17. Motylki w brzuchu.

194 7 19
                                    

Shawn

Keelin stała przy blacie w kuchni i rozmawiała przez telefon z jakimś pracownikiem szkoły tańca. Nie słyszałem dokładnie, co mówił, a po jej minie też nie mogłem się tego domyślić. Wyglądała na dziwnie zamyśloną.

Połączenie mogło trwać nie więcej niż piętnaście minut, jednak miałem wrażenie, że czas zwolnił, a każda sekunda zdawała mi się niemiłosiernie dłużyć.

- Już, panie zawsze jestem cierpliwy - odezwała się Keelin, odkładając telefon na blat w kuchni.

- I jak? Przyjmą cię? - zapytałem, ignorując jej wcześniejszą wypowiedź. Dziewczyna zrobiła zmieszaną minę i spojrzała na mnie niepewnie. Od zawsze uwielbiałem jej oczy, przez co często zdarzało mi się zawieszać na nich wzrok.

- I tak, i nie. Powiedzieli, że zwlekałam za długo, żeby dostać się tak od razu. Ale pan Sage oznajmił, że jeśli chcę, to dzisiaj odbywają się u nich w firmie rozmowy kwalifikacyjne i mogę przyjść.

Nie wiedziałem, co zrobić. Z jednej strony miałem ochotę odetchnąć z ulgą, bo chociaż czekało nas jeszcze kilka godzin niepewności, nasz los dalej nie był przesądzony. Z drugiej zaś dobrze wiedziałem, jak to się skończy. Keelin była dobrą i pilną uczennicą, i miałem pewność, że jako pracownica okaże się co najmniej równie dobra, jeśli nie lepsza.

- O której tam idziesz? - zapytałem, uśmiechnięty. Może i nie powinienem się się cieszyć, w końcu jej praca oznaczała naszą rozłąkę, jednak jak mogłem tego nie robić, kiedy spełniała swoje marzenia?

- Rozmowy zaczynają się o dziesiątej. Podobno mają bardzo dużo chętnych. Będę się zbierać, chcę to mieć jak najszybciej za sobą - mruknęła. - Później pójdę na jakiś obiad z Lilah albo małe zakupy. W końcu muszę jakoś wyglądać w Europie.

- Ty zawsze wyglądasz ślicznie - oznajmiłem. Taka była prawda. Keelin podobała mi się odkąd pamiętam. Może i kiedyś więcej tańczyła, i miała bardziej wysportowane ciało, ale i tak najbardziej podobała mi się taka, jak teraz.

- Słodzisz, ale dziękuję - powiedziała i pocałowała mnie krótko w usta.

- Hej, co tak słabo? Ja się tutaj naprawdę staram i prawię komplementy, a ty dajesz mi jakieś cmoknięcia na miarę dzieci z przedszkola - odrzekłem, udając oburzenie.

- Wczoraj wycałowałeś mnie za wszystkie czasy. Dalej mam spierzchnięte wargi - mruknęła, a ja uśmiechnąłem się pod nosem na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Czy prawie sześc lat związku pozwoliło mi się nią wystarczająco nacieszyć? Zdecydowanie nie, potrzebowałem więcej, a i tak nie byłem pewny czy kiedykolwiek miałbym jej dość. Była moim światłem w deszczowe dni i latem w te zimowe.

Każdego dnia i każdej nocy, gdy byłem z nią, coraz bardziej się zakochiwałem. I nawet jeśli myślałem, że to niemożliwe, że nie da się kochać kogoś jeszcze bardziej.

- Ładnie proszę - spojrzałem na nią prosząco, chociaż dobrze wiedziałem, że to nic nie da. Keelin od zawsze podkreślała, że nie działa na nią "mój urok" i że znała mnie zbyt długo, by nabrać się na moje maślane oczy.

- Jejku, Mendes. Jutro są walentynki, możemy spędzić cały dzień na całowaniu - westchnęła ciężko, kierując się w stronę sypialni.

- Trzymam za słowo! - krzyknąłem, zanim zniknęła za drzwiami pokoju, mając na twarzy radosny uśmiech.

♪★♪

Keelin

Biała jak kreda wyszłam z budynku szkoły tańca, kurczowo ściskając w dłoniach teczkę z papierami. W życiu bym nie pomyślała, że kilkanaście minut zwykłej rozmowy może aż tak wykończyć człowieka psychicznie.

The Tour: Everything means nothing • Shawn MendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz