Zack P.O.V.
Nagle poczułem chłód, który wdarł się do mojego ciała przez wszystkie szczeliny. Zacisnąłem powieki czując, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
Otworzyłem usta z zamiarem ziewnięcia, gdy nagle wlała się do ich środka bliżej nie zidentyfikowana ciecz.
Instynktownie zakaszlałem nie zdając sobie sprawy, że jest to zbędne. Otworzyłem nagle oczy i rozejrzałem się z niepokojem po otaczającym nas miejscu.
Siedziałem na starej spróchniałej podłodze wykonanej z drewna. Kiedyś najprawdopodniej była stale używana, bo zauważyłem na niej ledwo widoczne ślady zadrapań obcasów. Wokół mnie stały nieco oddalone od siebie dziurawe i rozpadające się ściany. Z jednej strony nie było jej wcale i widziałem resztę oceanu niczym zza ogromnego okna. Jedynie bez szyby. Przeciwległa ściana posiadała ogrom szafek z alkoholem. Większości flaszek oczywiście już dawno nie było, a zachowały się pojedyncze porośnięte glonami i naroślami. Dwa pozostałe obmurowania wykonane z drewna, zostały wyposażenie w po dwie pary drzwi.
Na środku zniszczonego przez czas miejsca, stał złamany wpół stolik, a jego drugiej części nie widziałam w zasięgu wzroku. Wszystkie połamane jednak przedmioty i elementy, zostały potraktowane w sposób złudnie miękki, a to wrażenie dawało ich nasiąknięcie wodą.
Rozejrzałem się z niepokojem. Całe otoczenie nasuwało mi myśl, że znajdujemy się w starym zniszczonym przez czas, zatopionym statku pirackim.
Sytuacja była absurdalna. Przed chwilą biegałem po chmurach, a teraz znajduję się daleko pod poziomem wody. Ciężko było mi stwierdzić, czy mam do czynienia z oceanem, czy z morzem. Woda, jedne buty.
Chciałem się podnieść, by obejrzeć wszystko z bliska. Gdy próbowałem wstać, runąłem jak długi na posadzkę.
— Co jest? — warknąłem i zjechałem spojrzeniem poniżej pasa. Widok zaparł mi dech w piersiach. Nie miałem nóg.
Nie miałem niczego, co przypominało te kończyny. Zamiast nich, pojawił się ogon! Miałem syreni ogon!
— Jezus Maria. — wyrwało mi się, gdy dotknąłem jego śliskiej struktury. Był odcieni żółtych i mienił się złotem. Łuski pod wpływem ruchu wody, lekko podrygiwały. Zakończony był rozłożystą półprzezroczystą płetwą. Dzieliła się na dwie części i bez przerwy falowała.
Zacisnąłem wargi. Tego typu przygody, wydarzenia i doznania. Magiczne stworzenia, syreny, wróżki były marzeniem Wendy. To nie to, że narzekałem. Ale tęskniłem za imprezami, podrywem dziewczyn. Bajki są fajne, magia i tak dalej. Ale wole się bawić jak nastolatek.
Korzystać z życia. Imprezować. Mam siedemnaście lat i chcę się wybawić za wszelkie czasy.
— Jest tu ktoś? — krzyknąłem podnosząc się chwiejnie. Nie byłem przyzwyczajony do syreniego ogona mimo dwóch przypadków.
— Ja... — usłyszałem cichy głos jakiegoś chłopaka. Za krótko znałem Zaginionych Chłopców, żeby umieć ich zidentyfikować.
Zmarszczyłem brwi i ruszyłem w stronę odgłosów stłumionego stukania w jakiś metal. Minąłem złamany wpół stół i z przekleństwem potknąłem się o wystający z podłogi panel.
— Zack? — usłyszałem drugi głos. Z cienia zza obdrapanego, porośniętego i zniszczonego do granic możliwości fotela, wyłonił się Felix.
Zmierzyłem go od góry do dołu. Podobno był zdrajcą i dążył do śmierci całego obozu. Jednak jedną z moich wad była zupełna ignorancja rzeczywistości. Dlatego nie interesowało mnie jego przewinienie, a poza tym niewiele zrozumiałem z tego, czego rzekomo dokonał. Co prawda byłem obok Petera, gdy znalazł jego nadajnik i sądząc po jego minie i słowach, to ten dowód był niepodważalny.
CZYTASZ
Take me to the Neverland
Fantasy„Bo...wszystkie dzieci dorastają. Tylko...jedno nie." „Skakaliśmy i śmialiśmy się. Bose stopy odbijały się od kamiennej drogi, tworząc wakacyjną muzykę dla uszu. Odgłosy szczęścia łączyły się w całościowy rytm, który niósł się nocną ulicą. Wydawał...