-Alexandria, to te wasze osiedle?- Spytał Jezus, przyspieszając.
-Tak, jeśli będziesz chciał do nas dołączyć, przekonam Ricka.-Stwierdziłam. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie.
-Tak się składa, że mam gdzie mieszkać.- Odparł.
-Lepiej żyć w grupie...- Zaczęłam mówić.
-Mamy społeczność i z tego co mówiłaś, to nawet większą niż wy.- Powiedział. Spojrzałam na Jezusa z niedowierzaniem.
-Mieszkamy na wzgórzu. Mamy warzywa, drewno, kowala.- Stwierdził. Nie dowierzałam w to co słyszę. Myślałam, że nasza grupa jest ostatnią społecznością. Pod wieczór dojechaliśmy do Alexandrii. Wysiadłam z auta.
-Lilly? Myślałam, że już nie wrócicie.- Powiedziała Maggie chowając karabin. Następnie zeszła z platformy i otworzyła bramę.
-Gdyby nie Jezus, nie wrócilibyśmy.- Wskazałam na mężczyznę za kierownicą. Maggie spojrzała na niego podejrzliwie.
-Kto to?- Spytała.
-Myślę, że ty i Rick powinniście z nim porozmawiać, ale najpier pomoże mi przenieść Daryla do domu.- Odparłam i zagwizdałam widząc Ricka, w oddali.
-Rick! Szybko!- Zawołam. Mężczyzna podbiegł.
-Co się dzieje? Kto to jest?- Spytał chwytając za pistolet.
-Poznacie się później. Daryl jest chory, przegrzał się i zemdlał. Pomóż mi przenieść go do domu.- Rick wyjął Daryla i chwycił za ramiona, z kolei ja za nogi. Maggie otworzyła drzwi od domu i podłożyła poduszkę. Następnie położyliśmy Dixona na kanapie.
-Rick, co to za mężczyzna...- Nagle weszła Carol.
-Carol, przynieść kroplówkę. Szybko.- Orzekłam. Kobieta bez słowa udała się po kroplówkę i jeszcze szybciej wróciła. Następnie podłączyła ją do Daryla.
-Jest cały spalony.- Stwierdziła zdejmując mu chustę z głowy.
-Poczekajcie, wydaje mi się, że mam coś na poparzenia.- Powiedziała Maggie wracając się do swojego domu i po chwili przyszła z maścią.
-Dziękuje.- Wzięłam maść i zaczęłam smarować ręce Dixona. W między czasie zrobiło się bardzo późno i Maggie i Carol wróciły do swoich domów. Przez okno widziałam tylko jeszcze, jak Rick rozmawia z Jezusem. Ostatecznie Jezus odjechał, a na osiedlu zrobiło się spokojnie, jak przedtem. Wzięłam ręcznik i namoczyłam w zimnej wodzie, następnie położyłam na czole Daryla. Gorączka powoli schodziła. Usiadłam w fotelu obok i spojrzałam na mężczyznę. Kto by się spodziewał, że będę kiedyś z tym facetem. Na początku, jak przyjeżdżał do warsztatu mojego ojca, bałam się go. Teraz, coraz częściej zastanawiam się nad dzieckiem. Przez te miesiące nie wydarzyło się nic złego, może rzeczywiście to dobry czas. Maggie jest w ciąży i dobrze sobie radzi. Na chwilę przymknęłam oczy i zasnęłam, zmęczona całym dniem.Pov. Daryl
Obudziłem się rano, z bólem głowy. Podniosłem się do siadu i zauważyłem, że jestem podłączony do kroplówki. Zauważyłem również, że moje ręce nie są już czerwone i skóra mnie nie piecze. Odłączyłem od siebie kroplówkę. Spojrzałem na Lilly, która spała w fotelu obok, z maścią w ręce. Uśmiechnąłem się do siebie mimowolnie. Ta dziewczyna opiekuje się mną lepiej niż matka. Powoli wstałem i podszedłem do Lilly. Następnie delikatnie pocałowałem ją w głowę. Później wszedłem do kuchni i wypiłem całą butelkę wody. Gdy chciałem wyjąc talerz wypadł mi, robiąc hałas. Głupi ja. Zawsze coś spieprzę. Dziewczyna obudziła się i spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem. Następnie poderwała się z fotela w moją stronę.
-Chciałem coś zjeść i talerz mi wypadł...- Zacząłem się tłumaczyć, ale ona tylko owinęła ręce wokół mojej szyi i pocałowała mnie namiętnie. Byłem trochę zdziwiony, ale podobało mi się to.Pov. Lilly
-Jak dobrze, że nic ci nie jest. Byłeś długo nie przytomny. Strasznie się martwiłam.- Powiedziałam puszczając go.
-Już mi lepiej. Dziękuje, że się mną zajęłaś.- Stwierdził zachrypniętym głosem. Wyjęłam jajka i zaczęłam robić jajecznicę.
-Jak nie ja, to kto?- Zaśmiałam się. Dixon podszedł do okna i wyjrzał przez nie na ulicę.
-A gdzie jest motor?- Spytał nagle.
-Oddałam go komuś, kto pomógł mi ciebie przewieźć do Alexandrii.- Odparłam. Daryl spojrzał na mnie.
-Wiesz, że nikomu nie można ufać.- Stwierdził, ciężko siadając przy stole. Podałam mężczyźnie jedzenie i usiadłam na przeciwko niego. Daryl zaczął jeść zachłannie, przyglądając mi się.
-Mam nadzieję, że dziś go poznasz. To dobry człowiek.- Stwierdziłam.
-Skoro tak mówisz...- Odparł. W tym momencie usłyszeliśmy dźwięk motoru. Oboje wyszliśmy na ganek. To był Jezus. Przywitał się z Rickiem i Maggie. Zeszłam do nich i przywitałam się z Jezusem.
-Jedziemy na Wzgórze, jedziecie z nami?- Spytała Maggie. Spojrzałam na Daryla, który stał pod zadaszeniem i wszystkiemu się przyglądał.
-Ja tak, Daryl zostanie.- Odparłam.
-Będę czekać z Glennem w samochodzie.- Stwierdziła kobieta odchodząc.
-Lilly, zdaje mi się, że to należy do ciebie.- Stwierdził Jezus rzucając mi kluczyki od motoru.
-Dobra maszyna, ale nie dla mnie. Do twojego męża bardziej pasuje.- Odparł mężczyzna. Uśmiechnęłam się do niego.
-Dziękuję, nie musiałeś go oddawać.-
-Wystarczy, że pomożemy sobie na wzajem.- Orzekł. Wróciłam się do Dixona.
-Jest twój...- Wyciągnęłam w jego stronę kluczyki.
-Jest nasz. Możesz nim jechać na Wzgórze.- Orzekł odsuwając od siebie moją rękę z kluczykami.
-A ty?- Spytałam.
-Może pójdę coś upolować, przypilnuje z Carlem osiedla. Nie martw się.- Powiedział przytulając mnie mocno.
-Wrócimy przed zmierzchem i z Rickiem wszystko ci opowiemy.- Pocałowałam go w policzek i wróciłam do motocykla. Usiadłam, odpaliłam, pewnie chwyciłam kierownice i ruszyłam za autami. Wiatr przyjemnie rozwiewał moje długie włosy. Dawno sama nie prowadziłam motoru. Dłuższy czas później dojechaliśmy pod wysoki, drewniany płot. Zaparkowaliśmy pojazdy i podeszliśmy pod bramę.
-Oni są ze mną!- Krzyknął Jezus, a na jego słowa otworzyli bramę. Weszliśmy do środka rozglądając się.
-Witajcie na Wzgórzu.- Uśmiechnął się do nas Jezus. To wszystko wygląda jak osada, albo wioska. Ludzie hodują warzywa, owoce i drzewa owocowe. Tu jest wszystko, w przeciwieństwie do naszego osiedla, gdzie brakuje jedzenia.
-Moglibyśmy wziąć od nich nasiona i też hodować.- Szepnęła do mnie Michonne.
-Mam nadzieję, że połączymy siły.- Odparłam. Nagle z pięknej kamienicy, wyszedł starszy mężczyzna. Uśmiechnął się do nas.
-Witajcie jestem Gregory i przewodzę tym miejscem. Jezus opowiadał mi o was, wczoraj.- Stwierdził i uścisnął dłoń Rickowi.
-Miło cię poznać, jestem Rick i jestem przywódcą Alexandrii.- Stwierdził Grimes.
-Zapraszam oprowadzę was.- Powiedział Gregory i ruszył, a my za nim. Mężczyzna oprowadził nas, od sadu, uprawy warzyw, przez rzemieślnika do lekarza.
-Są lepiej zaopatrzeni od nas.- Stwierdziłam do Maggie.
-Postaram się z Rickiem coś wynegocjować.- Odparła odchodząc. Nagle, dziewczynka przechodzącą obok mnie, z kartonem jabłek, przewróciła się. Chwyciłam ją, żeby nie upadła na ziemię, lecz owoców już nie udało się uratować.
-Dziękuję.- Uśmiechnęła się do mnie nieśmiało.
-Nie ma za co.- Odparłam pomagając jej zbierać jabłka do kartonu.
-Proszę, może Pani wsiąść trochę, tylko szybko, żeby nikt nie zauważył.- Dziewczynka wręczyła mi pięć jabłek, które schowałam do plecaka.
-Dziękuje.- Stwierdziłam cicho i odeszłam do grupy. Zawzięcie o czymś dyskutowali.
-Dlaczego nie możecie nam oddawać części jedzenia. Będziemy was chronić, przed sztywnymi i nauczymy waszych ludzi walczyć.- Stwierdziła Sasha.
-To nie jest takie proste.- Odparł Gregory.
-Będziemy wam pomagać.- Powiedział Rick. Starszy mężczyzna wlepił swój wzrok w ziemię, jakby wstydził się czegoś przyznać.
-Jedna grupa, nas terroryzuje. Oddajemy im połowę hodowli, w zamian za spokój i bezpieczeństwo.- Orzekł Jezus. Spojrzeliśmy wszyscy po sobie. Dotarło do mnie, że na Ziemi żyje więcej ludzi, niż mi się wydawało.
-To jakoś się z nimi dogadamy...- Zaczęła mówić Maggie.
-Są bezwzględni i nikogo nie słuchają. Zabili mojego męża.- Odezwała się jakaś kobieta z tłumu.
-W takim razie będziemy musieli ich zabić.- Westchnął szeryf.CDN
Pamiętaj o ⭐️
CZYTASZ
I would die for you - Daryl Dixon/TWD
ФанфикOjciec Lilly, zaprzyjaźnia się z Darylem Dixonem, który mieszka w sąsiedztwie. Obie rodziny nie są zamożne. Ojciec dziewczyny daje Darylowi robotę przy naprawie motorów gdzie chłopak może zarobić. W zamian Daryl poluje i przywozi rodzinie zwierzynę...