73 | Bal

906 67 305
                                    

*wlaczcie muze na moj znak*

Wendy P.O.V.

Kobieta bardzo przy kości nałożyła mi na twarz białą masę tłumacząc, że to „bielidło". Nie ufałam jednak kosmetykom XVIII i ponadto makijaż tych czasów w żadnym stopniu nie wpisywał się w mój gust.

Obrzydliwa maż złożona z talku, tłuszczu i toksycznych substancji ohydnie rozlała się na mojej twarzy. Niemal mnie cofnęło.

— Przypudrujemy cię! — zagdakała Mary, na co uśmiechnęłam się sztucznie. Wiedziałam, że mój finalny wygląd będzie tragiczny.

Tym bardziej, że wiem z czego złożony jest ten biały proszek. Zmielona mąka ryżowa, zbożowa lub talk na twarzy, nie brzmiał zbytnio zachęcająco.

— Jeszcze puder perłowy — pomacała mnie brudnym pewnie pędzlem po policzkach. Substancja przypominała dzisiejszy rozświetlacz.

Już bez komentarzy dołożyła prymitywną wersję różu, pomalowała moje usta jedynie na środku tworząc ohydny i sztuczny dzióbek. Na koniec dorysowała czarnego pieprzyka po prawej stronie ust, co nie wyglądało naprawdę atrakcyjnie.

— Gotowa! Wyglądasz cudownie! Idealnie na żonę księcia Williama! — wrzasnęła podekscytowana, co mnie się nie udzieliło.

Podeszłam do lustra powoli. W odbiciu zobaczyłam siebie we wczorajszej sukience i grymasem na twarzy. Za mną stała Ceddar oparta o ścianę. Zakryła dolną część twarzy ręką patrząc na mnie przerażona.

Wyglądałam ohydnie. Biała twarz jak u trupa wybijała się na pierwszy plan. Na policzkach miałam różowe okręgi, a nad ustami niegustowny pieprzyk. Makijaż warg również nie należał do ładnych. Na głowie miałam zwinięte w przypłaszczone koki warkocze, co wyglądało gorzej, niż cokolwiek. Przypomniałam szczura.

— Cudownie — jęknęłam bez przekonania. Ceddar za mną odeszła, bo nie mogła już tego słuchać.

— Mówiłam! — podekscytowana Mary opuściła pokój w podskokach.

Odczekałyśmy chwilę, aż oddali się nieznacznie od mojej sypialni. Wtedy spojrzałam na Ceddar z politowaniem, a ona wybuchnęła śmiechem.

Mary wydawała się spoko babką, ale makijaże XVIII były absurdalnie...no brzydkie. Brzydkie po prostu. Nie mówiąc już o obrzydliwej fryzurze, którą zrobiła mi babka przez Mary.

— Weź. Trzeba coś z tym zrobić — podeszła do mnie wzdychając. Sama wciąż chodziła w bieliźnie i marudziła, że nie zdążymy i ona nie dojdzie, mimo że to dwa piętra drogi stąd.

Kiwnęłam z przekonaniem głową. Na początek dziewczyna szarpnął mnie za rękę w stronę łazienki. Tam pewnie zanurzyła mi głowę w wodzie z umywalki. Cała tragedia na mojej twarzy spłynęła do odpływu. Uśmiechnęłam się widząc moją skórę. Znowu byłam piękna.

Zielone oczy wyglądały super, a piegi koło nosa na opalonej karnacji o niebo lepiej, niż trupia biel. Jakkolwiek nie gustowne w ich mniemaniu by to nie było, zamierzałam tak iść.

Ceddar zaczęła uklepywać i pryskać mi włosy tak gorącą woda, że niemal się oparzyłam.

— Powinnaś umówić się z Brendanem — powiedziałam zupełnie znikąd. Jakoś natchnęło mnie.

— Czemu tak sądzisz? — spytała. Była jednak bardzo oderwana od rzeczywistości. Skupiona na powolnym układaniu moich włosów nie za bardzo rozumiała co do niej mówię.

— Wrócimy do tego później.

***

— Oderwę ci ten ohydny stelarz od sukni. Będziesz wyglądać wieśniacko w ich oczach, ale w naszych i super — zatrzymała się z nożycami w zębach.

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz