50

1.2K 65 131
                                    

— Jak to możliwe, że ja cię rozumiem, a inni nie? — Zapadła głucha cisza, ale mimo to czułam, że Dzwoneczek planuje mi odpowiedzieć. Dokładnie w momencie, gdy miałam usłyszeć prawdę, do mojej miejscówki, która posłużyła mi jako kryjówka, wbiegł czerwony Alex.

Gdy mnie zobaczył, na jego twarz wpłynął uśmiech ulgi, a dłonie powędrowały na włosy.

— Wendy nie strasz mnie tak! Szukałem cię! — krzyknął i podszedł do mnie chcąc zamknąć w szczelnym uścisku. W ostatnim momencie się cofnęłam i odruchowo dotknęłam podłużnego strupka* na mojej szyi, spowodowanego moim własnym nożem. Na twarzy chłopaka namalowało się zdezorientowanie. Musiałam go trochę odpychać nawet, jeśli nas obu to bolało.

— Co się stało? — Alex powiedział to już spokojnie. Nie wiem, czy odnosił się do mojej rany, czy ogromnego zachwiania emocjonalnego, ale poczułam do niego jeszcze większą sympatię, niż wcześniej. Rozumiał, że z jakiegoś powodu nie chcę mieć z nikim kontaktu cielesnego. Przynajmniej na ten moment. Jakby nie patrzeć, miał prawo się denerwować I martwić. Od tak, wczoraj przyszłam z totalnym szokiem na twarzy i wieloma siniakami i rozcięciami na ciele. Następnie bez słowa położyłam się spać, a rano mało nie zabiłam Petera, bo dotknął mojej kostki. Do tego boję się...a raczej brzydzę Damona.

Bo ja się niczego nie boję.

Rzadko w mojej duszy grał strach, ale w tym momencie zdecydowanie zastąpiło go zdegustowanie i szok. Wciąż nie dochodziły dom nie wydarzenia tamtej nocy i obawiałam sie, że jak już je przyswoję, to będzie bolało dwa razy mocniej.

— Chodź — szepnęłam i złapałam jego nadgarstek, chcąc wyprowadzić z zarośli. Nie chciało mi się opowiadać dwa razy tak okropnej historii, a tak właśnie musiałabym zrobić. Obejrzałam się, czy nie ma Dzwoneczka, ale wróżka już dawno gdzieś zniknęła.

Gdy weszliśmy na polanę, moje spojrzenie od razu skrzyżowało się z lodowatym wzorkiem Petera i obojętnym Ethanem, stojących nad ciałem Damona.

Błagam niech nie będzie martwy.

Tylko tej dwójce mój los zupełnie wisiał i powiewał. Gdy mnie zobaczyli, od razu zwołali resztę, która pojawiła się niemal natychmiast. Gdy mnie zobaczyli, na ich twarzach zagościła ulga. Peter zacisnął mocniej szczękę, a reszta po zestawie kolejnych pytań do mnie, zebrała się wokół ciała Damona.

— Żyje? — Zack spojrzał na Petera.

— Ta... — chłopak mruknął, ale nie brzmiało to wcale zbytnio przekonująco — Pewnie tak.

— Jak go budzimy? — zapytałam. Jeśli nie żyje, to przynajmniej zaraz się upewnimy. Wszyscy spojrzeli na mnie z zatroskaniem w oczach i brakiem zrozumienia. Nikt oprócz mnie i Dzwoneczka nie wiedział co się dokładnie stało, ale byłam pewna, że ledwo obudzona Ceddar domyśla się prawdy.

— Najpierw opowiedz co się stało, bo czuję, że to nie była jedynie próba morderstwa — Peter powiedział swoim zimnym głosem, przez który poczułam ciarki przebiegające po moim kręgosłupie.

W uszach mi zaszumiało, a palce stały się zimne.

— Nareszcie — Alex mruknął, ale widząc moją smutną minę, złapał mnie za siny nadgarstek. Skrzywiłam się, więc przeniósł się na rękę. Byłam niesamowicie zażenowana i upokorzona. Nie chciałam być ofiarą. Było mi wstyd przede wszystkim przed Peterem, ze ktoś w jakikolwiek sposób ze mną wygrał.

Jestem bezużyteczna.

Nic nie umiem i jestem miękka.

Natrafiłam na spojrznie Felixa, który wyglądał na naprawdę smutnego. Wszyscy czuli się wykluczeni i nie znali prawdy. Musiałam im powiedzieć, nieważne ile bólu miałoby mi to sprawić.

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz