10. Gratulacje.

202 6 47
                                    

Keelin

- I jak? - zapytałam, pukając do drzwi od łazienki, w której siedziała Dylilah. Od jej wejścia do tego pomieszczenia mogły minąć nie więcej niż trzy minuty, jednak przez stres jaki czułam, wszystko zadawało się niemiłosiernie dłużyć.

- Już - oznajmiła i otworzyła drzwi, trzymając plastikowy prostokącik w dłoni. - Trzeba jeszcze poczekać kilka minut.

Sytuacja, w jakiej się znajdowałyśmy zdecydowanie była jakimś kiepskim żartem.

W dzieciństwie, gdy jeszcze nie rozumiałyśmy wielu rzeczy, ja i Dylilah chciałyśmy mieć dzieci w tym samym wieku, wspólny, wielki i różowy dom z syrenkami w basenie. Później dorosłyśmy, odkładając te głupie wymysły siedmiolatek na półkę: Zobacz, jakie byłyśmy głupie.

No cóż, teraz te wymysły z dzieciństwa mogły się spełnić, a ja nie wiedziałam czy mam się z tego powodu śmiać, czy płakać.

- Jeśli będę w ciąży, to tak, jakby los zdecydował za mnie - zaczęła nagle dziewczyna, gdy usiadłyśmy na kanapie w salonie.

- Nie będę mogła jeździć - dodała, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Keelin.

Objęłam ją ramieniem, wpatrując się w test, który leżał na stoliku. To co teraz przeżywała Lilah, było gorsze niż wszystko, co mogło ją spotkać. Wiedziałam, że chciała się skupić teraz na karierze, która powoli nabierała tempa. W tej sytuacji, nie mogła jednak zrobić nic innego zrobić, niż czekać aż ten głupi plastik zdecyduje o jej życiu oraz modlić się, by sprawy przybrały korzystny dla niej obrót.

- Dlaczego życie mnie tak nienawidzi? - zapytała, płacząc. - Kiedyś Cody, później Louis, a teraz to. Czy ja naprawdę nie mogę mieć szczęśliwego i spokojnego życia?

Słuchałam jej lamentów, nie wiedząc co powiedzieć. Zegar jakby zatrzymał się w miejscu, czas płynął wolniej, a rozpacz dziewczyny tylko przybierała na sile.

- Victor mi tego nie wybaczy, Gretta to samo. Stracę karierę, zanim na dobre się rozpoczęła i wszystko legnie w gruzach.

Powiedzieć, że w tym momencie wyglądała jak siedem nieszczęść, byłoby sporym niedopowiedzeniem. Chciałam jej jakoś pomóc, coś doradzić, ale nie wiedziałam co. Byłyśmy zmuszone czekać, aż upłynie te kilka minut, a później płakać ze smutku albo radości.

- Keelin... - mruknęła przerażona Dylilah, gdy zadzwonił alarm w jej telefonie. - To już.

Szatynka chwyciła w dłonie test, po czym załkała głośno, gdy zobaczyła wynik. Pozytywny.

- Poczekaj, nie załamuj się! Przecież są wadliwe testy, to może być pomyłka. Chodź, zrobisz jeszcze jeden - oznajmiłam i ruszyłam do łazienki. Na wszelki wypadek kupiłam dwa opakowania w aptece, więc przy tej sytuacji wypadałoby z niego skorzystać.

- Wiesz, co robić. Ja czekam - mruknęłam, wciskając jej w dłonie nierozpieczętowane opakowanie. Wyszłam z łazienki i oparłam się o ścianę obok drzwi, czekając, aż szatynka je otworzy.

Nie tak wyobrażałam sobie dzień, w którym jedna z nas dowie się o swojej ciąży. Sądziłam, że obydwie będziemy wtedy pewne swoich partnerów, będziemy miały poukładane życia, a dzieci przyniosą nam tylko dużo radości i szczęścia.

Los w tym momencie ewidentnie z nas kpił, pokazując, jak bardzo nie obchodzą go nasze plany.

- Znowu trzeba czekać - oświadczyła szatynka, wychodząc z łazienki. Od razu ruszyła w stronę salonu, gdzie położyła się na kanapie, zakrywając kocem aż po samą szyję.

- Zrobię ci herbaty - mruknęłam, idąc w stronę kuchni. Nalałam wody do czajnika i wyciągnęłam kubki, czekając, aż przezroczysta ciecz się zagotuje. Do salonu wróciłam już z dwoma naczyniami z parującą herbatą o ulubionym smaku Dylilah, czyli malinowym.

Głaskałam dziewczynę po głowie, czekając na wynik drugiego testu. Szanse na to, że poprzedni był pomyłką, równały się prawie zeru, jednak tonący brzytwy się chwyta, wolałyśmy mieć pewność.

Alarm rozbrzmiał po raz drugi, a Dylilah nie ruszyła się nawet o centymetr w stronę plastiku, by sprawdzić co było na nim napisane. Spojrzałam na nią, wiedziałam, że nie miała już na nic siły, cała ta sprawa wykończyła ją zarówno fizycznie, jak i psychicznie, dlatego sięgnęłam po prostokącik.

Wynik również był pozytywny, co dziewczyna odczytała z samej mimiki mojej twarzy.

- Zabij mnie, błagam - poprosiła, chowając twarz w poduszce, przez co jej głos był nieco zniekształcony. Nagle jakby do niej dotarło, co się stało, usiadła w pionie na kanapie i dotknęła swojego płaskiego brzucha.

- Będę mamą - wymamrotała pod nosem, patrząc na swoją dłoń. - Będę mamą, Keelin. Ja będę mamą.

- Dylilah... - powoli zaczynałam się o nią martwić. Takie zachowanie nie było normalne. Jeszcze kilka sekund temu przechodziła załamanie nerwowe, a teraz jak gdyby nigdy nic, siedziała na kanapie, wpatrując się w swój brzuch, jak w ósmy cud świata.

- Kariera mi się skończy, Louis mnie zostawi, ale zostanę mamą - powiedziała podwyższonym tonem głosu, a chwilę później znowu zaczęła płakać.

- Hej, spokojnie. Po pierwsze, Louis cię nie zostawi, a jeśli tak, to jest idiotą. Po drugie, mała przerwa i możesz z powrotem wrócić na lodowisko, wcale nie kończysz kariery, chyba, że na to pozwolisz. - Postanowiłam pomóc jej zebrać się w garść, chociaż do mnie samej ledwie docierał fakt, że za kilka miesięcy zostanę ciocią dziecka mojej najlepszej przyjaciółki.

- Keelin... - zapłakała dziewczyna i mocno mnie przytuliła. Naprawdę zaczynałam się martwić o jej stan psychiczny. Skakała z jednych odczuć na drugie tak szybko, że ledwo nadążałam z ich rejestrowaniem.

- Będę mamą, rozumiesz? - wymamrotała w moje ramię. - Będę miała dziecko. To szalone.

- Tak, wiem - mruknęłam w odpowiedzi, gładząc ją po plecach. Tyle rzeczy tak nagle ulegało zmianie. Skończyłam studia i dostałam propozycję pracy, Louis wracał do Londynu, Dylilah była w ciąży, a Shawn jechał w trasę. To zdecydowanie za dużo jak na te kilka tygodni.

- Muszę powiedzieć Louisowi o ciąży - odsunęła się ode mnie, spoglądając na okno swoimi bursztynowymi i lekko zaczerwienionymi od płaczu oczami. - A co jeżeli on i tak wyjedzie, Kells?

- Nie zrobi tego.

- To takie trudne. Nawet jeśli zostanie, to nie dla mnie - mruknęła smutno, trzymając się za brzuch. Współczułam jej. Nie była gotowa na to, by zostać mamą, a ja dopiero teraz zrozumiałam, że to ja mogłabym być na jej miejscu (właściwe wciąż mogłam).

- Lilah, nieważne, co zrobi Louis, zawsze i bez względu na wszystko masz nas. Pamiętaj o tym - zapewniłam ją, za co posłała mi słaby uśmiech.

- Nie chcę zabierać ci twojego szczęścia. Ty i Shawn jak widać też macie różne plany - mruknęła. - Poza tym, w marcu jedziesz z nim w trasę.

I wtedy nagle w mojej głowie pojawiła się myśl, którą po chwili starałam się odrzucić. Mogłabym tutaj zostać, rozpocząć pracę marzeń i wpierać najlepszą przyjaciółkę w tak trudnym dla niej czasie. Ten pomysł miałby jednak jedną, ogromną wadę, byłabym daleko od Shawna.

♪★♪


Ogólnie rozdział byłby szybciej, ale Wattpad leci sobie w kulki i usunął mi ze sto słów. Jestem bardzo wkurzona, więc już tego nie nadrabiam i publikuję, co mam.

10.07.2021r.

The Tour: Everything means nothing • Shawn MendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz