Doceniałam to miejsce między innymi za ludzi. Za jak podejrzewam Zaginionych Chłopców. W Londynie - tam, gdzie mieszkałam, mało kto wierzył w takie rzeczy, jak magia i nie był przy tym stuknięty. Tutaj wszyscy byli tacy beztroscy. Mieli gdzieś takie bzdety jak oceny oraz jakiekolwiek sprawy związane ze szkołą.
Jak byłam młodsza, to wszędzie byli ludzie, którzy mieli wszystko gdzieś. Ja rozumiem się tam czasem pouczyć, ale kurde. Trochę luzu albo imprezy jest bardzo potrzebne.
Cieszę się, że tutaj chłopcy bawią się na świeżym powietrzu, jakby miało nie być jutra. Nieschodząca opalenizna, ciągłe słońce i niewyobrażalna magia wokół.
Podoba mi się tu.
Ale nie mogę tu zostać. Przede wszystkim nie wiem co tu robię. To w pierwszej kolejności.
— Wendy, schowasz się w norce — nagle powiedział do mnie Mike.
— W czym? — zmarszczyłam brwi.
Nie odpowiedział, tylko nakazał podejść do siebie. Gdy do niego ruszyłam, będąc może dwa metry od chłopaka, wpadłam do dziury.
Ha! Gdyby to była dziura, to nie posiadałabym się ze szczęścia.
Cholera, to był prawdziwy tunel!
Leciałam w dół, potem w prawo, lewo przez kręte kanały. Ostre zakręty rzucały mną jak szmacianą laleczką, a ziemia wsypywała mi się do ust. Po kilkudziesięciu sekundach tortur, wypadłam w końcu na podłogę. W zasadzie, to na panele.
Znajdowałam się w malutkim pokoiku o glinianych ścianach, pod którymi znajdowały się kolorowe poduszki, wręcz kuszące by na nich usiąść. Pośrodku pomieszczenia stał wielki drewniany stół z niezliczoną ilością krzeseł.
Poza tym nie było tu nic, oprócz lampek rozwieszonych na ścianach o przyjemnym ciepłym odcieniu, wielkiej szafy i paru skrzyń. Nieco dalej było jeszcze otwarte przejście do prawdopodobnej kuchni.
Nagle z rozmyśleń wyrwał mnie nagły ciężar na moich plecach.
— Co jest?! — warknęłam.— Sorka Wendy — zszedł ze mnie chłopak, podając mi rękę — Jestem Colton — wstałam przy jego drobnej pomocy.
— Moje imię znasz — westchnęłam, otrzepując się z kurzu i ziemi — Gdzie ja jestem? — zapytałam gdy stanęłam już prosto i pewnie na wysokości nowo poznanego Zaginionego Chłopca.
Miał zielono-piwne tęczówki i ścięte na krótkiego jeżyka blond włosy. Miał aparat ja zębach, a dzięki podkoszulku dostrzegłam, że ma bardzo umięśnione ramiona.
— To jest norka. Tu wszyscy się spotykają i omawiają plany. O niej nikt nie wie, oprocz nas oczywiście - Zaginionych chłopców — pokiwałam powoli głową, ponaglając chłopaka do dalszych wyjaśnień — Peter rozprawił się z piratami, z resztą Hook przypłynął chyba w jakiejś sprawie. Bez bijatyk, krwi i ofiar — urwał nagle.
— Ofiar?
— Ofiar.
— Ofiar? — upewniłam się po raz kolejny.
— Tak, czasem zdarza się, że ktoś zginie. Albo ktoś z naszych, albo z wrogów.
— Ale...
— Posłuchaj, naprawdę powinnaś pytać o to wszystko Petera. Nie chcę się narażać. Nie sądzę, że mogę ci to wszystko wyjaśnić.
Pokiwałam niechętnie głową
— Kiedy będzie reszta?Jak na zawołanie, do norki wpadło kilkunastu chłopców w przedziale wiekowym od dwunastu do siedemnastu lat. Wśród nich rozpoznałam Alexa, który właśnie agresywnie wyrywał coś rudemu trzynastolatkowi.
CZYTASZ
Take me to the Neverland
Fantasy„Bo...wszystkie dzieci dorastają. Tylko...jedno nie." „Skakaliśmy i śmialiśmy się. Bose stopy odbijały się od kamiennej drogi, tworząc wakacyjną muzykę dla uszu. Odgłosy szczęścia łączyły się w całościowy rytm, który niósł się nocną ulicą. Wydawał...