66. Wszystko znaczy nic.

206 10 4
                                    

Keelin

Dzisiaj nastąpił ten dzień, o którego nadejściu usilnie starałam się zapomnieć. Shawn wracał w trasę, tym razem po Ameryce Północnej i chociaż nie miał być jakoś bardzo daleko ode mnie, bo teraz chociaż byliśmy na tym samym kontynencie, to nie mogłam się pogodzić z myślą, że przez najbliższe tygodnie będziemy się widzieć tylko kilka razy.

Wiedziałam, jednak, że to dla naszego dobra i po zakończeniu trasy będziemy znacznie silniejsi niż przed. To było moją motywacją.

- Masz wszystko? - zapytałam po raz kolejny w ciągu ostatnich minut, sprawiając u niego rozbawienie.

Za kilka minut miał przyjechać Andrew i zabrać nas na lotnisko, skąd później miała mnie odebrać Dylilah.

- Tak. I nie ma sensu, żebyś o to pytała co trzy sekundy.

- Okej. Po prostu nie chcę, żebyś czegoś zapomniał.

- Wiem, dbasz o mnie, ale naprawdę wszystko jest w porządku - zapewnił, uśmiechając się.

- Będę za tobą bardzo tęsknić - powiedziałam, po czym mocno go objęłam. Już teraz czułam te zalążki tęsknoty budujące się w moim ciele. Byłam smutna, chociaż Shawn jeszcze nie wyjechał.

- Ja za tobą też - oświadczył, złożywszy delikatny pocałunek w moich włosach. - Ale damy radę. Będę do ciebie dzwonić i pisać.

- Ja też. Może nawet przyjadę do ciebie gdzieś pod koniec sierpnia? W sensie, to pewnie będzie zależało od tego co z Hayley i Nealem, ale jeśli będę miała jak, to postaram się to załatwić.

- A Dylilah?

- Ma termin dopiero pod koniec września i wtedy zobaczymy. Nie chcę cały czas oferować jej pomocy, bo może pomyśli, że w nią nie wierzymy? Wiem, że sobie poradzi, ale teraz wszystko staje się dla niej znacznie trudniejsze. Dalej nie wyjaśniła sprawy z Louisem i chociaż jestem pewna, że poradziłaby sobie i bez niego, to wiesz... Ona go kocha.

- On ją też. Dlatego trochę nie rozumiem skąd ten upór by wrócić do Londynu.

- To dla niego ważne miejsce, dorastał tam. To tak, jakbym ja chciała się wyprowadzić z Kanady do Australii - oznajmiłam, podchodząc do szafki, na której leżał mój telefon, by sprawdzić godzinę.

- Wierzę, że moglibyśmy się jakoś dogadać.

- Wydaje mi się, że teraz w to wierzysz, ponieważ nie musimy tego robić - odezwałam się.

- Możliwe, ale na pewno wolałbym już nigdy nie wrócić do Kanady, niż cię stracić - zapewnił mnie, dotykając swoją dłonią mojej ręki. Przez granie na gitarze miał stwardniałe opuszki palców, jednak mimo to jego dotyk zawsze był dla mnie delikatny i przyjemny.

- Dylilah bardziej chodzi o to, że nie powinna być zmuszona do wyboru między sobą, a Louisem. Poszła już na jakieś kompromisy, zmieniła całe swoje życie dla dziecka, które będą mieli, a on zdaje się zupełnie tego nie zauważać - powiedziałam. - Nawet jeśli twierdzi, że ją kocha, nie może poświęcić dla niej czegoś ważnego, chociaż ona zmieniła dla niego całe swoje życie.

To zdanie nawet dla mnie zabrzmiało dwuznacznie, a po minie Shawna widziałam, że nad czymś myślał. Nie chciałam, by sądził, że go atakowałam albo w jakiś sposób odnosiłam się do naszego związku, chociaż teraz zauważyłam, że sytuacje moja i Dylilah były do siebie analogiczne (z tą różnicą, że ja akceptowałam ważne rzeczy dla Shawna, a ona pamiętała też o sobie i starała się to jakoś równoważyć).

- Ummm... Rozmawiałeś z Finnem? - zapytałam, chcąc zmienić temat. Bałam się niepotrzebnej kłótni zaraz przed wyjazdem. Rozstanie się będąc skłóconymi wcale mi się nie podobało.

- Tak. Bardzo dużo gadaliśmy o Madelyn i namówiłem go, by z nią szczerze porozmawiał o tym, co czuje.

- Wiesz dlaczego się tak dziwnie zachowywał? - zapytałam zdziwiona, że MacAllen w końcu planował się ogarnąć. Co Shawn musiał mu powiedzieć, by do tego doszło?

- Tak, ale sądzę, że to sprawa między nim, a Madelyn i nie powinniśmy o tym rozmawiać.

- Okej. Mimo wszystko, cieszę się, że przemówiłeś mu do rozsądku - oznajmiłam, uśmiechając się delikatnie. Miałam ogromną nadzieję, że sprawy między Finnem, a Madelyn się ułożą. To samo z resztą dotyczyło Dylilah i Louisa.

Chciałam, żebyśmy wszyscy w końcu byli szczęśliwi.

♪★♪

Lotnisko było pełne. Wszędzie Chodźki ludzie, a oprócz tego, znalazło się tutaj spore grono fanek Shawna. Część tylko robiła mu zdjęcia, jednak większość osób podchodziła do niego, chcąc z nim porozmawiać czy prosząc go o autograf lub wspólne zdjęcie.

Źle się czułam z tym, co się działo. Potrzebowałam spędzić trochę czasu z moim chłopakiem, a ktoś ciągle zawracał mu głowę. Było mi z tego powodu przykro, ale starałam się to stłumić tym, że dla niektórych spotkanie Mendesa to był szczyt marzeń.

- Słyszałem, że spotkamy się w Saint Louis - zagadał do mnie Andrew, przypatrując się jednocześnie mojemu chłopakowi.

- Tak. Przyjeżdżam tam kilka dni przed urodzinami i wyjeżdżam dzień czy dwa po was.

- Masz już coś zaplanowane? Dwudzieste pierwsze urodziny w Stanach to ważna rzecz.

- Nie, nie planuję niczego szczególnego. Może zjemy wtedy jakiś wspólny obiad? Jak będziesz chciał, to możesz do nas dołączyć.

- Dziękuję za zaproszenie.

- Nie ma sprawy - zapewniam, po czym tak jak on spojrzałam w stronę Shawna. - Sądzisz, że długo mu to jeszcze zajmie?

- Ma piętnaście minut. Później musimy iść - oznajmił Andrew, spoglądając na zegarek. Zarówno on, jak i Shawn oraz jego niektórzy znajomi dość często nosili zegarki. Według mnie było to zbędne, ponieważ godzinę zawsze mogli sprawdzić w telefonie, ale zdaniem Mendesa zegarki dodawały osobom je noszącym stylu.

- Sądzisz, że jak go poproszę, by już kończył, to się zgodzi? Wiem, że to trochę samolubne z mojej strony, ale nie będziemy się widzieć do moich urodzin.

- Myślę, że na spokojnie możesz to zrobić. Dziwne by było, gdyś nie chciała spędzić z nim czasu - powiedział menadżer mojego chłopaka, uśmiechając się pogodnie w moją stronę.

- To idę - mruknęłam, po czym skierowałam się w stronę Shawna, który mimo rozmowy z fankami zauważył, że się zbliżam. - Kochanie, za chwilę musimy iść.

- Och, dobrze - powiedział, odsuwając się od dziewczyn. - Miło było was poznać - dodał w ich stronę, a parę minut później staliśmy już przy bramkach i żegnaliśmy się ze sobą.

- Zadzwoń, jak już wylądujesz, okej? - poprosiłam, wtuliwszy się w niego. Usilnie starałam się powstrzymać łzy, powtarzając sobie w myślach, że nie będziemy się widzieć tylko przez lekko ponad dwa tygodnie i nie powinnam robić z tego powodu jakichś scen.

To były tylko dwa tygodnie i nawet ludzie ze zwykłą pracą często mierzyli się z takimi rozłąkami.

- Zobaczę, jaka będzie godzina w Toronto. Nie chcę obudzić cię o drugiej w nocy.

- Nie obchodzi mnie to, która będzie. Chcę usłyszeć twój głos, gdy już będziesz w Portland - oświadczyłam, starając się brzmieć pewnie, co było trudne z powodu emocji, jakie mną targały. Shawn pokiwał głową, po czym złączył nasze usta w ostatnim na najbliższe dni pocałunku.

Tak bardzo nie chciałam się z nim rozstawać.

- Kocham cię - powiedzieliśmy w tym samym czasie.

Gdy później patrzyłam na odlatujący samolot, byłam pewna jednego. Że nieważne co się wydarzy, będziemy razem.

Bo to wszystko bez niego znaczyło nic.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.

♪★♪

07.06.2022r.

The Tour: Everything means nothing • Shawn MendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz