3. Skończony etap.

260 7 6
                                    

Keelin

Kiedy byłam młodsza, kochałam tańczyć. Jako dziecko umiałam spędzić nawet kilka godzin w ciągu dnia na bezsensownym poruszaniu się do rytmu i wyrażaniu w tym sposób emocji, jakie czułam.

Od pierwszego aż do mojego ostatniego występu Shawn zawsze siedział na widowni. Po każdym konkursie czy spektaklu przychodził do mnie, składał gratulacje i przytulał. Później, gdy już zostaliśmy parą, zaczął nawet przynosić kwiaty.

Ja miałam swój taniec, Dylilah łyżwy, Shawn muzykę, a Brian całą masę zainteresowań. Mimo tego to on zawsze pilnował, żebyśmy byli razem i tworzyli zgraną paczkę. Każde z nas miało coś swojego, a jednocześnie wspólnego. Byłam obecna na wielu koncertach Shawna, wszystkich zawodach Lilah i nie zliczę, ile razy przychodziłam do Briana, by pograć z nim w cokolwiek albo pojechać razem na mecz.

Tak samo sprawa miała się z nimi. Wspieraliśmy się, tworząc taką przyjacielską rodzinę. Nawet kiedy ja i Mendes zostaliśmy parą (oczywiście z pomocą Briana i Dylilah), nie przestaliśmy dbać o naszych przyjaciół.

Dlatego też nie byłam wcale zdziwiona, gdy następnego dnia zobaczyłam rudowłosego i szatynkę w moim rodzinnym domu z samego rana.

- Hej - powiedział Craigen, całując mnie w policzek na przywitanie. Na stole w jadalni stały już naleśniki, które musiała zrobić moja mama, więc chłopak długo ze mną nie porozmawiał, tylko zabrał się za jedzenie. Wiadomo, priorytety.

- Cześć - mruknęłam, a później przytuliłam Lilah. Dziewczyna nie wyglądała za dobrze, była dziwnie blada i miała podkrążone oczy, jednak domyśliłam się, że to z powodu stresu związanego ze zbliżającymi się zawodami.

- Sprawdziłaś już? - zapytała tak przejęta, jakby to ona miała się właśnie dowiedzieć czy zdała licencjat.

- Lilah, jest siódma rano, wyniki będą później - powiedziałam, kierując się w stronę kuchni. - Chcecie kawy?

- Poproszę - mruknął Brian, wcinając dalej naleśniki, a szatynka pokręciła przecząco głową.

Weszłam do kuchni i otworzyłam jedną z kremowych szafek, w której znajdowała się kawa oraz herbata. Wstawiłam wodę i położyłam trzy kubki na blacie w kolorze ciemnego brązu.

- Jak możesz być taka spokojna, Keelin? Nawet ja się stresuję, a to nie moje studia!

- Jest siódma rano w niedzielę, mój mózg działa na zwolnionych obrotach - mruknęłam, czując, jak obejmują mnie czyjeś męskie ramiona. Odwróciłam się, by zobaczyć Mendesa, który opierał się o mnie, mając zamknięte oczy.

- Dzień dobry - wymruczał, ziewając, a ja uśmiechnęłam się w jego stronę. Nawet gdy był zaspany, Shawn zachowywał się i wyglądał naprawdę uroczo.

Kiedy woda się zagotowała, rozlałam ją do kubków i dodałam po łyżeczce cukru do kawy mojej i Shawna.

Przy śniadaniu wszyscy rozmawialiśmy swobodnie, śmiejąc się i żartując. Taką atmosferę lubiłam najbardziej, więc czerpałam z niej pełnymi garściami, modląc się w duchu o to, bym zdała licencjat. Powoli zaczynałam kontaktować, więc moje ciało zaczął ogarniać stres oraz złe przeczucia.

Shawn chyba domyślał się, co czułam, dlatego położył swoją rękę na moim udzie i uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.

- W najbliższą sobotę są zawody, przyjdziecie, prawda? - zagadnęła Dylilah, patrząc na nas z niepokojem. Od zawsze bardzo cieszyła się, gdy byliśmy na widowni, dlatego, nawet jeśli żadne z nas nie interesowało się łyżwiarstwem figurowym, staraliśmy się być na jej zawodach, konkursach i występach.

The Tour: Everything means nothing • Shawn MendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz