6. Obrońca.

652 38 1
                                    

Wstałam z samego ranka. Okazało się, że wieczorem, zeszłego dnia Shane, musiał jechać do najbliższego szpitala po respirator, inaczej Hershel nie dałby rady uratować chłopca. Na szczęście, po operacji przez całą noc, Carla udało się uratować, lecz jest w śpiączce.

Z kolei ja zjadłam śniadanie i nakarmiłam Jima. Następnie Jim z pełnym brzuchem zasnął, wiec poprosiłam, aby mama Maggie się nim zajęła, a ja w tym czasie zrobiłam Darylowi kanapki.
-Rick, widziałeś Daryla?- Spytałam szeryfa. Miał podkrążone, czerwone oczy.
-Grzebie coś przy motorze.- Odparł.
-Dzięki.-
-Lilly, mam pytanie.- Zatrzymał mnie, gdy chciałam wyjść.
-Śmiało.- Uśmiechnęłam się.
-Znaliście się przed apokalipsą? Pytałem o to Dixona, lecz nie chciał powiedzieć.-
-Tak, ponad 3 lata się znamy. Pracował u mojego ojca, naprawialiśmy motory i samochody.- Stwierdziłam. W tym momencie przypomniał mi się tata i zrobiło mi się bardzo smutno. Szczerze mówiąc poza tatą i Darylem nie miałam nikogo. Jak pamiętacie w szkole nie byłam jakoś szczególnie lubiana.
-Chciałbym, abyś dołączyła do naszej grupy. Jeśli tylko chcesz...-
-Z wielką przyjemnością Panie szeryfie. Dziękuje.- Zażartowałam z lekka, a na twarzy Ricka wkradł się niezauważalny uśmiech. Grimes nie jest złym człowiekiem, nie zasłużył na takie zamartwianie się, a Carl na pewno wyzdrowieje.
-Dawno nikt mnie tak nie nazywał i to ja dziękuje...-
-Rick!- Nagle zawołała go Lori z pokoju, gdzie leżał chłopiec. Oboje pobiegliśmy zobaczyć co się dzieje. Carl się obudził, lecz miał wysoką gorączkę. Najważniejsze, że żyje. Później poszłam do Daryla, lecz za miast niego zastałam zapłakaną Carol, poznałam ją wczoraj. Jej córka Sophie zaginęła w lesie. Coś okropnego.
-Witaj Carol, szukałam cię wszędzie, zrobiłam ci kanapki. Wiesz gdzie jest Daryl?- Usiadłam na trawie obok kobiety, następnie podając jej talerz z śniadaniem. Musiałam trochę nagiąć prawdę, żeby nie było jej przykro. Dla Dixona zrobię później śniadanie.
-Dziękuje, miło że o mnie pamiętasz. Daryl wyruszył z rana, szukając Sophie, czekam aż wróci.- Oparła ocierając łzy.
-Jeśli chcesz porozmawiać, wysłucham cię...-
-To wszystko nie ma sensu, ona już pewnie nie żyje...- Odparła niewyraźnie i rozpłakała się. Muszę coś zrobić. Nie możemy tak siedzieć bezczynnie.
-Nie płacz, pójdziemy jej szukać. Poproszę kogoś o pomoc.- Stwierdziłam i wstałam. Nie chciałam zawracać Rickowi głowy, ponieważ był wystarczająco zmęczony Carlem. Musiał to być ktoś inny, na równie silnej pozycji. Shane. Rozglądnęłam się za nim i zauważyłam go siedzącego w cieniu, pod stodołom. Szybkim krokiem ruszyłam w jego kierunku.
-Cześć Shane, jesteś nam potrzeby, aby odnaleźć tą dziewczynkę...-
-Ona nie żyje.- Stwierdził krótko, przyglądając mi się i wstając.
-Carol naprawdę cierpi...-
-Jestem zmęczony, wczoraj jechałem po respirator dla Carla.-
-Musisz zebrać ludzi i...-
-Co ja muszę? Jesteś tu nowa i się rządzisz, gorzej niż Rick.- Nagle mi przerwał.
-Musisz nam pomóc...- Kontynuowałam.
-Nic nie muszę. A poza tym, skąd ty możesz coś wiedzieć o szukaniu i tropieniu ofiary? Próbujesz udawać detektywa? Jesteś nikim, zwykłym wieśniakiem tak jak ten twój przydupas z łukiem...- Shane podchodził coraz bliżej, zaciskając pięści. Przestraszyłam się go i zaczęłam się cofać do tyłu. Co za dupek.
-Po pierwsze to kusza czubku, a po drugie po mimo, że z Darylem jesteśmy ze wsi, nie ruchamy wszystkiego co się rusza, jak ty.- Przy ostatnich słowach uśmiechnęłam się cwaniacko.
-Coś ty powiedziała...- Wysyczał przez zęby.
-Po mimo, że jestem tu niecałe dwa dni, widzę jak lepisz się do Lori, znikasz co jakiś czas z Andreą w lesie lub napastujesz wzrokiem, konkretne części ciała, dziewczyn w obozie.- To prawda, tego nie da się ukryć. Shane zachowywał się jak jakiś napalony jeleń w czasie godów.
-Zamknij się...- Wysyczał. Nagle się przewróciłam.
-I co teraz? Co masz do powiedzenia? I tak nikt cię nie usłyszy.- Nachylił się z zamiarem chwycenia mnie za szyję. Lecz w pewnym momencie Daryl chwycił go od tyłu, rzucając na ziemie. Później wycelował w niego kuszą. Był tak wściekły na Shanea, że tętnica na jego szyi, szybko pulsowała, jakby miała zaraz pęknąć. Podniosłam się i chwyciłam Dixona za ramię. W tym samym momencie przybiegł Dale ze strzelbą.
-Co się dzieje?- Spytał starszy mężczyzna.
-Shane chciał skrzywdzić Lilly.- Stwierdził Dixon, nie spuszczając z Shane'a wzroku.
-Coś ci zrobił?- Spytał Dale.
-Nie, nic się nie stało. Chciałam go poprosić o pomoc w poszukiwaniu Sophie.-
-Masz się do niej nie zbliżać dupku, bo ci odetnę jaja i wsadzę w pysk. Znając cię masz takie małe, że się zmieszczą.- Oparł Daryl. Wraz z Dale'em nie mogliśmy się powstrzymać i zaczęliśmy się śmiać. Później wróciliśmy do Carol i Daryl powiedział jej, że nie znalazł po dziewczynce żadnego śladu, lecz obiecaliśmy kobiecie, że będziemy codziennie szukać jej córki.

-Lilly, zaczekaj.- Powiedział przyjaciel podchodząc, gdy chciałam odejść z Carol.
-Carol idź, zara cię dogonię.- Stwierdziłam do kobiety, która skinęła głową i ruszyła dalej.
-Nie sądzę, że pomysł, abyś szukała jej ze mną, jest dobry.- Stwierdził Dixon.
-Chcę wam pomóc. A razem będzie szybciej...-
-Nie umiesz walczyć, czy też strzelać.- Stwierdził twardo.
-Jakoś przeżyłam przez ostatnie miesiące sama i do tego z małym dzieckiem.- Stwierdziłam. W tym momencie przypomniało mi się, że w lesie zostawiłam motor. Naprawie go i poszukam Sophie na własną rękę.
-Kiedy ojciec umierał, powiedział, że jeśli cię jeszcze kiedykolwiek spotkam to mam ci powiedzieć, że byłeś dla niego jak syn, ale dla mnie nie jesteś starszym bratem. Nie możesz mi rozkazywać.- Daryl spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem. Widziałam w nim ból i przykrość, lecz mężczyzna nie dawał po sobie tego poznać. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co tak naprawę powiedziałam. Jak mogłam takie coś powiedzieć. Dixon jest jedyną osobą na tym cholernym świecie, na której mi zależy. Ostatnio emocje biorą nade mną górę i nie panuje nad tym co mówię. Gdy w oczach zebrały mi się łzy, wymięłam mężczyznę i ruszyłam biegiem do lasu. Po dłuższym czasie znalazłam motor. Oparłam się o niego i zaczęłam płakać. Gdy zaczęło się ściemniać ruszyłam z motorem na farmę. Wszyscy siedzieli już w domu albo w namiotach. Tylko Dale zauważył mnie z dachu campera i zszedł do mnie. Postawiliśmy motor przy caperze. Dale ma narzędzia i jutro będę mogła naprawię swoje cacko.

CDN

I would die for you  - Daryl Dixon/TWDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz