15 | „ Felix, nie! Proszę!"

1.3K 91 70
                                    

Z głośnym dźwiękiem zeskoczyłam na podłogę i ruszyłam w stronę wyjścia. Za mną od razu pojawiła się reszta z Peterem na czele.

— Nigdzie nie idziesz — warknął łapiąc mój łokieć, który od razu spróbowałam wyrwać. Odwróciłam głowę w jego stronę i napotkałam spojrzenie jego przenikliwych oczu. Mieniły się wszystkimi kolorami lasu i jak za pierwszym razem tańczyły w nich iskierki małego chłopca. Peter miał przepiękne oczy, na które moim zdaniem nie zasługiwał. Chociaż musiałam zaznaczyć, że chodziło mi o jego naturalne - zielone oczy. Nie te czarne.

— Puszczaj — nadepnęłam jego stopę i wyrwałam się z uścisku — To jest mój kolega. Muszę mu pomóc. — warknęłam i wybiegłam drzwiami, ruszając na schody.

— Nic mu nie będzie — za mną pojawił się brunet. — Nigdzie nie idziesz — syknął.

Nie zmieniając zdania wbiegłam po schodkach, gdy nagle w połowie drogi poczułam chłodną rękę na kostce, która ściągnęła mnie na dół, tym samym zrzucając z wysokości.

— No, ale co ty robisz?! — krzyknęłam, starając się mówić jak najciszej. Przy upadku w plecy wbiła mi się drzazga, co tylko wzmocniło moją złość.

Peter zrobił wtedy coś, czego zupełnie się po nim nie spodziewałam - podał mi rękę i pomógł wstać. Po podniesieniu się, zapomniałam puścić chłopaka i nieświadomie wciąż trzymałam jego rękę, on za to skrzywił się i wyrwał swoją dłoń z uścisku. Posłałam mu taką samą minę i wykorzystując jego chwilowe rozproszenie, ruszyłam biegiem na pokład.

Od razu na panelach otwartego pokładu potknęłam się i zaorałam twarzą o podłogę. Oczy wszystkich wbiły się w moją osobę. Przymknęłam własne, wdychając przeciągle. Wzrok skierowałam w stronę wejścia na pokład, w którym stał Peter, masujący nasadę nosa. Posłał mi jedynie wymijające spojrzenie.

— Czy to jest... — ktoś szepnął.

— To niemożliwe... — kolejna osoba oburzyła się najprawdopodobniej moją płcią.

Leżąc na panelach, dopiero po paru chwilach zdecydowałam się wstać. Do tego jednak czasu przed moimi oczami stanęły wielkie czarne buty. Domyśliłam się niestety do kogo należały.

W ułamku sekundy się podniosłam, gotowa walczyć.
— Nie zbliżaj się — wyjęłam nóż i przyjęłam postawę bojową.

Moja reakcja spotkała się z niemałym śmiechem. Może i paru debili śmieszyło moja groźbą. Ale miałam gdzieś co oni sądzą. Ja jestem wojowniczką i będę walczyć.

Peter P.O.V.

Kiedy ta pokraka wstała chwiejąc się wciąż, na moją twarz wpełzł uśmiech politowania. Wyglądała przezabawnie z tą całą bronią, ale dobrze wiem, że jak będzie trzeba to poderżnie gardła mężczyznom.

Ale sama o tym nie wie.

Z dużym oporem co prawda, bo jest moralna.

To typowe dla ludzi.

Ja na przykład tego nie rozumiem.

— Jesteś dziewczyną? — spytał łagodnie Hook. Dobrze wiedziałem, że jego ton to tylko podpucha. W każdym momencie może zabić Sandy i zrobi to, jeśli ja nic nie zrobię.

Problem w tym, że nie chcę się dla niej narażać.

Poczułem, że za mną staje reszta Zaginionych Chłopców. Ta dziewczynka mi niszczy jakikolwiek porządek. Alex znajdował się za Hookiem i patrzył z wytrzeszczonymi oczami pełnymi strachu na blondynkę. Po jego brzuchu nadal ciekła wąska strużka krwi.

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz