99 cz. 2 | Podjęłam deyzję.

850 62 171
                                    

Wendy P.O.V.

Nie powiedziałam nic. Kolana mi zmiękły. Upadłam. Kręciło mi się w głowie. Złapałam się za serce. Nie mogłam złapać oddechu.

Obraz wirował, a twarze były rozmazane.

— Co? — szepnęłam. Nie komunikowałam się. Czułam się oderwana od rzeczywistości.

— Godzinę temu go znaleźli — prawdopodobnie mama kucnęła obok mnie.

— Mamo, duszę się! — wrzasnęłam — Mamo! — krzyknęłam. Nie mogłam złapać oddechu! Czułam się, jakby ktoś siedział mi na klatce piersiowej. Zakaszlałam. Łapczywie próbowałam złapać powietrze, ale się nie dało! Płuca zaczęły mnie gnieść. Zrobiło mi się słabo.

Poczułam silny i lodowaty chwyt na ramieniu. To zadziałało jak kotwica, która szarpnęła mnie z powrotem na ciepłe panele w korytarzu.

Nabrałam powietrza tak głęboko, że było to aż nienaturalne i zaczęłam kaszleć.

Było mi gorąco. W twarz buchała mi fala wysokiej temperatury.

Moja mama płakała.

Ja też zaraz będę.

— Powiesił się na drzewie w parku — powiedziała przez łzy.

— Mamo, powiedz że to żart! — zaczęłam płakać tak głośno, że własny ryk zadzwonił mi w uszach.

Rodzicielka pokręciłam głową i wróciła do salonu po Johna, Michaela i mojego tatę.

Oparłam się o ścianę i zaczęłam ryczeć. Łkałam tak mocno, że nie mogłam złapać tchu.

Peter P.O.V.

Spuściłem wzrok. Później zmierzyłem spojrzeniem sufit. Zacząłem spłatać palce za plecami.

Robiło się niezręcznie.

Patrzyłem na nią, gdy dławiła się własnymi łzami i nie mogła złapać oddechu, co z nie wiadomych przyczyn wydało mi się zabawne.

Powoli zjechała ciałem po ścianie i kucając wybuchnęła takim szlochem, że aż się skrzywiłem.

Wywróciłem ledwo widocznie oczami i wcisnąłem ręce do kieszeni, wzdychając cicho pod nosem. Czekałem, aż się ogarnie i będę mógł sobie pójść.

Ludzie tak niesamowicie rozpaczają.

Wiedziałem więcej, niż ona, ale im mniej się wie, tym lepiej się śpi.

Jedyne, w czym muszę się upewnić, to zobaczyć jego ciało. Jeśli się nie mylę, do zapowiada się dramat.

Zamrugałem pare razy. Sandy dalej płakała i kaszlała. Wyglądała okropnie taka cała czerwona, spocona i zdyszana. Nie rozumiem, jak można aż tak się upokorzyć, pokazując słabość.

Podszedłem do ściany i sam się po niej zsunąłem tak, że siedziałem obok niej.

I co teraz?

Nie mogłem jej współczuć. Nie było mi jej żal. Nie znałem takich emocji. Widziałem tylko, że jest bardzo, bardzo smutna, a wręcz załamana.

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz