22. Bądz posłuszny.

443 28 0
                                    

Następnego dnia, od rana obudził mnie Daryl, który leżąc w łóżku zapalił papierosa. Nie cierpię tego zapachu, wyczuje go nawet na kilometr, a co dopiero w tym samym pokoju, ze zamkniętymi oknami.
-Możesz palić na dworze?- Spytałam zaspanym głosem, lecz Dixon jakby nie słyszał. Obróciłam się w jego stronę, a Daryl poderwał się z łóżka. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na niego. Ubierał się.
-Idziesz na polowanie?- Spytałam znów, przecierając oczy. Mężczyzna nawet na mnie nie spojrzał.
-Jak nie masz zamiaru ze mną rozmawiać, to chociaż nie pal tu papierosów.- Burknęłam siadając na łóżku. Daryl spojrzał na mnie przelotnie, chwycił kuszę i wyszedł. O co mu chodzi? Wstałam z łóżka i wyjrzałam za okno. Mocno świeciło słońce, ale powietrze było chłodne i rześkie. Nagle spod budynku wyszedł Daryl. Był w samej kamizelce, z odkrytymi rękami. Czyżby testosteron uderzył mu do głowy? Chwyciłam jakąś bluzkę, szal i wybiegłam za meżczyzną, który już był kilkanaście metrów dalej.
-Daryl zaczekaj!- Zawołałam i podbiegłam do niego. Dixon przystanął i spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.
-Ubierz się. Będziesz chory.- Wyciągnęłam rękę z rzeczami w jego stronę. Daryl cały czas przyglądał mi się.
-Kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać?- Spytał nagle. Nie spodziewałam się takich słów z jego ust. Zmarszczyłam brwi.
-Martwię się o ciebie...- Zaczęłam mówić.
-Kiedy ja ostatni raz się o ciebie martwiłem, kazałaś mi odjeść.- Stwierdził, a jego wzrok powędrował za mnie. W tym samym momencie poczułam zapach spalenizny. Obróciłam się w stronę budynku, gdzie było nasze mieszkanie i spojrzałam w górę. W oknach widać było płomienie, stopniowo rozpraszające się po budynku.
-Musimy wsiąść nasze rzeczy!- Orzekłam spoglądając na Daryla ze zbierającymi się łzami w oczach. Mężczyzna spuścił wzrok.
-Nie.- Stwierdził zachrypniętym głosem. Spojrzałam na niego ostatni raz, rzuciłam ubrania na ziemię i ruszyłam w stronę budynku. Nagle poczułam szarpnięcie. Dixon mocno chwycił mnie za nadgarstek. Następnie poczułam okropny ból w tym miejscu.
-Nie możesz!- Krzyknął zaciskając dłoń. Z bólu ściągnęłam oczy.
-Przestań!- Krzyknęłam próbując wyrwać rękę, po mimo bólu. Dixon nagle mnie puścił. Odsunęłam się od niego chwytając za fioletowy nadgarstek. Spojrzałam na mężczyznę, który przyglądał mi się jakby nie obecnym wzrokiem.
-Przepraszam.- Stwierdził cicho. W pewnym momencie w oddali zauważyłam stado sztywnych, kierujących się w nasza stronę. Ogień i hałas ich tu przyciągnął.
-Musimy uciekać! Zaraz tu dojdą!- Powiedział Daryl. W tym samym momencie budynek wybuchł. Padliśmy na ziemie, pod wpływem uderzenia. Ogień, aż wylewał się z okien i drzwi.
-Chodź! Zaraz ogień dosięgnie auta i benzyna wybuchnie!- Daryl podniósł mnie do pionu i chwycił za ramie, ciągnąc jak najdalej od pożaru. Biegliśmy bez przerwy, aż usłyszeliśmy za sobą, w oddali wybuch. Benzyna w aucie wybuchła smażąc wszystkich sztywnych.
-Zostaw mnie.- Wyrwałam się Darylowi. Ten tylko spojrzał na mnie przelotnie i coś odburknął pod nosem. Przez dłuższy czas szliśmy w krępującej ciszy,  aż dotarliśmy do torów. Na skrzynce elektrycznej był wyblakły napis, aby iść w wzdłuż torów, gdzie znajduje się „Azyl" dla ocalałych.
-Myślisz, że mogą być tam nasi?- Spytał Daryl czytając napis.
-Może tam się skierowali, ale to miejsce na pewno już upadło.- Orzekłam przechodząc tory i ponownie ruszając wzdłuż szosy.
-Gdzie ty idziesz?! Lilly!- Krzyknął za mną, lecz ja zignorowałam go.
-Masz się mnie słuchać!- Krzyknął ruszając za mną.
Przystanęłam i obróciłam się w jego stronę.
-Bo co?- Z lekka miałam dość rządzenia się Daryla.
-Bo dbam o nas. Cały czas przejmuje się tobą i dbam, żebyś dożyła następnego dnia.- Orzekł wściekłe z zaciśniętymi zębami.
-Masz racje i wiem, że robisz wszystko żeby nas chronić, ale nie możesz za mnie ciągle decydować. Wybacz, lecz nie pójdę do Azylu. Mam złe przeczucia co do tego.- Stwierdziłam.
-Nie rozumiesz, że tam mogą być Rick, Carol i reszta grupy?- Spytał.
-Nie wydaje ci się to podejrzane? Albo to miejsce już nie istnieje, albo ktoś specjalnie chce nas tam zwabić.- Powiedziałam. Daryl spuścił wzrok, zdjął z ramienia kuszę i wyciągnął rękę z bronią w moją stronę.
-Weź to. Nie masz innej broni.- Stwierdził zachrypniętym głosem.
-A ty?- Spytałam chwytając kuszę.
-Poradzę sobie.- Odparł.
-Dziękuje.- Uśmiechnęłam się smutno powoli cofając do tyłu.
-Do zobaczenia Darylu Dixonie...- Szepnęłam bardziej do siebie niż do niego. Spojrzałam ostatni raz na mężczyznę, obróciłam się i ruszyłam przed siebie. Do oczu zaczęły napływać mi łzy, lecz szybko je wytarłam. W pewnym momencie rozpłakałam się jak małe dziecko, ale nie mogę się oglądać za siebie.

Pov. Daryl

I ruszyła. Beze mnie. Stałem tak w bez ruchu, wpatrując się w nią, aż zniknęła w oddali, za zakrętem. Czułem się okropnie rozdarty. Mogłem traktować ją surowiej i nie dopuszczać tak blisko do siebie. Mogłem ją bardziej uzależnić od siebie, tak żeby tylko mnie słuchała. Tylko pytanie jest, czy to ona bardziej potrzebuje mnie, czy ja ją? Lilly chciała wolności i właśnie teraz ją dostała.

Pov. Lilly

Szlam wogóle się nie zatrzymując. Pod wieczór dotarłam na osiedle domów. Byłam strasznie zmęczona. Nagle na dachu zauważyłam jakiegoś chłopca. Podbiegłam bliżej. Był to Carl.
-Lilly?- Spytał ze szerokim uśmiechem.
-Tak, jest z tobą tata?- Spytałam.
-Poczekaj, za raz zejdę.- Stwierdził cofając się do okna. Następnie zszedł i otworzył drzwi od domu.
-Chodź, tu jest dużo jedzenia.- Orzekł. Bez słowa podbiegłam i przytuliłam chłopca. Później weszliśmy do środka i otworzyliśmy puszki.
-Co ci się stało?- Spytał Carl wskazując łyżką, na mój fiolety nadgarstek. Westchnęłam.
-Aa przewróciłam się.- Musiałam skłamać. Carl skinął głową.
-Gdzie jest Daryl?- Spytał nagle.
-Rozdzieliliśmy się.- Odparłam wbijając wzrok w ziemię.
-Szkoda, zawsze byliście razem. Z kolei tata jest w domu obok. Jest chory, ciagle śpi i ma gorączkę. Musisz nam pomóc.- Powiedział spoglądając na mnie smutno.
-Nie martw się. Damy radę.- Orzekłam wstając. Carl zaprowadził mnie do domu, a sam poszedł szukać jakiś leków. Weszłam po schodach na górę, gdzie leżał Rick. Mężczyzna spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Był blady i miał podkrążone oczy.
-Lilly...- Szepnął wyciągając do mnie rękę.
-Też się cieszę, że cię widzę. Już się tobą zajmę.- Powiedziałam chwytając go za rękę. Był rozpalony. Nagle usłyszałam głośne, męskie śmiechy, a następnie jak ktoś rozwala drzwi. To nie był Carl.
-Rick musimy się ukryć.- Szepnęłam do niego. Chwyciłam go pod ramię i pomogłam zejść z łóżka.
-Musimy wejść pod łóżko.- Szepnęłam. Rick spojrzał mi głęboko w oczy i kiwnął twierdząco głową. Weszliśmy pod łóżko.

CDN

Dziękuje Ci, że czytasz tą książkę 💕
Pamiętaj o zostawieniu po sobie gwiazdki ⭐️

I would die for you  - Daryl Dixon/TWDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz