119 | przypał

950 43 95
                                    

— Gotowa? — szepnął do mnie Peter.

Nie istniała odpowiedź na to pytanie, więc wolałam milczeć.

Do środka ktoś wszedł, a zielonooki automatycznie zasłonił mnie ramieniem.

— Pojebało cię? — mruknęłam. Aha, więc teraz skoro pozwoliłam mu się rozebrać, to automatycznie jestem głupim cielakiem, którego trzeba bronić?

Spojrzał na mnie absolutnie wściekły
— Proszę bardzo — warknął, zabierając ramię. Zamachnął się w stronę napastnika, ale ja rozpoznałam jego cel. Natychmiast pchnęłam jego łapę, więc shuriken poleciał krzywo. Nie trafił, a przynamniej nie zabił Alexa — Co ty robisz?!? — wydarł się.

— Ty serio psycholem jesteś! — krzyknęłam, wstając z prędkością światła.

— Ała! — krzyczał blondyn i zwijał się na podłodze. Wszyscy Zaginieni Chłopcy stali nad nim i patrzyli z politowaniem. Podbiegłam do niego i kucnęłam, chcąc zobaczyć ranę — Wendy? To ty? Ja umieram! — zwijał się w panice — Jezu. Chyba światło — podniósł rękę, wskazując na kompletnie czarny sufit. Zmrużyłam oczy — Ja światło widzę! Co mam ro...

— Alex, ogarnij się — nachylił się nad nim Brendan, pomagając wstać — To tylko draśnięcie — gdyby nie moje odepchnięcie morderczej łapy Petera, broń przeszyłaby blondyna na wylot przez serce. A tak, to miał jedynie lekkie rozcięcie na bicepsie.

— Faktycznie — zaśmiał się, zupełnie nie widząc absurdu jego reakcji — Dzięki Brend.

— Nie mów tak do mnie.

— Spoko, Brend — spróbował go przytulić, ale Brendan nie odwzajemnił tego ruchu, co było trochę smutne, a trochę zabawne. Bardziej zabawne — Peter, uważaj, w kogo rzucasz tymi... — schylił się po shurikena — ...gwiazdkami — zaczął się przyglądać bardzo dokładnie broni.

— A ty popracuj nad refleksem, bo w końcu cię ktoś zamorduje — odgryzł się zielonooki.

Zapadła na chwilę cisza.

W ręce Coltona znajdowała się pewnie ukradziona, lampa z korytarza. Dzięki temu, widoczność była znacznie lepsza.

Niestety.

Wszyscy patrzyli to na mnie, to na Petera. To na moje porozciągane ubrania, to na rozczochrane włosy chłopaka. I na nasze szyje. Na nasze gardła.

Byliśmy w dupie.

Wszyscy już wiedzieli.

Pierwszy odezwał się Alex
— M-ma-masz tu coś — wskazał niepewnie palcem na swoją szyje.

Zignorowałam go, zostawiajac mu jedynie spojrzenie spod byka.

Ceddar na szczęście wydawała się być zajęta Brendanem. Kiedy jednak odezwał się Felix, od razu na nas spojrzała.
— Żartujecie sobie?

Przełknęłam ślinę.

— Jak ty wyglądasz — szepnął Matt w stronę Króla Nibylandii zrezygnowanym tonem — pogrzało was? Pieprzycie się, kiedy mamy misję do wykonania?

Peter zaczął się jąkać, a ja nawet nie próbowałam się tłumaczyć. Bo niby co miałam powiedzieć?

— Em...E..Ma... — z ust Króla Nibylandii wydobywały się tylko urwane słowa. W końcu zacisnął pięści i chyba go to otrzeźwiło — Po pierwsze szczylu, to się tak do mnie nie odzywaj. Po drugie, to kto był kompletnie odurzony żarciem, na które rzucaliście się bez żadnego opanowania?? Nic nie przemyśleliście! Wiecie co tak naprawdę żarliście?!

Take me to the Neverland Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz