128 | zwiedzanie i skręcanie karku

446 48 77
                                    

Obok mnie rozlegało się tak głośne i obrzydliwe mlaskanie, że przechodził mnie dreszcz irytacji. Szlag mnie trafiał słysząc, jak czerwona ciecz leci z pluskiem na ziemie.

Gdy pare kropel wylądowało na mojej ręce, kmiarka się przebrała.
— Co ty robisz? — warknęłam, patrząc na białe kości, z których znika mięso. Wyrwałam trochę trawy i zaczęłam ścierać obrzydlistwo.

— Ta bestia próbowała mnie pożreć, więc ja to zrobie — wycedził przez kły Peter, a zaraz potem zatopił je w kolejnym krwawym kawałku.

Patrzyłam na niego dłuższą chwilę z szeroko otwartymi oczami
— Psychol — mruknęłam pod nosem, ale puścił moje wyzwisko mimo uszu.

Wróciłam spojrzeniem do palącego się ogniska.

Moment.

Zjadał coś, co ja zabiłam.

Ja zabiłam. Zabiłam coś. Jakieś stworzenie. Zabiłam je z premedytacją i przemyślanie.

Od razu poczułam, że robi mi się ciepło, a serce przyspiesza.

Zerknęłam na ręce, które zaczęły drżeć. Miałam wrażenie, że dalej są zakrwawione, mimo że płukałam je dobre dwadzieścia minut.

Próbowałam złapać oddech, ale powoli kamień zaczął zgniatać moje płuca. W gardle pojawiła się gula.

Nie ma odwrotu.

Ta myśl mnie zmiotła. Nie mogłam już nic zrobić. Zerknęłam na ognisko, które mi się rozmywało. Przestałam słyszeć głośne śmiechy Zaginionych Chłopców i panujący gwar.

W uszach mi piszczało. Zabierałam krótkie oddechy, a gorąco uderzające w moją twarz zaczęło wywoływać płynący pot po plecach i czole.

Oczy mi się zeszkliły. Nie mogłam oddychać. Byłam przerażona.

Serce waliło mi z takim impetem, jakby conajmniej chciało mi połamać żebra. Zachciało mi się kaszleć. Miałam nadzieję, że zaraz zemdleję, bo chciałam żeby to się już skończyło.

Kolejny atak paniki.

Do końca życia będziesz musiała żyć ze świadomością, że odebrałaś życie.

Tak się trzęsłam i tak panikowałam, że nie mogłam oddechu wziąć. Zaczęłam się dusić. Musiałam paść na kolana. Musiałam. 

Zamiast tego zacisnęłam z całej siły pięści, wbijając w dłonie paznokcie.

Widziałam jak Peter na mnie zerka. Na sto procent słyszał moje serce.

Miał jednak w dupie to, jak się czuję. Za to mnie nie powinno to dziwić.

Zaczął z kimś rozmawiać, ale nie byłam w stanie wyodrębnić chociaż jednego słowa.

Przymknęłam oczy, ale to jedynie sprawiło, że wczułam się w rozchodzącą się po ciele panikę i cierpienie. Było mi gorąco, ale po plecach płynął mi lodowaty dreszcz. Nie mogłam zlapac oddechu. Wszystko się obracało wokół. Miałam wrażenie, że zaraz spadnę z ławki z wycieńczenia.

Boże błagam o smierć.

Błagam.

Nic nie zwróci życia. Ty je odebrałaś.

Ty kogoś zabiłaś.

Miałam ochotę wrzeszczeć. Te myśli mnie gniotły, mieliły, dobijały. Słyszałam dokładnie to, czego najbardziej się bałam usłyszeć.

Zawsze gdy miałam ataki paniki, potrzebowałam kogoś. Wystarczyło, żeby mnie przytulił. Żeby powiedział, że wszystko będzie dobrze. Tylko tego potrzebowałam.

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz