110 | oblivion

734 59 56
                                    

— Pójdę po resztę — powiedziałam twardo. Prawdę mówiąc, nie chciałam więcej być sam na sam z Peterem. Nie chciałam się już więcej z nim całować, ani robić nic więcej. Znaczy część mnie nie chciała. A tą przeciwną część należało uciszyć.

— Mam lepszy pomysł na obudzenie ich — zielonooki uśmiechnął się łobuzersko, a mnie przeszedł idiotyczny dreszcz.

Chłopak sięgnął po karabin leżący na ziemi obok i podniósł go. Wycelował w niebo, a następnie wypuścił w nie kilka serii pocisków. Mimo, że po części się tego spodziewałam, aż podskoczyłam pod wpływem huku.

Na Zaginionych Chłopców nie trzeba było długo czekać. Wypadli z domku przerażeni.

Zmarszczyłam brwi. Czy jeśli naprawdę myśleli, że jest zagrożenie, to wyszli bez broni?

Rozważne, to to nie było.

Gdy jednak zobaczyli śmiejącego się Petera, a obok mnie ze zmrużonymi oczami, a także nie dostrzegli zagrożenia, zaczęli wzdychać i wywracać oczami.

— Jesteś takim kretynem, Peter — sarknęła Ceddar, mijając go. Chłopak uśmiechnął się do niej przepraszająco, na co reakcji nie była w stanie ukryć. Chłopcy za nią zaczęli się wykłócać i atakować zidiociałego przywódcę.

— Cześć — stanęła przede mną i szybko mnie przytuliła. Nie odwzajemniłam ucisku, lekko ją poklepałam po plecach.

Spojrzała mi w zielone oczy, ale jej wzrok po chwili zaczął sunąć niżej - na moje usta. Zmarszczyła brwi i wpatrywała się w nie zdecydowanie dłużej, niż przyjmowane jest za normę.

Nerwowo przyłożyłam palce do własnych ust, a z mojego gardła wydobył się histeryczny chichot.

— Chodź. Możemy się iść wykapać do oceanu na dobry dzień — zaczęłam.

— Nie, nie możecie. Dzisiaj w nocy ruszamy. Musimy trenować cały dzień i przygotowywać się do odjazdu — przerwał mi Peter. Powoli odwróciłam się do niego z zaciśniętymi wargami w wąska linie.

Jego usta były czerwone i napuchnięte. Od razu zrozumiałam dlaczego Ceddar tak na mnie patrzyła. Miałam tylko nadzieję, że nie połączyła faktów.

Zerknęłam na nią ukradkiem, ale z jej twarzy nie byłam w stanie nic wyczytać.

— Co przez to rozumiesz? — westchnął Brendan, niezbyt zadowolony z obudzenia i kretyńskiego humorku Króla Nibylandii.

No właśnie. Jakim cudem on był królem.

Jeżeli chodzi o jego królowanie w jakiejkolwiek konkurencji, to jest nią jedynie wyjątkowy talent do popełniania nieprzemyślanych i po prostu głupich decyzji, a także zauważaniu tylko i wyłącznie swojego nosa.

— To, że powinniście się iść przebrać i zaczynamy trening. Potem może pozwolę wam się wykapać — założyłam ramiona na piersi, jakby to była jakaś łaska — Łaskawie.

Ceddar obok mnie prychnęła.

***

— A skąd weźmiesz oblivion? — spytał Brendan, opierając brodę o dłoń, której łokieć spoczywał na kolanie. Z tego, co dowiedziałam się pare minut temu, była to substancja o fioletowym zabarwieniu, która pozwalała nam oddychać pod wodą i zyskać elementy budowy zbliżone do syren i istot podwodnych. Słyszałam już o niej wcześniej od Jacka. Zanim mu się zmarło.

— Syreny wiedzą, w zmian za przysługę, przypłyną i go doniosą — odparł Peter.

— Jaką przysługę? — zaniepokoił się Colton.

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz