104 | skubany

1K 55 317
                                    

— Gdzie Sashabella jest najczęściej widywana? — dopytywał Colton.

— W oceanie Larvanii. Tam też mieszka — wzruszył ramionami mężczyzna — Ale jest prawie sto procent szans, że spotkaliście ją przynamniej kilka razy. Tylko ona nie zwróciła na was uwagi.

— Wiesz jak ją pokonać? — wypaliła Ceddar w stronę pirata. On spojrzał na nią nieprzytomnie i przetarł głowę ręką.

— Nie da się jej pokonać.

— Ale każdy ma jakąś słabość — zaprotestował Alex — Ona też musi mieć.

— Może i ma, ale na pewno nie jesteśmy w stanie użyć jej przeciwko niej — pirat ponownie wzruszył ramionami, ale nie wyglądał przekonująco. Po chwili zaczął gadać — Dobra, jest jeden miecz, który potrafi ją uspokoić i sprowadzić do ziemi. Ale jest ukryty gdzieś na samym dnie oceanu. Nie do znalezienia — machnął rękami przecząco — Podobno ktoś już ją kiedyś pokonał i to właśnie dzięki temu cacku. Nie wiem o tym zbyt wiele, ale podobno zginął później w niewyjaśnionych okolicznościach, a miecz zaginął już na zawsze. Zapewne leży gdzieś na dnie i watpie, żeby kiedykolwiek zostal odnaleziony.

A po co ją w ogóle ruszać. Życie wam niemiłe?

Zmarszczyłam nos. Chłopcy chyba nie mieli ochoty opowiadać piratowi o ich odwiecznych walkach z Cieniem, więc zapadła chwila milczenia.

— Widzieliście ją kiedyś w ogóle na oczy? — zapytał mężczyzna.

— Dzisiaj. Ale nie byliśmy w wodzie.

— Ja widziałam — wypaliłam. Nie kłamałam. Podczas sztormu po zgubieniu chłopaków, miałam styczność z tą bestia. Nie była to jednak opowieść do przestawienia w tamtym momencie, więc nie powiedziałam nic więcej. Czułam, że to nie jest odpowiedni moment.

Wszyscy jednak patrzyli na mnie wyczekująco.

Przerwała nam kelnerka, która przyniosła nasze zamówienie. Gdy spojrzeliśmy na to, co otrzymaliśmy, zrzedły nam miny.

— Ale... — zaczął Alex i lekko dotknął szklankę. To, co nam przynieśli łamało wszelkie zasady higieny. Szkło było kompletnie brudne. Nawet nieumyte. Nie wiem jakie resztki się na nim znajdowały, ale w żadnym wypadku nie chciałam wiedzieć. Woda wypełniająca naczynie była jednak zielona i mętna.

— Co my z tym mamy zrobić? — zaśmiała się ironicznie Ceddar i wzięła do ręki szklankę, po czym powąchała jej zawartość. Natychmiast ją odstawiła i zaczęła kaszleć — Mój błąd — skrzywiła się — O boże, jak śmierdzi!

— Mam pomysł — powiedział Peter, po czym wziął szklankę i spojrzał na mnie.

Natychmiast złapałam własną i wymierzyłam w niego.
— Spróbuj tylko.

— Skąd to masz? — wypalił pirat, łapiąc przedramię Petera. Spojrzeliśmy wszyscy na wycięty napis „Milter". Zamrugałam parę razy. Rana była paskudna i co dziwne, średnio się goiła. Jak an Petera. Wciąż wokół napisu było pełno odciśniętych, zakrwawionych palców, a naznaczenie było strasznie zaczerwienione — Nie masz się czym chwalić — zaśmiał się pirat — ale współczuję.

Peter wyrwał rękę z uścisku i spuścił wzrok zaciskając szczękę. Zapadło milczenie, którego jako jedyna nie rozumiałam. Co oznaczało to słowo? Dlaczego nawet zielonookiego to ruszało?

— Co to znaczy? — spytałam.

Chłopcy wraz z piratem na mnie spojrzeli i chcieli odpowiedzieć, ale zielonooki ich uprzedził.

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz