43. Wieczność.

158 9 24
                                    

Keelin

Chodziłam razem z Shawnem ulicami Barcelony, podziwiając śliczne widoki i budynki, jakie co i rusz napotkaliśmy na naszej drodze. To miasto było prześliczne, pełne życia i życzliwych, uśmiechniętych od ucha do ucha ludzi.

Kiedy jeszcze byłam tancerką, uwielbiałam oglądać jak kobiety i mężczyźni z pasją tańczyli bolero czy flamenco. Sama nawet kiedyś próbowałam nauczyć się salsy (która co prawda pochodziła z Kuby, ale wciąż miała tę cudowną, latynoską aurę), jednak z marnym skutkiem.

Nagle usłyszałam po mojej prawej parsknięcie śmiechem, a gdy spojrzałam w tamtą stronę, zauważyłam rozbawionego Shawna.

- Z czego się śmiejesz? - zapytałam, czując, jak chłopak przyciąga mnie do siebie i kładzie swoje dłonie na mojej tali.

- Z niczego, po prostu patrzysz na to wszystko z takim podziwem, że zaczynam się bać czy nie zechcesz spakować tego miejsca do walizki - wyjaśnił, zbliżając do siebie nasze twarze.

- Dobrze wiesz, że uwielbiam takie klimaty - broniłam się, chociaż mnie samą również to bawiło. Nieważne, ile razy byłam w Hiszpanii czy Meksyku zawsze zachowywałam się jak napalona turystka i podziwiałam wszystko dookoła, robiąc przy okazji setki fotografii.

- Wiem, a ja uwielbiam oglądać cię w takim stanie - mruknął Mendes, po czym złączył ze sobą nasze usta. Gdyby ktoś w tym momencie zrobił nam zdjęcie z pewnością wyglądalibyśmy, jak para żywcem wyciągnięta z jakiegoś czasopisma; młodzi, zakochani i z ślicznym widokiem w tle.

- Kiedyś musimy polecieć na Kubę - oznajmiłam rozmarzona. - Ale najpierw nauczymy się kroków do salsy, żeby tam zatańczyć w jakimś lokalnym barze.

- Cokolwiek sobie zamarzysz.

Kiedy Shawn mówił i zachowywał się w taki sposób po kłótni, zbyt łatwo przychodziło mi zapomnienie o naszych wcześniejszych nieporozumieniach. Miałam przez to do siebie wyrzuty, w końcu słodkie słówka nie powinny aż tak na mnie działać.

- Chodźmy coś zjeść. Mam ochotę na churros z gorącą czekoladą - zmieniłam temat, rozglądając się za jakąś kawiarnią w pobliżu.

Kiedy już znaleźliśmy odpowiedni lokal, który swoją drogą wyglądał magicznie, jakby został żywcem wyjęty z jakiejś fotografii, zajęliśmy miejsca przy jednym ze stolików.

- Dzień dobry - przywitał się z nami kelner, który chyba rozpoznał Shawna, ponieważ od razu zagadał do nas po angielsku. - Mogę przyjąć zamówienie?

- Tak - przytaknął Shawn.

- W takim razie, co dla ciebie, señiorita? - zapytał Hiszpan, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.

- Churros z gorącą czekoladą - powiedziałam, uśmiechając się w jego stronę. Kelner szybko to zanotował, po czym przeniósł swój wzrok na Mendesa.

- Dla mnie to samo.

Po tym jak chłopak zniknął z zasięgu naszego wzroku,  Shawn parsknął śmiechem.

- Señorita? - powtórzył rozbawiony.

- To urocze - mruknęłam, a moje słowa spowodowały jego zdziwienie.

- Chciałbyś, bym mówił do ciebie señorita? - zapytał, łapiąc mnie za dłoń, a ja przewróciłam oczami na jego słowa. Gdyby ktoś przysłuchiwał się naszej rozmowie, na pewno ciężko by było mu uwierzyć, że mamy po dwadzieścia lat; w szczególności Shawn, który entuzjazmował się zwykłym hiszpańskim słowem.

- Oczywiście - rzuciłam ironicznie w odpowiedzi. Stety, niestety, chłopak na poważnie wiązał sobie moje słowa do serca.

♪★♪

The Tour: Everything means nothing • Shawn MendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz