5. Nastolatki z dachu.

234 8 21
                                    

Keelin

Mało nie zeszłam na zawał, kiedy po tym jak zapaliłam światło w korytarzu, zobaczyłam płatki róż na podłodze. Leżały wszędzie, a ja mając rękę przy ustach, zajrzałam dalej i zauważyłam, że formują się w ścieżkę, która prowadziła w głąb mieszkania.

Z sercem w gardle odłożyłam wszystkie rzeczy na szafkę, ściągnęłam buty i zamknęłam drzwi. Takie romantyczne gęsty nie były w stylu Shawna, co tylko potęgowało mój szok.

Powoli ruszyłam korytarzem do salonu, gdzie oprócz większej ilości płatków stały też świece. Moje oczy zaszły łzami i z trudem powstrzymałam się od płaczu. Tak dawno nie miałam ochoty płakać ze szczęścia, że prawie zapomniałam jakie to uczucie.

- Podoba ci się? - Za moimi plecami rozległ się głos Shawna, a ja od razu odwróciłam się w jego stronę i nie zwracając na nic uwagi, zetknęłam ze sobą nasze wargi.

Na początku był trochę zaskoczony, ale chwilę później od razu zaczął oddawać pocałunek. Znałam go tak dobrze, że moje ciało jakby samoistnie zaczęło przylegać do niego, a jedna z dłoni wylądowała w jego ciemnobrązowych włosach. Pomimo prawie sześciu lat spędzonych jako para, dalej czułam dreszcze przechodzące przez moje ciało, szczególnie w miejscach, gdzie trzymał swoje ręce.

- Jest cudownie - odrzekłam, kiedy już się od siebie odsunęliśmy. Moje słowa spowodowały uśmiech na jego twarzy, przez co, miałam ochotę znowu go pocałować i tym razem nie przestawać. Czasami naprawdę był uroczy i taka wersja zdecydowanie mi odpowiadała.

- To jeszcze nie wszystko - oświadczył, chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia na taras. - Ostatnio mówiłaś, że nie jesteśmy już tymi nastolatkami, jakimi byliśmy kiedyś. Nie wchodzimy na dach i nie śpiewamy naszych ulubionych piosenek. Miałaś rację, dlatego postanowiłem to zmienić.

Przesunął szklane drzwi, a ja ponownie miałam ochotę się rozpłakać. Wspólny posiłek pod gołym niebem mógłby niektórym osobom wydać się oklepany, ale nie mi. Nie, jeśli miałam być z Shawnem.

- Może to nie jest dach, ale to chyba nie ma znaczenia, prawda? - zapytał, obejmując mnie ramionami od tyłu. Czułam, że żadne słowa nie przejdą przez moje gardło, dlatego tylko pokiwałam głową.

- Jak wiesz, nie jestem mistrzem gotowania, dlatego skorzystałem z małej pomocy Madelyn - mruknął, puszczając mnie w drzwiach i idąc w stronę stołu. Odsunął mi krzesło, a ja od razu usiadłam, wycierając dłońmi mokre od łez policzki. Tak dawno nie spędzaliśmy czasu w ten sposób, że to aż przerażające.

- Tęskniłam za tym - odezwałam się, kiedy chłopak już usiadł naprzeciwko mnie. Na dworze panował jeszcze mróz, dlatego założyłam bluzę, która była przewieszona przez oparcie mojego krzesła. Shawn pomyślał chyba o wszystkim.

- Ja też - zapewnił, kładąc na stole dłoń, na którą chwilę później położyłam swoją. Uwielbiałam być blisko niego, trzymać go za rękę i patrzeć w oczy. Czułam, wtedy pewien rodzaj bliskości między nami i byłam gotowa zrobić dla niego wszystko.

- Myślałem też trochę o naszej przyszłości, Keelin - zaczął chłopak, gdy byliśmy już w trakcie jedzenia posiłku i rozmawialiśmy na swobodne tematy. - Po tej trasie chciałbym zrobić trochę dłuższą przerwę niż zawsze i zastanawiałem się nad przeprowadzką do domu jednorodzinnego. Moglibyśmy sami zacząć budowę albo znaleźć coś gotowego, to już zależy od ciebie, jeśli oczywiście chcesz.

Mendes spojrzał na mnie, a ja mało nie zakrztusiłam się jedzeniem, jakie miałam w ustach.

Pickering należało do miejsc, które jasno określały moje dzieciństwo, natomiast Toronto - dorosłość. Shawn był połączeniem tego wszystkiego, chłopakiem, który zapisał się w mojej pamięci, jako piętnastolatek z obsesją na punkcie swojej gitary oraz jako mężczyzna spełniający marzenia, a jednocześnie tak kochający i pełen ciepła. Możnaby powiedzieć, że to on stanowił mój dom. Nieważne gdzie, przy nim czułam się szczęśliwa i bezpieczna.

Posiadanie wspólnego domu brzmiało tak dorośle i odpowiedzialnie, jednak wiedziałam, że jesteśmy na to gotowi. Wszystko w naszym życiu szło w dobrą stronę, a to, że kilka miesięcy temu mieliśmy gorszy okres w związku, niczego nie przypieczętowywało. Kochaliśmy się i tylko to miało znaczenie.

- Ja... Jejku, Mendes, doprowadzisz mnie dzisiaj po raz kolejny do łez - powiedziałam, mrugając szybciej oczami. - Jasne, że chcę, o niczym innym nie marzę.

Szczerząc się do siebie i rozmawiając, zjedliśmy kolację, a potem ciasto truskawkowe. Atmosfera była przyjemna, a nasze dyskusje dotyczyły głównie wspólnego domu i przyszłości. Wreszcie mogłam wyrzucić siebie wszystko, co czułam i o czym myślałam w ostatnim czasie, czego wcześniej nie robiłam. Temat wspólnej przyszłości był dla nas drażliwy, a przez ciągnące się tygodniami kłótnie zupełnie niepotrzebny.

- Hayley do ciebie dzwoniła? - zapytał szatyn, kiedy sprzątaliśmy już po posiłku. Jak zawsze ja myłam naczynia, a on je wycierał i odkładał do szafek. Niby w mieszkaniu była zmywarka, jednak nie opłacało się jej włączać na kilka sztućców, dwa kieliszki i talerze. Poza tym, sprzątanie było nawet przyjemne, kiedy robiliśmy to razem.

- Wczoraj, kiedy byłam u Lilah, gadałyśmy na face time. Ma lekko zaokrąglony brzuch, a Alice specjalnie zaczęła się uczyć czytać dla swojego brata albo siostry. Pani w przedszkolu jej powiedziała, że dzidziusie w brzuchu wszystko słyszą, chociaż pominęła, od którego momentu - mruknęłam, uśmiechając się pod nosem. Alice była cudownym dzieckiem, które traktowałam jak siostrzenicę. Gdy tylko się widziałyśmy obsypywałam ją prezentami i dawałam słodycze (oczywiście w sekrecie przed Hayley, która gdyby się o tym dowiedziała, udusiłaby mnie gołymi rękami).

- Dla ciebie też to jest takie dziwne? Pamiętam, jak wszyscy byliśmy jeszcze dzieciakami, a teraz starzejemy się i zakładamy własne rodziny - mruknął, a ja mu przytaknęłam.

- Ale to w sumie jest fajne. No wiesz, wracasz do domu, gdzie czekają na ciebie twoje dzieci, które kochają cię bezwarunkowo, zupełnie jak ty je. - Lekko się rozmarzyłam, mając delikatny uśmiech na twarzy.

- Chciałabyś mieć dzieci, prawda? - zapytał, chociaż dobrze znał odpowiedź. Przez prawie sześć lat związku zdążyliśmy się poznać na wylot (mimo, że już wcześniej wiedzieliśmy o sobie naprawdę dużo rzeczy, w końcu byliśmy przyjaciółmi). Rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim, co było dla nas ważne albo miało wpływ na naszą przyszłość.

- Tak, bardzo - odrzekłam szczerze, podając mu ostatni talerz do wytarcia. Szybko podeszłam do piekarnika, o którego uchwyt była powieszona ścierka i wysuszyłam ręce.

- Dlaczego więc nie spróbujemy? - odezwał się Shawn, stając dokładnie za mną. Czułam jak serce podeszło mi do gardła na jego słowa. Nie byłam jedną z tych kobiet, które chciały przed potomstwem wziąć ślub, wybudować dom i zyskać niewiadomo jaką posadę w pracy. Wystarczała mi świadomość, że dziecko będzie miało wszystko, czego potrzebuje i niczego mu nie zabraknie.

- Ja... - zająkałam się, odwracając w jego stronę. Z wrażenia aż odebrało mi mowę. - Naprawdę?

- Znaczy, jeśli czujesz się gotowa, to chcę, żebyś wiedziała, że ja też i... - nie przejmując się niczym, rzuciłam ręce na jego szyję, łącząc nasze usta w pocałunku. Lekkie zaskoczenie zniknęło w ciągu kilku sekund, a on przejął kontrolę i przeniósł jedną ze swoich dłoni pod moją bluzkę.

Powoli zwiększałam tempo, bawiąc jego włosami, a kiedy już jakimś cudem trafiliśmy do sypialni ani na moment nie przerwałam pocałunków.

Dlaczego tak nie mogło być już zawsze?

♪★♪

Jak wam się podoba? Opinie mile widzanie.

05.07.2021r.

The Tour: Everything means nothing • Shawn MendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz