• 2 lata i 7 miesięcy później •
Nad ranem, obudził mnie głośny płacz dziecka. Tak mi się nie chce wstawać. Obróciłam się na drugi bok i ręką odszukałam Daryla. Następnie trąciłam go, z całej siły w bok.
-Hmm?- Zamruczał przez sen.
-Teraz twoja kolej.- Stwierdziłam zaspanym głosem. Daryl ciężko westchnął i wstał.
-Gdzie są pieluchy?- Spytał po chwili.
-W szafie, na dole.- Odparłam.
-Pomożesz mi? Ty go zawsze przewijasz.- Powiedział.
Bez słowa wstałam. Jasne promienie, wschodzącego słońca, oświetlały pokój. Wzięłam czystą pieluchę, chusteczki i puder. Zdjęłam z Joea brudną pieluchę.
-Wyrzuć to.- Wyciągnęłam w stronę Daryla zużytą pieluchę. Mężczyzna spojrzał na mnie niezadowolony i wziął pieluchę. Potem wytarłam pupę dziecka chusteczką, trochę pudru i gotowe. Mały Joe, od razu przestał płakać i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się do niego. Nie mogłam napatrzeć się na chłopca. Miał wąskie, błękitne oczy po Dixonie i jasne włosy, po mnie. Nagle poczułam jak Daryl chwyta mnie w biodrach i opiera głowę o moje ramię.
-Chyba już pójdę.- Wymruczał mi do ucha.
-Dopiero jest piąta rano. Połóż się jeszcze z nami...-
-Aaaa!- Odezwał się głośno Joe, wyciągając rączkę w stronę ojca.
-Namówiłeś mnie zawadiako.- Daryl uśmiechnął się i wziął chłopca na ręce. Następnie położył się z nim, a ja obok. Przez te lata wiele się zmieniło. Rick odbudował w całości Alexandrię, jest nawet lepiej niż wcześniej. Maggie wygrała w wyborach z Gregorym. Ten mężczyzna ciągle nie może pogodzić się z tym, że już nie rządzi na Wzgórzu. Zapomniałabym, Maggie również ma syna, nazwała go po ojcu, Hershel. Po między Herschelem, a Josephem jest miesiąc różnicy, wiec są w podobnym wieku. Oboje chłopcy mają już ponad rok. Wracając, mi i Darylowi, przypadło Sanktuarium. Kto by się spodziewał, że Dixon będzie kierował tym miejscem. Koniec końców, wszystko dobrze się ułożyło. Niestety, coraz częściej Daryl nadużywa papierosy i mówi mi, że jest tu nieszczęśliwy. Tęskni za tym kim byliśmy kiedyś. Tęskni za tym, kiedy wszyscy byliśmy razem. Mówi, że w tedy nasza grupa mogła wszystko, a teraz jesteśmy rozdzieleni i każdy dba o swoich. Ja najbardziej tęsknie, za czasami kiedy byliśmy na farmie Hershela, wszyscy byliśmy jeszcze nie świadomi tego jak życie nas zadepcze i skopie. W tedy byliśmy wolni.• 10 godzin później/ popołudnie •
-Brakuje nam jedzenia. Uprawy wysychają i nawet nasiona, z tych roślin, nie są zdatne do użytku. To pieprzona fabryka.- Orzekł Daryl, wymachując rękoma.
-Możemy wam pomóc, lecz dobrze wiesz, że ledwo dla nas starczy jedzenia. Mamy jeszcze trochę zapasów, z zeszłego roku.- Odparł Rick.
-W takim wypadku potrzebujemy nasion i najlepiej jakiś maszyn pod uprawę.- Dodała Michonie.
-Dobry pomysł...- Zaczął mówić Rick i podszedł do mnie i Joea.
-Możemy wybrać się do muzeum narodowego w Waszyngtonie...- Kontynuował. Następnie wziął Josepha na ręce i przytulił delikatnie. Chłopiec uśmiechnął się do Grimesa. Kątem oka widziałam niezadowolenie Dixona. Jest zły na Ricka, że każe nam siedzieć w Sanktuarium, ale nie powie mu tego.
-Jutro pojedziemy z Michonne na Wzgórze i do Królestwa. Powiemy im, że plony wysychają i musimy razem wyruszyć po nasiona.- Orzekł Rick. Następnie wszyscy wyszliśmy na zewnątrz. Wyschnięta kukurydza i suche zboże, aż kuło w oczy.
-Będziemy gotowi.- Powiedział Daryl, przejmując od Ricka swojego syna.
-Damy wam znać, kiedy wyruszamy.- Dodała Michonne. Następnie pożegnaliśmy się i goście odjechali na koniach.
-Dlaczego mu nie powiedziałeś?- Spytałam przenosząc wzrok na Daryla.
-Powiem mu, później. Teraz musimy skupić się na znalezieniu nasion.- Odburknął kierując się do warsztatu. Coś go gryzie. Podążyłam za nim, z Joem na rękach. Nagle chłopiec zaczął płakać. Próbowałam go uspokoić, ale nie udawało mi się to. Od ciężaru dziecka i trzymania go ciagle, ręce zaczęły mnie boleć, a Joseph dodatkowo zaczął się kręcić. Czasem jest strasznie marudny. Wszyscy ludzie patrzyli na mnie z wyrzutem. Dixon odszedł do swojego motoru, nie zwracając na mnie uwagi. Od jakiegoś czasu coraz mniej pomaga mi przy dziecku.
-Daryl... pomożesz mi...- Zaczęłam mówić, ale mężczyzna grzebał przy motorze.
-Daryl! Zajmij się swoim synem!- Krzyknęłam. Po prostu nerwy mi puściły. Dixon spojrzał na mnie, wytarł ręce w ręcznik i podszedł do mnie. Wziął ryczącego Josepha i przytulił go. Chłopiec powoli przestawał płakać.
-On potrzebuje też ciebie, ojca. Przez ostatni okres wogóle nim się nie opiekowałeś. Nawet nie umiesz zmieniać pieluchy...-
-Przez ten cały czas, byłem zajęty. Szukałem rozwiązania, żebyś ty i Joe mieli co zjeść.- Odparł podenerwowany.
-Przepraszam, wkurzyłam się.- Chwyciłam Dixona za ramię.
-Możemy porozmawiać?- Spytał cicho.
-Tak, w mieszkaniu.- Odparłam. Następnie windą wjechaliśmy na piętro, gdzie mieliśmy mieszkanie.
-Powinienem więcej się nim zajmować, ale mam dużo roboty cały czas się martwię, że zabraknie jedzenia...- Zaczął mówić i odłożył śpiącego Josepha do łóżeczka. Potem podszedł do mnie blisko i się lekko nachylił.
-...od kilku dni, na ścianach, w garażach są świeże napisy, w stylu „Wszyscy jesteśmy Neganem" albo „Negan by do tego nie dopuścił". Ktoś nas sabotuje.- Stwierdził. W jego oczach widziałam wściekłość. Ostatnio, coraz częściej widuję te uczucie u niego.
-Powinieneś powiedzieć to Rickowi...- Szepnęłam.
-Powiem mu to przy najbliższej okazji. Chciałem znaleść tych gnoi, ale nawet z tym nie daje rady.- Stwierdził zachrypniętym głosem. Owinęłam ręce wokół szyi Daryla.
-Nie martw się. Jesteś najlepszy i wszystko się ułoży. Poprowadź mnie, a pomogę tobie.- Stwierdziłam z uśmiechem. Dixon uśmiechnął się smutno, wpatrując we mnie.
-To nie jest miejsce dla nas. Tu nie jesteśmy wolni, tak jak kiedyś.- Odparł.
-Daryl, jesteśmy wolni i możemy zrezygnować z tego miejsca, jeśli jesteś nieszczęśliwy.- Powiedziałam odgarniając mu włosy z czoła. W pewnym momencie, mężczyzna lekko pochylił się i pocałował mnie. Bardzo brakowało mi tego. Dixon późno wracał, a ja opiekowałam się dzieckiem. Zaczęłam odwzajemniać pocałunki, nieco namiętniej. Daryl zdarł ze mnie bluzkę, chwycił za pośladki i podniósł do góry. Następnie wszedł do sypialni i przymknął drzwi. Położył mnie na łóżku. Oboje zdjelismy pozostałe ubrania i rzuciliśmy się na siebie, spragnieni dotyku, ciepła i miłości. Usiadłam na nim i poczułam jak wchodzi we mnie. Westchnęłam z rozkoszy i opadłam na Daryla, który zaczął odwalać resztę roboty. Po dłuższym czasie skończyliśmy. Położyłam się, naga, obok Dixona, który miał przymknięte oczy.
-Jeszcze raz?- Spytał.
-Muszę nakarmić Joea.- Stwierdziłam spoglądnąć na mężczyznę.
-Ja to zrobię. Mamy mleko w proszku.- Orzekł podnosząc się.
-Ale nie masz nadmiaru mleka, w cyckach.- Zaśmiałam się wstając.
-Chciałbym.- Odparł głupio. Spojrzałam tylko na niego spode łba, ubrałam się i podeszłam do dziecka.CDN
CZYTASZ
I would die for you - Daryl Dixon/TWD
FanfictionOjciec Lilly, zaprzyjaźnia się z Darylem Dixonem, który mieszka w sąsiedztwie. Obie rodziny nie są zamożne. Ojciec dziewczyny daje Darylowi robotę przy naprawie motorów gdzie chłopak może zarobić. W zamian Daryl poluje i przywozi rodzinie zwierzynę...