— Chodźcie — ponaglił nas Matt i wyszedł na prowadzenie w stronę straganu do staruszka sprzedającego instrumenty.
Przemaszerowaliśmy ignorując spojrzenia ludzi na ulicy i stanęliśmy przed stoiskiem.
— Witam! W czym móge pomoc? — starszy mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie w naszą stronę. Aż mi się miło zrobiło. Na głowie miał resztki śnieżnobiałych włosów, zęby nieco krzywe, ale ciemne oczy emanowały ciepłem.
— Nie wie Pan jak dostać się na bal, który ma się odbyć w pełnię? — zaczął od rzeczy mówić Matt.
Mężczyźnie nie schodził uśmiech z twarzy, ale pokręcił smutno głową;
— Jest niestety tylko dla szlachty — wzruszył ramionami — Może jakiś instrument umili wam popołudnie? — zaczął pokazywać swoje rzeczy do sprzedaży — Mam skrzypce, fletnie, flety...— Chcę fletnię! — nagle wciął się podekscytowany Peter.
Wystraszyłam się, że kupiec może nie być zadowolony z ekspresyjności blondyna, ale zapomniałam, że go nie słyszy i ciągle wpatruje się w nas pytającym wzrokiem.
— Nie, nie chcemy — Ethan urwał rozmowę i odszedł od niego ciagnąć Petera, co dla sprzedawcy pewnie było dziwaczne zważając na to, że nie widział zielonookiego.
Ten to niezbyt należy do miłych i uprzejmych osób.
— Miłego dnia — posłałam sprzedawcy uśmiech, a on pokiwał mi ręka, po czym niemal od razu zajął się kolejną klientką.
— Chciałem tą fletnię! — wyrwał się Peter i założył ramiona na piersi z obrażoną miną.
— Przykro mi — powiedział bez emocji Ethan — Co robimy?
Obrażony Król Nibyladnii odwrócił od nas wzrok i wściekły obserwował przechodzących ludzi, którzy nawet nie zdawali sobie sprawy z jego istnienia.
— Jak wejść do strzeżonego zamku? — zaczął się głośno zastanawiać Felix.
— Może ja ją ukradnę? — usłyszałam Petera w tle.
— A właściwie, to po co idziemy na ten bankiet? Możemy z miejsca polecieć — zasugerował Zack.
— Tak, to jest świetny plan — Peter dalej gadał coś w tle o instrumencie.
— Wygodniej będzie z zamku — wzruszył ramionami Ethan.
— Dobra. Idę — w ostatnim momencie złapałam Petera za fraki i odrzuciłam do siebie.
— Musisz każdego okradać? — postawiłam go przed sobą, tak że niewiele przestrzeni nas dzieliło.
— Muszę — zaczął się wyrywać.
***
— Wendy? — zapytała mnie Ceddar podczas kilkugodzinnego siedzenia w centrum miasta na starych krzesełkach.
Nie odpowiedziałam. Jest tylko jedna Wendy
— Chcesz się przejść po mieście? — szepnęła, na co uniosłam brwi.Z tobą nie bardzo.
— Yhm — mruknęłam odsuwając się od niej w stronę chłopców. Ceddar uśmiechnęła się smutno i zatopiła spojrzenie w Peterze.
Siedział z założonymi ramionami na piersi i przejeżdżał w kółko językiem po wewnętrznej stronie policzka. W ręce trzymał skradzioną fletnię, przed co nabrałam głęboko powietrza wzdychając. Miał szczupłe policzki, na które padał cień, piegi w okolicach nosa i delikatne dołeczki. Grzywka opadała mu na czoło, a jaskrawo zielone oczy wręcz raziły i bardzo wybijały się na twarzy. Na ramieniu siedziała Dzwoneczek, która aktualnie ucięła sobie drzemkę opierając się o jego policzek.
CZYTASZ
Take me to the Neverland
Fantasy„Bo...wszystkie dzieci dorastają. Tylko...jedno nie." „Skakaliśmy i śmialiśmy się. Bose stopy odbijały się od kamiennej drogi, tworząc wakacyjną muzykę dla uszu. Odgłosy szczęścia łączyły się w całościowy rytm, który niósł się nocną ulicą. Wydawał...