63. Wszystjo jedno.

175 9 0
                                    

-Ma gorączkę i jest nieprzytomny.- Stwierdził nerwowo Daryl, kładąc syna na łóżku szpitalnym. Siddiq zaczął pośpiesznie oglądać i badać chłopca. Wytarłam w rękaw łzy, ściekające po policzkach. -Przez ranę wdało się zakażenie. Podam mu teraz leki, jakie posiadam, lecz ktoś będzie musiał pojechać po antybiotyk do najbliższego szpitala.- Orzekł młody mężczyzna. W tym momencie popłakałam się. -Mogłeś nie wracać, przez ciebie teraz Juls jest chory!- Krzyknęłam, po prostu puściły mi nerwy. Daryl tylko przyglądał mi się bezsilnie, z narastającym smutkiem w oczach. -Proszę, pomóż mi, ten jeden jedyny raz uratować syna, a już nigdy włos z głowy jemu, ani Josephowi nie spadnie.- Orzekł spokojnym głosem podchodząc. -Dobrze, przepraszam, że krzyczałam. Spytam Michonne, czy przypilnuje Josepha, a ty uszykuj auto i broń.- Stwierdziłam łamiącym się głosem do Dixona, wychodząc z budynku.

-Nie martw się. Wszystko się uda.- Przyjaciółka chwyciła mnie za ramię. -Mamo, wrócicie jeszcze dziś?- Nagle spytał Joe. Spojrzałam mu prosto w oczy. -Nie mogę tego obiecać, ale bądź dobrej myśli.- Stwierdziłam i pocałowałam go w głowę. Następnie Daryl podjechał autem i odjechaliśmy. Przez dłuższy czas jechaliśmy w krępującej ciszy. -Myślisz, że nasze życie ułożyłoby się tak samo, jeśli żylibyśmy w poprzednim świecie?- Spytałam. Daryl spojrzał na mnie przelotnie. -Nie wiem.- Odparł. -Może mieszkalibyśmy na jakiejś farmie, albo w lesie. Miałbym trzy prace, żeby utrzymać rodzinę.- Dodał po chwili. -Wszytko jedno w jakim świecie żyjemy, nasze życie jest wystarczająco trudne.- Szepnęłam zanurzając się we własnych myślach. Mniej więcej po godzinie, dojechaliśmy do szpitala. Znajdował się w środku miasta. -Nie ma dużo sztywnych.- Stwierdził Dixon ładując broń. -Nie oceniaj dnia przed zachodem słońca.- Dodałam. Następnie weszliśmy do szpitala. Daryl od razu zastrzelił kilku zombie, które wyszło z korytarza. Z kolei ja zaczęłam grzebać w biurku recepcji. Znalazłam dokument z rozpiską leków. -Na pierwszym piętrze mają zapasów leków.-Stwierdziłam. Od razu tam ruszyliśmy. Na schodach niespodziewanie napotkaliśmy grupę sztywnych, na których zeszło nam trochę amunicji. Kiedy dotarliśmy na pierwsze piętro, również czekali na nas goście. W pierwszej kolejności Daryl zabijał ich kuszą, a kiedy strzały się skończyły nożem, lecz nachodziło ich coraz więcej. -Skąd oni do cholery się wzięli?!- Krzyknęłam wściekła, strzelając. -Jest ich za dużo! Nie damy rady ich zabić!- Krzyknął Daryl i pociągnął mnie do jakiegoś pokoju. Wbiegliśmy do środka, a mężczyzna zablokował drzwi całym ciężarem swojego ciała. Mimo to sztywni dobijali się, próbując wyważyć drzwi. Podniosłam wzrok. W tedy ukazały mi się wszystkie leki i antybiotyki. -Daryl to ta sala!- Krzyknęłam z uśmiechem. -Znajdź ten antybiotyk, bo długo nie wytrzymam.- Stwierdził zapierając się z całej siły. Zaczęłam szukać. Wszystko było porozwalane. Leki były pomieszane, a niektóre pudełka puste. Dodatkowo, z nerwów zaczęły trząść mi się ręce. -Lilly szybciej!- Stwierdził Dixon. -Nie mogę.- Odparłam szybciej czytając etykiety. -Znalazłam!- Orzekłam. W tym samym momencie Daryl nie wytrzymał i przewrócił się. Wszystkie noże i pistolet wyleciały mu. Do sali wlała się fala zombie. Cała broń mężczyzny znalazła się pod nogami sztywnych. Zaczęłam strzelać i krzyczeć, żeby odwozić uwagę zombie od Daryla. Wszystkie ruszyły na mnie. -Panie Chupacabra! Zawsze cię kochałam!- Krzyknęłam do Daryla i rzuciłam do niego, przez mur zombie, antybiotyk. -Uciekaj i ratuj naszego syna!- To były ostatnie słowa jakie powiedziałam. W tym momencie jakiś sztywny ugryzł mnie w tchawicę. Przyłożyłam sobie pistolet, z ostatnim nabojem do skroni i pociągnęłam...

Pov, Daryl

Wszystko działo się za szybko. Nie wiedziałem co robić. Czułem się jak dziecko we mgle. -Uciekaj i ratuj naszego syna!- Krzyknęła. Nie miałem się jak bronić. Otworzyłem okno i wyskoczyłem przez nie. Nagle usłyszałem strzał. Podniosłem się i schowałem antybiotyk do plecaka. -Lilly?!- Krzyknąłem wypatrując jej w oknie. -Lilly!- Krzyknąłem mocniej, lecz przez dłuższą chwilę nie odpowiadała. Nie, to nie może być prawda. -Lilly!!!- Krzyknąłem po raz ostatni. Czułem jak w oczach zbierają mi się łzy. Jak serce zaczyna pękać. -Proszę...- Padłem na kolana płacząc, lecz gdzieś tam w głębi duszy miałem nadzieję, że zaraz wyjdzie, jakimś innym wyjściem, ubrudzoną we krwi sztywnych i chwaląc się mi ile ich zabiła, lecz to było tylko marzenie. -Nie!!!- Krzyknąłem przeraźliwie, z całej siły i położyłem się na ziemi. Nie miałem siły wstać. Każdy mój mięsień ściskał niewyobrażalny smutek i rozpacz, a szczególnie serce. Kiedy zaczęło zachodzić słońce zebrałem się w sobie i ruszyłem z powrotem do Alexandrii. Ledwo widziałem, miałem rozmazany obraz od łez. Gdyby nie Juls i Joseph powiesiłbym się. Straciłem tak dużo osób, na których mi zależało. Czy życie musi być tak okrutne, żeby zabierać ich jeszcze więcej?

CDN

I would die for you  - Daryl Dixon/TWDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz