Od ataku na posterunek zbawców minął tydzień. Wzgórze już pierwszego dnia dało nam zapas jedzenia. Po mimo parzącego słońca zaczęliśmy uprawiać rośliny. Było trochę roboty, ale dawaliśmy radę. Każdy miał na swojej działce kawałek ogródka, gdzie uprawiał warzywa. Właśnie podlewałam miejsca, gdzie były posiane pomidory. Nagle zrobiło mi się niedobrze. Próbowałam to powstrzymać, ale czułam, że zaraz zwymiotuje. Cofnęłam się w trawę i zwymiotowałam. Całe jedzenie jakie spożyłam od rana, a nie było tego wiele. Wytarłam usta w rękaw.
-Lilly! Pomożesz mi przy Maggie?- Podbiegł do mnie Glenn.
-Ma gorączkę, poci się i wogóle źle się czuje...- Zaczął mówić.
-Tak, już idę.- Odparłam ignorując mdłości. Szybkim krokiem wróciliśmy do kobiety. Maggie leżała na podłodze w kuchni, skulona. Oboje chwyciliśmy ją pod ramiona i podnieśliśmy.
-Zostawcie mnie, zaraz mi przejdzie.- Powiedziała nie wyraźnie. Posadziliśmy ją na kanapie, gdzie następnie się położyła. Przyłożyłam dłoń do jej czoła.
-Jest rozpalona. Mam leki na gorączkę, ale w ciąży nie mogę jej podać.- Stwierdziłam do Glenna.
-Potrzebny jest lekarz.- Odparł z narastającym stresem w oczach.
-Musimy jechać na Wzgórze. Powiem Rickowi i Darylowi.- Orzekłam pośpiesznie wychodząc. Na dworze zauważyłam Carla.
-Cześć. Widziałeś ojca?- Spytałam przyglądając mu się.
-Tak, jest na platformie z Sashą.- Powiedział uśmiechając się lekko.
-Dzięki.- Odparłam strącając mu kapelusz i biegiem ruszyłam w stronę Ricka.
-Ej!- Uslyszałam tylko, za sobą. Następnie podbiegłam pod platformę i spojrzałam w górę.
-Rick! Musisz nam pomóc!- Krzyknęłam. Mężczyzna wyjrzał z góry na mnie.
-Już idę!- Odparł, przekazując karabin Sashy i schodząc.
-Maggie bardzo źle się czuje. Trzeba ją zawieść na Wzgórze, do lekarza.- Zaczęłam szybko mówić.
-Weźmiemy camper. Przyprowadź z Glennem Maggie.- Stwierdził odchodząc do pojazdu. Skierowałam się do domu Glenna. W środku była Carol.
-I co?- Spytał Glenn podrywając się do góry z fotela.
-Bierzemy camper, żeby Maggie mogła się położyć w czasie drogi. Teraz musimy ją przenieść.- Orzekłam chwytając kobietę za ramię. Była na wpół nieprzytomna i rozpalona.
-Ja ją podniosę.- Stwierdził krótko przyjaciel, przechwytując ode mnie Maggie i podnosząc ją na ręce, w stylu panny młodej. Carol otworzyła mu drzwi, a ja wyszłam na ulicę wypatrując campera. Po chwili Rick podjechał. Glenn wszedł z Maggie i położył ją na łóżku.
-Carol jedziesz z nami?!- Spytałam wychylając się za drzwi i spoglądając na kobietę, która została na ganku.
-Zaczekam na Daryla i powiem mu, że pojechaliście!- Odparła. Uśmiechnęłam się tylko i zamknęłam drzwi od campera.
-Rick, możemy ruszać.- Powiedziałam siadając, z przodu obok kierowcy. Gabriel otworzył nam bramę i ruszyliśmy. Co jakiś czas zaglądałam do tyłu, co z Maggie. Wyglądała okropnie, a pewnie jeszcze gorzej się czuła.
-Rick nie chcę cię popędzać, ale z Maggie coraz gorzej.- Stwierdziłam po mimo, że widziałam, że Grimes jedzie naprawdę szybko.
-Nie mogę jechać szybciej, bo paliwo się skończy...- Odparł. W pewnym momencie na drodze, przed nami zauważyliśmy powalone, ogromne drzewo. Zajmowało całą ulice i jeszcze wystawało, tak, że nie dało się tego objechać. Spojrzeliśmy z Rickiem po sobie.
-Dlaczego stoimy?- Przyleciał Glenn, następnie wpatrując się w grube drzewo.
-Myślisz, że to przypadek.- Azjata spojrzał na mnie.
-Przypadki nie istnieją.- Westchnęłam. Następnie wycofaliśmy się i ruszyliśmy inną trasą. Jak na złość ponownie na drodze były ułożone konary drzew i nie dało się przejechać. Kątem oka widziałam jak zaraz Rickowi puszczą nerwy.
-Możemy się wycofać i spróbować jeszcze inną drogą?- Spytałam.
-Nie starczy nam paliwa. Nie dojedziemy na Wzgórze.- Stwierdził Rick.
-Ktoś musi wrócić i przyjechać z paliwem.- Dodał Glenn. Przypomniało mi się, że mam krótkofalówkę. Zawsze można spróbować. Wyjęłam urządzenie, włączyłam i przyłożyłam do ust.
-Carl słyszysz mnie? Potrzebujemy pomocy. Carl.- Gadałam tak przez dobry kwadrans, aż odezwała się Michonne.
-Co się dzieje? Lilly?- Uslyszałam głos kobiety.
-Dobrze cię słyszeć. Potrzebujemy paliwa i wsparcia...- Stwierdziłam.
-Lilly? Gdzie wy jesteście?- Uslyszałam zachrypnięty głos Daryla. Uśmiechnęłam się do siebie mimowolnie.
-Stoimy na drodze S87.-
-Już jadę...- Odparł i nastąpił głuchy szum. Weszłam na dach campera wypatrując motoru Dixona. Siedziałam tak dłuższy czas.
-Lilly!- Usłyszałam głos Ricka z dołu. Od razu zeszłam.
-Co się dzieje?- Spytałam podchodząc do mężczyzn.
-Maggie straciła przytomność. Ma bardzo wysoką gorączkę.- Powiedział Glenn, ze łzami w oczach.
-Czas na leki.- Powiedziałam wyciągając tabletki przeciw gorączkowe.
-Dziecku nic się nie stanie?- Spytał Glenn.
-Jest ryzyko, ale teraz Maggie jest najważniejsza. Rick podaj wodę. Glenn obudź ją i przytrzymaj.- Rozkazałam lekko zestresowana. Szeryf przyniósł butelkę wody, a Glenn obudził Maggie.
-Co się dzieje?- Spytała kobieta niewyraźnie. W tym momencie wsadziłam jej tabletkę do ust, a Rick polał wodą. Następnie Glenn znów ją położył. Wyszliśmy z Rickiem na dwór, aby trochę ochłonąć. W oddali zauważyłam samochód i motor.
-To nasi.- Szepnęłam i uśmiechnęłam się szeroko. Po chwili dojechali. Podeszłam do Daryla i przytuliłam go. Mężczyzna zaśmiał się cicho.
-Chcieliście wsparcie to macie!- Stwierdził głośno Abraham, z auta.
-Słuchajcie! Ta zablokowana droga, to już drugi raz. Ktoś nas śledzi i wpuszcza w maliny. W takim tempie nie dojedziemy na Wzgórze, a Maggie umrze. Musimy się rozdzielić i sprawdzić którymi drogami możemy dojechać.- Orzekł Rick.
-My sprawdzimy drogi na zachód.- Stwierdził Abraham. Następnie odjechali.
-My na wschód.- Powiedział Daryl wsiadając na motor. Usiadłam za nim i ruszyliśmy. Ktoś specjalnie blokuje nam drogi. Podczas jazdy zaczęło zachodzić słońce. Co za okropny dzień. Po dłuższym czasie, zatrzymali nas jacyś motocykliści blokując drogę. Rozstawili motory w poprzek, tak, że nie dało się przejechać. Daryl zatrzymał się i chciał zawrócić, ale drogę powrotną zajechała nam ciężarówka.
-I co gołąbeczki?! Myśleliście, że uciekniecie?!- Zaśmiał się jeden z mężczyzn. Spojrzałam na Daryla, który wpatrywał się w nich z nienawiścią. Dixon szybko zasiadł z motoru i chwycił za kuszę. Zsiadłam za nim. Następnie stanął przede mną, osłaniając mnie.
-Waszych przyjaciół też już złapaliśmy!- Krzyknął mężczyzna powoli podchodząc. Gdy podszedł za blisko, Daryl zamachnął się i mocno go uderzył. Mężczyzna, aż się ugiął. Splunął krwią i podniósł na Dixona wrogi wzrok.
-Chłopcy brać ich! Negan już czeka!- Orzekł. Gdy usłyszałam to imię zrobiło mi się niedobrze. Podeszło do nas kilku facetów i mocno nas chwycili.
-Proszę, tylko nie tam. Nie!- Zaczęłam się szarpać. Za żadne skarby nie wrócę do tego diabła.
-Zostawicie ją! Weźcie mnie, ale zostawcie ją!- Krzyczał Daryl. Niespodziewanie jeden z mężczyzn uderzył mnie w głowę.
-Skurwiele!- Usłyszałam tylko krzyk Dixona i straciłam przytomność.CDN
CZYTASZ
I would die for you - Daryl Dixon/TWD
FanfictionOjciec Lilly, zaprzyjaźnia się z Darylem Dixonem, który mieszka w sąsiedztwie. Obie rodziny nie są zamożne. Ojciec dziewczyny daje Darylowi robotę przy naprawie motorów gdzie chłopak może zarobić. W zamian Daryl poluje i przywozi rodzinie zwierzynę...