113 | uczucia bywaja jednostronne

763 50 160
                                    

Ceddar P.O.V.

Byłam pod tak wielkim wypływem emocji, że nie mogłam się uspokoić.

Sama obiektywnie bałam się tego, co mogę zrobić. W tamtym momencie byłabym w stanie posunąć się dosłownie do wszystkiego.

Płakałam, tak strasznie płakałam. Łkałam wręcz. Biegłam przed siebie bez żadnego celu.

Chciałam po prostu być daleko. Chciałam, żeby to wszystko się skończyło. Żebym wreszcie dała sobie spokój z tym idiotą. Z tym kretynem, dupkiem, z tym skurwielem!

Gdybym wiedziała, że tak się to skończy, to nigdy przenigdy bym nie dołączyła do jego armii, nie spojrzała na niego i nie odwzajemniła tego uśmiechu trzysta lat temu.

Tak. Kocham tego demona od ponad trzystu lat.

A on przez ten cały czas wodził mnie za nos, dając znaki, po czym odsuwając się. Znowu się przesuwając, a następnie znowu odsuwając.

To była jakaś pieprzona gra. Tylko to nie ja rozgrywałam, a to ja byłam grą. I sprawiałam graczowi genialną zabawę.

— Ceddar, zaczekaj! — usłyszałam za sobą znajomy głos. Głos, którego w tamtym momencie z jednej strony nie miałam najmniejszej ochoty słyszeć, a z drugiej, tak bardzo go pragnęłam.

Niezależnie od uczuć, przyspieszyłam biegu, co było kompletnie głupie, bo oczywiście Peter od razu mnie dogonił, poczułam uścisk na talii, a zaraz poźniej zostałam przewieszona przez jego ramię.

— PUSZCZAJ MNIE! — chciałam zabrzmieć groźnie, ale zamiast tego, wyszedł mi jakiś żałosny pisk.

— Ceddar, nie siłuj się ze mną — próbował przedrzeć się przez moje sprzeciwy — Czemu nie powiedziałaś wcześniej?

Warknęłam. Z całej siły wbiłam mu paznokcia w plecy, więc chłopak z bólu lekko mnie spuścił, a ja korzystając z okazji, oplotłam go nogami w pasie i zacisnęłam je tak mocno, żeby mnie puścił.

Jednak stało się coś odwrotnego. Zacisnęłam z całych sił uda, ale on mimo skrzywienia się, przytrzymał mnie w tak złej sytuacyjnie pozycji.

Mimo motylków w brzuchu, chciałam uderzyć go z liścia, ale natychmiast mnie upuścił, a ja upadłam na trawę.

Nabrałam głęboko powietrza u chciałam poderwać się do biegu, ale Peter złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie tak, że natychmiast się podniosłam.

— Nie uciekaj przede mną. Staw czoła sytuacji — powiedział spokojnie. Ja nie byłam spokojna. Czułam piekące łzy i policzki, wiec odwracałam głowę najbardziej, jak było to tylko możliwe — Spójrz mi w oczy.

— Nie — pisnęłam.

Peter głośno wciągnął powietrze przez zęby, ale delikatnie złapał moja twarz i skierował w swoim kierunku.

Po moim policzku popłynęła łza, gdy napotkałam spojrzenie tych zielonych tęczówek.

Starł ją kciukiem.

— Przestań to robić — błagałam — Proszę cię, przestań — co on sobie wyobrażał? Że mnie będzie dotykał, ścierał mi łezki, podnosił i mi magicznie znikną wszelkie uczucia do niego? To go bawiło? Dlaczego się tak zachowywał? Chciał wyciągnąć ze mnie tą słabość? Czemu mi to robił??

— Co?

— Dotykać mnie.

Peter chwilę nic nie mówił, ale zaraz po tym, puścił mój nadgarstek i odsunął się ode mnie.

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz