Wendy P.O.V.
— Jaki plan?! — wrzasnął zdyszany Felix.
Biegłam po starych dachówkach kilkusetmetrowego zamku księcia, króremu przywaliłam i uciekłam, a później zmienił się w potwora.
Fajnie. To będą zdecydowanie najciekawsze wakacje mojego życia.
Przełknęłam ślinę trzymając się środku dachu. Sama oczekiwałam na odpowiedź kogoś bardziej zorientowanego, niż ja.
— Staniemy za tą komnatą! Tam pozbędziemy się Ostęgi z krwi! — wrzasnął Ethan.
— Serio? — odezwał się ani trochę nie zdyszany Peter z przodu.
Ethan mruknął twierdząco.
Podejrzanie nie bylo aż tak źle. Biegliśmy po dachu, nikt nie spadł jeszcze, a William jak narazie nas nie dogonił z kolegom. Mało tego. Nawet go nie słyszałam. Obejrzałam się za siebie, bo było to niemal podejrzane.
Widząc, że jest niedaleko, wystraszyłam się mimo wszystko. Przez całą sytuację zdąrzyłam a jakimś stopniu przywyknąć do jego aktualnego wyglądu. Mimo wszystko, gdy widzę go niedaleko siebie, tetno mi przyspiesza.
Spojrzałam na chłopców. Przez moje oglądanie się i tak dalej byłam na końcu.
To akurat było idealne miejsce do tego, co chcę zrobić. Poświęcę się trochę ale przynajmniej uratuję im tyłki. Przynajmiej w małym stopniu.
Oczywiście istnieje ryzyko, że zginę ale kiedy go nie ma?
Poprawiłam pas i z walącym sercem rzuciłam się po daszku. Przykucnelam przez co zsunęłam się po dachówkach w dół. Głębokimi oddechami normowałam pracę serca, gdy niemal skoczyłam z dachu na kilkuset metrach.
Przy końcu obejrzałam się za siebie. Potwor biegł za mną. Wróciłam spojrzeniem na dach. Szybko skończył mi siępod tyłkiem, a ja musiałam posunąć się do radykalnych kroków.
Zeskoczyłam i w ostatnim momencie złapałam się rynny od dolnej strony i zawisnęłam.
Dobra. Teraz będzie mnie szukał.
Odetchnęłam, ale na moje nieszczęście zachaczyłam spojrzeniem o dół. Serce podeszło mi do gardła, a nogami zaczelam wierzgać. Moje życie i to, czy nie rozpłaszczę się na asfalcie zależy od moich ramion.
Ile będę tak wisieć? Długo nie wytrzymam.
Przynajmniej dobrze, że nie mam lęku wysokości.
Nagle usłyszałam i zarazem poczułam, jak dach ugina się pod ciężarem Williama. Wstrzymałam odddech i wsłuchiwałam się w dudniące w moich uszach tętno.
Nagle nastał spokój. Nie słyszałam nic, ale wiedziałam, że to glupia cisza przed burzą.
Nagle poczułam na pasie niesamowity uścisk. Tak mocny, że aż mnie zemdliło.
Zielona ręka złapała mnie, zerwała z daszku i podniosła na poziom swoich oczu.
— Ojej — jęknęłam patrząc Williamowi prosto s twarz — Witaj.
Potwór jedynie wypuścił wściekły powietrze i warknął.
Ręka zacisnęła się na moim pasie, przez co oczy niemal wyszły mi z orbit i zabrakło mi tchu. Zakaszlałam i na wszelki wypadek przywaliłam rękami w jego palce, ale na darmo.
— A mogłaś za mnie wyjść — uśmiechął się podle. Spojrzałam na niego twardym wzrokiem.
— Nigdy za nikogo nie wyjdę. A już zwłaszcza za tak ograniczonego, debilnego i irytyjacego mężczyznę, jak ty — na moje słowa zacisnął palce tak, że zaczęłam się dusic.
CZYTASZ
Take me to the Neverland
Fantasy„Bo...wszystkie dzieci dorastają. Tylko...jedno nie." „Skakaliśmy i śmialiśmy się. Bose stopy odbijały się od kamiennej drogi, tworząc wakacyjną muzykę dla uszu. Odgłosy szczęścia łączyły się w całościowy rytm, który niósł się nocną ulicą. Wydawał...