Ashlynn P.O.V.
— Słyszycie to? — szepnęłam.
Peter rozejrzał się po otaczającej nas dżungli. Chyba Alex, panicznie schował się za Coltonem.
Zewsząd otaczały nas przeróżne i dziwaczne dźwięki. Wiedziałam, że tak nie brzmi dżungla. Słyszałam trzaski gałązek, szelesty i dziwne powarkiwania. Wyciągnęłam ze świstem srebrzysty miecz, który zalśnił w słońcu.
Peter odwrócił się do mnie i spojrzał na moją broń, a później mi w oczy. Uśmiechnęłam się i odwróciłam wzrok odchodząc trochę.
— Coś tu idzie... — odpowiedział mi szeptem, niepewnie Colton. Teoretycznie szukaliśmy Shere Khana, ale jednak spotkanie z wielkim tygrysem nie jest ani porządane, ani przyjemne.
Wszyscy wsłuchiwaliśmy się w dźwięki dochodzące nas zewsząd. Nad naszymi głowami rosły ogromne liście, miedzy ktore wdzierały się rażące i wesołe promienie słoneczne. Pod naszymi nogami uginała się mokra, przemoknięta ziemia, a po łodygach nienaturalnie wielkich roślin, łaziły bliżej nie zidentyfikowane mi robaki.
Przyjęłam pozycję do ataku z mieczem i zachwiałam się na nogach. Ciężko było się przestawić na dwie kończyny po całym życiu spędzonym z syrenim ogonem.
Nastała zupełna cisza. Zdawało się, jakby nawet liście i drobne zwierzątka zamilkły. Nieprzerwana cisza sprawiała, że na mojej skórze pojawiły się ciarki. Niby była spokojna, ale z drugiej strony tak głośna, że nie byłam w stanie jej znieść.
Nie słyszałam dosłownie nic z otaczającego nas niecodziennego świata.
— Może sobie poszedł? — spytałam cicho. Peter opuścił pistolet i odwrócił się w moją stronę wzruszając ramionami.
Dosłownie w tym momencie zza krzaków za jego plecami wyskoczył rudy cień. Nie zdążyłam nawet go zidentyfikować, gdy przygwoździł blondyna do podłogi. Peter w ostatnim momencie zdołał się przekręcić i leżał na plecach, a nie na brzuchu, co byłoby straconą pozycją, jak to uczyli nas w zamku.
Alex pisnął i schował się za Coltonem, który automatycznie wykonał krok w przód, chcąc ratować przyjaciela. Zakręciłam mieczem w palcach i podeszłam do nich. Chciałam odrąbać bestii głowę.
— Czekaj. — w ostatnim momencie poprosił Pan.
Tygrys uniósł na mnie spojrzenie. Warczał tak głośno i agresywnie, że przeszły mnie ciarki. Miał przenikliwe i bezlistosne turkusowe tęczówki wwiercające się w moją osobę. Duży, różowy nos zmarszczony był pod naciskiem uniesionych fafli, które ukazywały pokaźne kły. Mogły zdecydowanie rozszarpać nie jedną osobę. Wąsy wcale nie dodawały mu uroku, a ciało pokrywały cętki. Z paszczy wydobywał mu się smród rozkładu ciała, a między zębami dostrzegłam resztki mięsa i jedzenia.
— Czego tu szukacie? — odezwał się niskim, basowym głosem. Zwrócił się do Petera, który mierzył go twardym spojrzeniem.
— Puść mnie kotku, to się dowiesz. — uśmiechnął się sarkastycznie blondyn.
— Nie pogrywaj sobie. Albo skończysz w moim gardle rozgnieciony na miazgę. Ciesz się, że w ogóle jeszcze żyjesz. Nie robię takich wyjątków. — na słowa tygrysa, Peter poruszył brwiami i zaśmiał się z ironią. — Czego tu szukacie? — spytał — Nie jesteście stąd — dodał po powąchaniu blondyna, co spotkało się z jego zmarszczeniem brwi. — Śmierdzisz złością* — warknęło zwierze o chłopaku.
— Ciekawe czemu?
— Potrzebujemy twojej pomocy. — wciął się Colton mrugając co chwilę.
CZYTASZ
Take me to the Neverland
Fantasy„Bo...wszystkie dzieci dorastają. Tylko...jedno nie." „Skakaliśmy i śmialiśmy się. Bose stopy odbijały się od kamiennej drogi, tworząc wakacyjną muzykę dla uszu. Odgłosy szczęścia łączyły się w całościowy rytm, który niósł się nocną ulicą. Wydawał...