojrzał na mnie bardzo powoli. Oddychał przez nos, co znaczyło, że było mu blisko do mordu na kimś.

— Milcz — wyszeptał. Widziałam, że z całych sił powstrzymywał się od wybuchu złości. Zaśmiałam się, ale słysząc słowa Jeffa, sama czasem z zaczęłam się bulwersować. Wszyscy odchodzili juz od zmysłów, a Peter w ogóle był już na innym świecie.

— Podpisz papiery.

— Nie.

— No, to do widzenia.

Peter wziął głęboki oddech i wydawało się, że już się uspokajał. Ulżyło mi, bo zaczynałam poważnie obawiać się o los urzędnika.

Nagle zielonooki złapał przedramię krasnoluda i zacisnął na nim palce tak, że jasne były jego zamiary złamania go. W ostatnim momencie Dzwoneczek szarpnęła go do tyłu, a Jeff zdążył wyrwać się z uścisku.

— No co ty robisz? — Peter jęknął zza pleców do wróżki.

Krasnolud cofnął się obrażony i wydymał usta. Rozsiadł się w swoim fotelu bezczelnie i zaczął masować kończynę.

— Peter spadaj stąd. Już cię tu nie ma — Matt machnięciami rąk, odgonił obrażonego chłopaka. Mruczał jeszcze wściekły coś, albo do siebie, albo do Ethana, który nawet na niego nie patrzył. Za bardzo był fioletowy i oddychał ciężko, próbując unormować oddech i działanie jego narządów wewnętrznych po windzie.

— Proszę nas wpuścić do smoka, lub udzielić jakiś informacji o nim — poprosił Colton, powoli stukając w blat, żeby wszystko wydało się być jaśniejsze.

— Niestety. To niebezpieczne i nie leży w naszej kompetencji, więc wypełnijcie papiery, ja wyślę je do bazy danch, a oni rozpatrzą waszą prośbę. Potrwa to do dwóch miesięcy, ale jeśli wam zależy, to poczekacie.

Colton uśmiechnął się pod nosem widząc, że ziomek nic nie czai i powtarza wszystko niczym robot.

— Chłopie. Zaraz cię... — zaczęłam się wygrażać palcem wskazującym. Już mi na nerwy działał.

— Spokojnie — Colton pchnął mnie lekko do tyłu. Zmierzyłam go obrażonym spojrzeniem i rozpoczęłam poszukiwanie ciekawszego zajęcia, które nie wywoła u mnie takiej agresji. Najfajniejsze wydawało się jedzenie słodyczy z Alex'em za biurkiem.

Rozejrzałam się za chłopakiem, ale nigdzie go nie zauważyłam. Mimowolnie wzrok spoczął mi na miętówkach stojących w słoju na blacie. A właściwie miejscu, gdzie powinny być. Było puste, a na biurku leżały dwa samotne cukierki.

Zmarszczyłam brwi z powodu nagłego zniknięcia słodyczy, ale moje rozmyślania przerwał ohydny i głośny dźwięk chrupania i przeżuwana. Spojrzałam w dół, gdzie dostrzegłam, że obok biurka siedzi Alex z wielkim słojem słodyczy i zajada się nimi tak, jakby pierwszy raz je widział.

— Zawsze jesz tego tyle? — wymamrotałam i wrzuciłam sobie do ust garść miętówek.

Alex z zupełnie wypadającymi mu z japy cukierkami, spojrzał na mnie i na poczatku pokręcił ręką w znaku, że musi połknąć co przeżuwa.

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz