59. Co cię nie zabije, wzmocni.

175 15 3
                                    

Następnego dnia Rick znalazł nam niezamieszkany dom, do którego się wprowadziliśmy. Na osiedlu mieszkało się kompletnie inaczej, niż w Sanktuarium. Było o niebo lepiej, a przede wszystkim bezpieczniej. Przez kilka następnych dni Daryl mało się do mnie odzywał, co oznaczało że był jeszcze na mnie zły, ale zrobiłam mu małą przyjemność i przestał się dąsać. Przez cały tydzień mężczyzna nie odstępował mnie nawet na krok, aż do pewnego dnia.
-Muszę jechać z Rickiem na budowę mostu. Ludzie się buntują.- Stwierdził Daryl, oddając mi na ręce Josepha. Dixon coś kombinuje. Przez cały czas nie zostawiał nas samych, a tu nagle wyskakuje z takim czymś.
-Ta-ta.- Wydukał chłopiec, wyciągając ręce w stronę Daryla. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Obiecuję, że wrócę, mały.- Stwierdził i pocałował Joea w głowę.
-Na długo?- Spytałam.
-Nie wiem.- Odparł wsiadając na motor.
-Postaramy się to szybko załatwić.- Stwierdził Rick siadając za Darylem.
-Nie jedziesz swoim koniem?- Zmarszczyłam brwi.
-Motorem będzie szybciej.- Dodał Dixon. Zagazował motor i odjechali. Od razu skierowałam się do Michonne z prośbą przypilnowania Josepha.
-Nie możesz jechać za nimi. Jeszcze coś ci się stanie.- Stwierdziła ciemno skóra kobieta.
-Mam złe przeczucie.- Rzuciłam na odchodne i wsiadłam na konia. Następnie odjechałam za śladami wymiecionych liści z ulicy oraz dźwięku motoru. Jechałam dobry kwadrans, aż nie daleko usłyszałam strzały. Było ich dużo. Ruszyłam galopem w stronę hałasu. Gdy wyjechałam z zakrętu, na ziemi, po między sztywnymi, zauważyłam motor Daryla. Niestety zombie zaczęło przybywać. Wyjęłam pistolet  i zabijałam wszystkich sztywnych, którzy zbliżyli się do mnie.
-Daryl!- Krzyknęłam na całe gardło.
-Lilly?!- Usłyszałam jakby z dołu. Weszłam głębiej w las i stanęłam na krawędzi dużej dziury w ziemi. Odsunęłam się o krok, aby nie wpaść. W środku był Daryl i Rick.
-Musimy się jak najszybciej wydostać. Idzie tu stado sztywnych!- Stwierdził Rick.
-Jest ich coraz więcej!- Dodałam strzelając.
-Lilly! Ja podsadzę Ricka, a ty go chwyć!- Orzekł Dixon klękając i układając dłonie w koszyczek. Grimes wziął mały rozbieg, wskoczył na Daryla i odbił się do góry. Chwyciłam Ricka za rękę i z całej siły podparłam się do tyłu, żeby go wciągnąć. Niestety nikt z nas nie przewidział tego, że po mimo, iż jestem silną kobietom Rick jest prawie dwa razy cięższy ode mnie. Czułam jak ziemia pod butami zaczyna się powoli osuwać. W tym momencie Rick podparł się drugą ręką i podciągnął do góry. Usiadłam na trawie i chwyciłam się za nadwyrężone ramię. Z kolei Rick chwycił Daryla i wyciągnął go do nas.
-Po co tu przyjechałaś?- Spytał oskarżycielsko Daryl chwytając mnie za kołnierz bluzy i podnosząc do pionu, jak dziecko.
-Ty mi lepiej powiedz, co to za cyrk? Przez przypadek na pewno tu nie wpadliście.- Stwierdziłam opierając ręce na biodrach.
-To nie jest najlepsza pora na małżeńskie kłótnie. Za chwilę zaleje nas fala sztywnych.- Orzekł Rick strzelając do zbliżających się zombie. 
-Stado idzie prosto na most, w stronę Wzgórza. Pojedziemy ostrzec innych.- Dodał Dixon podnosząc motor.
-Most nie wytrzyma obciążenia. Muszę ich odciągnąć.- Stwierdził Grimes wsiadając na konia, którym wcześniej przyjechałam.
-Dasz radę sam?- Spytałam.
-Tak.- Odparł i odjechał. Z każdą sekundą przybywało sztywnych. Zaczęłam ich odpychać i zabijać ciosem w głowę.
-Powiesz mi w końcu, dlaczego tu wylądowaliście?- Spytałam wycierając twarz od krwi zimnych.
-Nie chciałem, żeby Rick przeszkodził Maggie w zabiciu Negana.- Odburknął.
-Nie zabije go.- Zaśmiałam się.
-Skąd wiesz?- Spojrzał na mnie wsiadając na motor.
-Bo zauważy, że Negan bardziej cierpi żyjąc. Myślałam, że wszyscy to wiedzą.- Odparłam siadając za Darylem.
-Zmywajmy się stąd.- Stwierdził i ruszył. Po  dłuższym czasie dojechaliśmy do Alexandrii. Gdy zauważyłam Michonne z Maggie, pod kamienicą Dixon zatrzymał się, a ja zsiadłam z motoru.
-W stronę Wzgórza idzie stado zombie. Rick wziął konia i próbuje ich odciągnąć.- Orzekłam do kobiet.
-Musimy mu pomóc. Ryzyko jest zbyt duże.- Stwierdziła Michonne spoglądając na mnie. 
-Pojadę ostrzec i przygotować moich ludzi, później dołączę do was.- Dodała Maggie i odeszła do swojego konia. Następnie Michonne wzięła miecz i również przygotowała konia.
-Wiecie w którą stronę Rick ich prowadzi?-
-Ruszył na zachód.- Odparł Daryl.
-Prowadźcie.- Następnie ruszyliśmy. Wydawać mogłoby się, że stado zombie widać z kilometrów, lecz niestety nie. W między czasie dołączyła do nas Maggie i Carol, z ludźmi. Zostawiliśmy motor i konie i ruszyliśmy pieszo.
-Tu jest!- Krzyknął Daryl wybiegając z lasu na brzeg. Podbiegłam do niego i rozejrzałam się. Rick stał w oddali, gdzie zaczynał się most. A z drugiej strony tej konstrukcji zaczęli wchodzić sztywni, prosto w jego stronę. Grimes był lekko pochylony i trzymał się w mocno krwawiący bok. Był ranny. Daryl naciągnął strzałę i strzelał do wszystkich zombie, które podeszły do Ricka.
-Jest ranny. Trzeba mu pomóc.- Powiedziałam lekko przestraszona do Dixona. Rick wyglądał jakby miał zaraz zejść na drugi świat. W pewnym momencie podniósł pistolet i pociągnął za spust. Kula trafiła w dynamit w skrzynkach. Wszystko wybuchło. Wszystko pochłonął czerwony ogień. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie się stało.
-Nie! Rick!- Krzyknęła Michonne. Z kolei ja padłam na kolana. Poczułam mocne ukucie w sercu, jakbym straciła brata. Rick był dla mnie trzecią najważniejszą osobą. Później po policzkach zaczęła spływać mi niezliczona ilość łez. Podniosłam mokre oczy i spojrzałam na Daryla. On również płakał, wycierając co chwilę oczy w rękaw. Nikt z nas nie chciał się ruszać. Wpatrywaliśmy się tępo w ogień, jakby z nadzieją, że jeszcze Rick tam będzie. Po dłuższym czasie Daryl chwycił mnie za ramie i skinął głową w stronę motoru, dając mi znać żebyśmy już poszli. Nikogo już nie było i robiło się ciemno.
-Ja nigdzie nie idę.- Odburknęłam z zawalonym nosem, od płaczu. Daryl chwycił mnie pod pachy i podniósł.
-Nie, nie zostawię go.- Zaczęłam się szarpać. Mężczyzna posadził mnie na motorze, sam wsiadł z przodu i odjechaliśmy w stronę osiedla. Gdy dojechaliśmy poszłam odebrać Josepha i wróciłam do domu. Do końca dnia nie odzywaliśmy się do siebie. Nie ze złości, czy żalu tylko z powodu straty jednego z najbliższych nam ludzi.

CDN

Pamiętaj o gwiazdce ⭐️
Przepraszam za błędy.

I would die for you  - Daryl Dixon/TWDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz