56. Nie muszę, ale chcę.

185 10 2
                                    

-Powoli.- Szepnął Rick. Wszyscy ciągnęliśmy drewniany wóz, na którym był stary pług, do orania ziemi. Owy wóz musieliśmy przeprowadzić przez szklaną podłogę, pod którą było mnóstwo sztywnych. Jeden zdradliwy ruch i Rick, Daryl i Ezekiel wylądowaliby w pułapce z zimnymi. Z kolei reszta grupy stała już na normalnej podłodze. Ciągnęliśmy tylko sznurki, żeby mężczyznom było lżej. W pewnym momencie mój sznurek zaczął powoli pękać. Jedna nitka po drugiej. Słyszałam jak wszyscy wstrzymują oddech. Spojrzałam z przerażeniem na Daryla który, ze mnie, przeniósł wzrok na sznurek.
-Uciekajcie!- Krzyknął Dixon. W tym samym momencie wóz zleciał ze schodów na szklaną podłogę. Szkło zaczęło pękać. Rick, Daryl i Ezekiel ruszyli biegiem. Pęknięty sznurek owinął się Ezekielowi wokół nogi i przyjaciel wpadł, przez pękniętą podłogę do pomieszczenia ze sztywnymi. Rick i Daryl w ostatnim momencie chwycili za sznurek, ratując króla.
-Lilly pomóż nam.- Stwierdził ciężko Daryl.
Bez zwłoki podeszłam do nich. Wzięłam kusze od męża i zabijałam zombie, które zbliżały się do Ezekiela. Po krótkiej chwili wciągneliśmy ciemno skórego mężczyznę na ziemię. Carol od razu do niego podbiegła i pocałowała namiętnie. Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam na Daryla. Dixon podszedł do mnie.
-A tobie co tak do śmiechu?- Spytał odbierając ode mnie swoją kusze.
-Nie sądziłam, że Carol kiedyś tak kogoś pokocha.- Szepnęłam cicho. Daryl uśmiechnął się niezauważalnie. Carol jest dla niego ważna. Mogę śmiało stwierdzić, że nawet ją kocha, ale jest to inna miłość niż ta między nami. Następnie podłożyliśmy, pod koło, które wpadło w dziurę, drewnianą belkę i wyciągnęliśmy wóz. Drewniany wóz z pługiem wyprowadziliśmy przed muzeum i zaprzęgliśmy do koni.
-Daryl, Lilly. Jedźcie przodem. Jeśli droga będzie nieprzejezdna zawróćcie i dajcie nam znać.- Orzekła Maggie wsiadając na konia.
-Yhym.- Odburknął Dixon i ruszyliśmy. Żegnaj Waszyngtonie. Jechaliśmy bardzo szybko. Mknęliśmy przez las. Ciepły wiatr rozwiewał mi włosy zaczesane w wysoką kitkę. Po dłuższej chwili jazdy, miałam wrażenie, że oprócz głośnego silnika motoru słyszę szum wody. Nagle Daryl zahamował, skręcając. Motor z mężczyną przewrócił się. A mnie zrzuciło na bok. Wpadłam do jakiegoś wąwozu. Szybko chwyciłam się korzeni i trawy. Daryl schylił się i mnie chwycił. Byłam przerażona. Spojrzałam w dół, gdzie płynęła rwąca rzeka. Następnie podniosłam wzrok na Dixona. Podparłam się nogami, a on wciągnął mnie na brzeg. Nie puszczając mnie, przycisnął do siebie. Objęłam go mocno. Jego uścisk był magiczny. Przez niego strach powoli znikał. Niby, po tylu latach życia w takim świecie jestem przyzwyczajona do sytuacji, gdzie moje życie jest zagrożone, ale momenty, gdzie ocierasz się o śmierć odciskają piętno na twojej psychice. Dixon powoli zaczął mnie głaskać.
-Przepraszam. Jechałem za szybko i nie zauważyłem rzeki przecinającej drogę.- Stwierdził cicho.
-Musisz być bardziej ostrożny. Teraz wróćmy do reszty grupy i powiedzmy im o wąwozie.- Odparłam i pocałowałam Daryla w czoło. Podnieśliśmy motor. Przetarłam siedzenie z kurzu i ruszyliśmy z powrotem. Gdy dotarliśmy powiedzieliśmy im o zaistniałej sytuacji i wytyczyliśmy inną drogę. Za nim wróciliśmy do Sanktuarium wstąpiliśmy na Wzgórze po Josepha. Owinęłam chłopca szczelnie szalem i posadziłam na motorze po między mną, a Darylem. Do domu wróciliśmy w środku nocy. Oboje byliśmy padnięci jak psy, tylko Joe miał dużo energii. Gdy go podnosiłam z motoru chwycił za kierownicę. A wiecie, jak to małe dzieci, mają żelazny uścisk i to co wpadnie w ich rączki trwale tam tkwi.
-Jak będziesz starszy ten motor będzie twój.- Stwierdził Daryl z uśmiechem, przejmując ode mnie chłopca. Joe spojrzał na ojca i chwycił tym razem za chustkę Daryla, którą mężczyzna zawsze zasłaniał twarz podczas jazdy motorem. Spojrzałam w niebo, które było usiane miliardami gwiazd. Teraz, kiedy ludzie nie emitują sztucznych świateł, a noce są czarne, tak jak za czasów kiedy nie było elektryczności, widać wszystkie gwizdy. Oparłam głowę o ramię Daryla i chwyciłam go za bok.
-Piękny widok, ale jestem zmęczona.- Szepnęłam wpatrując się w księżyc i gwizdy. W pewnym momencie Daryl schylił się i podniósł mnie, przerzucając sobie przez ramię. Uśmiechnęłam się szeroko. Na jednym ramieniu trzymał mnie, a w drugim Joea. Następnie ruszył do windy.
-Nie musisz tego robić. Mam nogi.- Zaśmiałam się. Po krótkiej chwili dojechaliśmy na nasze piętro i mężczyzna odłożył mnie na ziemię.
-Ale chce.- Odparł kiedy otwierałam drzwi od mieszkania. Następnie weszliśmy do środka.
-Daj mi Josepha, a ty się połóż.- Powiedziałam przejmując chłopca.
-Dzięki.- Mruknął zdejmując kamizelkę i kierując się do sypialni. Przez uchylone drzwi widziałam jak rzuca koszule na fotel i kładzie się do łóżka. Po krótkiej chwili ciszę przerwało chrapanie mężczyzny. Z kolei ja nakarmiłam i położyłam syna, sama coś zjadłam i na końcu się położyłam. Możecie myśleć, że nasze życie od czasu zamknięcia Negana jest spokojne i nudne. Że grzebiemy w ziemi, zrywamy kwiatki i bawimy się w dom z dziećmi, ale w rzeczywistości cały czas musimy zachować czujność. Nie tylko ze względu na stare demony, lecz również na starych i nowych przyjaciół. Nasza grupa już nie jest taka jak wcześniej. Wszyscy się zmieniliśmy i już nie wszyscy jesteśmy przyjaciółmi. Teraz każdy dba o siebie.

CDN

I would die for you  - Daryl Dixon/TWDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz