5. Kurtka.

701 42 1
                                    

Przez cały tydzień myślałam nad imieniem dla chłopca i postanowiłam, że nazwę go James, w skrócie Jim. Jakoś żyliśmy z dnia na dzień. Po tygodniu skończyło się jedzenie. Spakowałam wszystko i ruszyłam z Jimem dalej.

Pov. Daryl

Tydzień później dotarliśmy do miasteczka. Mieliśmy dobry czas, wiec mogliśmy pozwolić sobie na zboczenie z trasy. Musieliśmy zrobić zapasy, zebrać resztki jedzenia i paliwa, które się jeszcze uchowały.
-Daryl, znalazłam coś dla ciebie. Trochę brudne, ale mogę ci wyprać, gdy nadarzy się okazja.- Podeszła do mnie Carol z jakąś zabrudzoną kurtką. Miałem wrażenie, że kobieta mnie podrywa od jakiegoś czasu, co nie podobało mi się. Gdy chciałem obrzucić ją jakimś opryskliwym tekstem, aby dała mi spokój na kolejne kilka dni, dostrzegłem, że to moja stara kurtka, którą Lilly miała mi oddać.
-Ona tu była.- Stwierdziłem do siebie i chwyciłem rzecz. Carol zmarszczyła brwi.
-Kto?-
-Lilly.- Stwierdziłem strzepując brud i kurz z kurtki i następnie ją zakładając. Nawet zniszczona skóra bardziej mi pasuje.
-Kto to ta Lilly?- Spytała. Spojrzałem na nią przeszywającym wzrokiem. No właśnie, kim ona dla mnie jest?
-Stara przyjaciółka.- Odburknąłem.

Pov. Lilly

Na noc zatrzymywaliśmy się w opuszczonych chatkach po drodze, gdzie również znajdowałam resztki jedzenia.

-Minęły  już ponad cztery miesiące, a świat zdążył się tak zmienić.- Stwierdziłam do Jima. On tylko spojrzał na mnie i się uśmiechał. Właśnie coś się zepsuło w motorze i bez narzędzi nie mogę tego naprawić. Od kilku dni stoimy prawie w miejscu. Dodatkowo muszę pchać motor, który nie należy do najlżejszych, przedzierając się, co jakiś czas, przez krzaki. Szliśmy przez las, ponieważ do najbliższego miasta tędy jest szybciej. Mam nadzieje, że w mieście uda mi się znaleść narzędzia. Nagle w oddali zobaczyłam chłopca i niedaleko niego jelenia. Wyciągnął w stronę zwierzęcia dłoń, jakby chciał go pogłaskać. W pewnym momencie rozległ się strzał, a chłopiec upadł wraz z jeleniem, krwawiąc. Rzuciłam motor i zaczęłam biec w stronę młodego chłopaka. Po mimo, że miałam jeszcze Jima na plecach, chwyciłam postrzelonego chłopca. Po chwili podbiegło dwóch mężczyzn. Jeden ubrany jak szeryf, a drugi z bronią myśliwską.
-Szybko za mną, mamy lekarza, pomoże mu.- Stwierdził ten z bronią, ciężko dysząc i ruszając do przodu. Chwyciłam chłopca za ręce, a szeryf za nogi, dzięki temu mogliśmy go szybciej przenieść. Po chwili dotarliśmy na wielką farmę, a naszym oczom ukazała się biała chata. Weszliśmy i położyliśmy chłopca na łóżku, następnie zajął się nim starszy mężczyzna. Byłam tak zestresowana zaistniałą sytuacją, że cała się trzęsłam.
-Dziękuje, że mi pomogłaś, Rick.- Stwierdził szeryf, przedstawiając się i wyciągając rękę.
-Nie ma za co, Lilly.- Uściśłam jego dłoń i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Syn?- Spytałam.
-Tak, Carl...- Odparł krótko, spoglądając mi prosto w oczy. Była w nich złość i stres, jakiego nigdy nie doświadczyłam.
-A twój?- Spytał. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie, nie jestem jego matką. Znalazłam Jima w opuszczonym budynku, postanowiłam się nim zaopiekować.- Mężczyzna pokiwał twierdząco głową, w znak, że rozumie. Następnie podeszła do nas młoda kobieta, przedstawiła się nam jako Maggie i ten facet co postrzelił Carla. Wyjaśniliśmy im wszystko. Okazało się, że Rick ma swoją grupę, która jest w lesie, wiec Maggie pojechała na koniu, aby ich tu sprowadzić. Matka Maggie okazała się bardzo miła i zaproponowała, że zajmie się na chwile Jimem, żebym ochłonęła. Wyszłam na dwór na ganek. Było lato, powiewał przyjemny wiatr. Nagle zauważyłam jadące w naszą stronę samochody i camper.
-Rick, jadą!- Zawołałam. Wraz z Rickiem zeszliśmy do nich. Następnie ludzie Ricka zaparkowali. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk silnika motoru. Spojrzałam w tamtą stronę. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Na motorze, to był Daryl. Miał moją kurtkę. Zatrzymał się i zaparkował trochę dalej od wszystkich, przy skraju lasu. Z całej siły zaczęłam biec w jego stronę. Mężczyzna obrócił się i z niedowierzaniem wpatrywał się we mnie. Rzuciłam się na niego i przytuliłam.
-Lilly?- Spytał zachrypniętym głosem obejmując mnie.
-Stęskniłam się...- Odparłam. Po policzku spłynęła mi łza szczęścia.
-Myślałem, że nie żyjesz, aż do czasu, kiedy znalazłem twoją kurtkę...- Uśmiechnął się szeroko.
-Ja ciebie też szukałam, ale z czasem zaczęłam tracić nadzieje, że żyjesz.- Odparłam. Następnie chwilę porozmawialiśmy i wróciliśmy do reszty grupy. W końcu mogłam wszystkich poznać. Wieczorem usiedliśmy we trójkę, na polu podziwiając gwiazdy. Wcześniej przedstawiłam Dixonowi Jima.
-Wiesz, krótki czas po tym jak to wszystko się zaczęło, pojechałem pod twój dom. Był cały rozwalony, ktoś go obrabował, było też dużo krwi. W tedy pomyślałem, że nie żyjesz. Ciężko mi było się z tym pogodzić. Długi czas później w miasteczku znalazłem moją kurtkę, którą nosiłaś.- Stwierdził.
-Mi też przez te cztery miesiące było ciężko, bez ciebie. W głębi wiedziałam, że jesteś twardzielem i uda ci się przeżyć. Nie wiedziałam tylko, czy jeszcze się spotkamy, aż do dziś.- Stwierdziłam spoglądając w gwiazdy. Teraz, kiedy miasta upadły i nie generują sztucznych świateł idealnie widać wszystkie gwiazdy.
-Fajnie było ponosić, ale jest twoja.- Powiedział wręczając mi kurtkę.
-Należy do ciebie, miałam ci ją oddać tamtego dnia.- W tym momencie uśmiech znikł mi z twarzy.
-Chce cię przeprosić, za ten wieczór, przed apokalipsą, nie byłem w tedy sobą. Żałuje, że tak cię potraktowałem...-
-Daj spokój, nic się nie stało. Dawno i nie prawda, jak to ojciec mawiał. Obiecaj mi tylko jedno, że już nigdy nie sięgniesz po to świństwo.- Daryl spojrzał mi prosto w oczy.
-Obiecuje...- Wpatrywaliśmy się w siebie. I po mimo, że był mrok, światło gwiazd i księżyca nam wystarczyło, aby nie zwątpić kim naprawdę jesteśmy. Gdy zrobiło się późno, Daryl odprowadził mnie do domu Hershela, gdzie ze względu na małe dziecko dostałam pokój. Z kolei ludzie Ricka musieli spać w namiotach.

CDN

Podziel się gwiazdką ⭐️💪🏻💕

I would die for you  - Daryl Dixon/TWDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz