71 | „Jeśli chcesz wygrać z chłopem, musisz walczyć jak chłop!"

706 62 191
                                    

Wendy P.O.V.

Przedzieraliśmy się przez gęste krzaki. Ale wcale nie martwiłam się, że mogłam się pomylić. Im dalej się zapuszczałyśmy, tym bardziej słyszałam głośne rozmowy chłopców trenujących w lesie.

— Ćwiczycie? — zapytałam wchodząc na ich miejscówkę. Na środku lasu stali chłopcy robiący brzuszki, przysiady, boksujący, inni biegali, a inni obijali się na trawie. Znaczy się no tylko Alex.

— Nie, tańczymy — wtrącił Peter przeczesując włosy. Był czerwony z lekkiego zmęczenia, przez co zielone oczy wybijały mu się na pierwszy plan.

Weź ty się nawet nie odzywaj.

— Uczymy się finezji — dodał z oddali Brendan, boksujący worek, którego tak naprawdę nie mam pojęcia skąd wstrząsnęli.

Chwila moment. Maurice powiedział te słowa jak tańczyłyśmy wczoraj.

No super.

Peter odwrócił się do niego i zaśmiał z pogardą o nas.

— Jak to zobaczyliście? — zapytałam marszcząc brwi.

Peter spojrzał na mnie przymrużonym wzrokiem i zwrócił się do brunetki;
— Siema Cedd — położył ręce na biodrach — Co chcesz ćwiczyć?

Czy on kiedykolwiek na coś mi odpowie?

Ceddar już stała zupełnie zarumieniona i z trzęsącymi się rękami z podekscytowania. Nie dość, że coś takiego wydarzyło się nad ranem, to jeszcze teraz Peter znowu bezpośrednio do niej się zwrócił. Pewnie wieczorem, to już będę miała zupełne suszenie głowy.

Podeszłam do boksującego Brendana. Z nim przynajmniej da się jakoś dogadać.

Odwróciłam się przez ramię widząc, że Peter zabiera Ceddar na bok, gdzie karze jej się położyć i trenują brzuch.

Wywróciłam oczami.

Ale miło, że przynajmniej brunetka będzie szczęśliwa. Oh to za mało powiedziane. Już współczuję sobie tego wieczoru.

— Siema. Porobimy coś? — zapytałam drapiąc się po głowie. Brendan uniósł na mnie spojrzenie karmelowych oczu i spoconej, czerwonej twarzy. Miał na sobie podkoszulek w kolorze spłowiałego zielonego i krótkie czarne spodenki. Brązowe włosy lepiły mu się do czoła, a mięśnie ramion były napięte.

— Co masz na myśli? — przestał na chwilę boksować, ale dalej kołysał się na nogach dysząc ciężko.

Zagryzłam policzek. Właściwie, to co chciałam robić?

— Nie wiem. Poćwiczyć? — wzruszyłam ramionami. Czualm się nieproduktywnie będąc przyzwyczajona do codziennych treningów. Musiałam jak naszybciej coś ze sobą zrobić, bo albo zwariuję, albo wyrzuty sumienia zjedzą mnie żywcem.

— To weź sobie jakieś rękawice. Te zielone są spoko i bierz się za trening — uśmiechnął się i wrócił do ćwiczeń.

Faktycznie musiałam coś ze sobą zrobić, a trening zawsze mi pomagał. Zawsze kochałam sport. Można ćwiczyć figurę, zdrowie, przede wszystkim siłę i mięśnie. No kurcze pełno jest plusów. Właściwie...

Nieoczekiwanie potknęłam sie o wystający konar drzewa i glebnęłam na twarz prosto w błoto. Otarłam twarz zszokowana wypluwając mokrą ziemie z ust. Yoda na bruch i zaczynało mnie bolec ciało.

Weźmy sobie sto osób. Wszystkie idą przez błoto i potknie się tylko jedna z nich. Nie ciężko jest zgadnąć, że zawsze będę to ja.

Byłam zła i podirytowania. Ledwo dostałam nowy śliczny strój, a już był cały brązowy włącznie z moimi włosami i twarzą. Poza tym strasznie bolał mnie brzuch.

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz