46. Nie ma jak w domu.

284 17 1
                                    

-Jakie mam nadać ci imię, drogie dziecko?- Szepnęłam do siebie. Następnie umyłam się i położyłam na łóżku. Moim pierwszym synem był Jim. Nie miał dobrego życia i prawdziwej rodziny. Nie chcę, żeby mój syn podzielił jego los. Chcę, żeby miał rodzinę i ją cenił, jak nawiększy skarb. Joseph, w skrócie Joe. W Biblii, Joseph jest patronem rodziny. Delikatnie chwyciłam się za brzuch.
-Joseph, podoba ci się?- Szepnęłam uśmiechając się. Nagle poczułam coś, jakby kopnął.
-Chyba tak.- Zaśmiałam się do siebie samej. Po dłuższym czasie zasnęłam.

• 6 godzin później/ godz. 01:33 w nocy •

W pewnym momencie poczułam jak ktoś mnie chwyta i podnosi.
-Tędy, szybko.- Usłyszałam szept, chyba Dwighta.
Otworzyłam zaspane oczy i ujrzałam Daryla. Z lekka wystraszyłam się. Co się dzieje? Chwyciłam się jego szyi. Niósł mnie w stylu panny młodej.
-Co ty robisz? Postaw mnie na ziemi.- Szepnęłam rozglądając się. Przemierzaliśmy korytarze.
-Zabieram cię do domu.- Odparł spoglądając na mnie przelotnie. Miał mocno podkrążone oczy.
-Daryl, postaw mnie. Dam radę iść, a ty możesz sobie coś zrobić. Już nie jestem taka lekka jak kiedyś.- Stwierdziłam próbując wyrwać się z jego uścisku.
-Nie możesz biegać. To za duże ryzyko. Jestem mężczyzną i dam radę cię unieść.- Orzekł przyciskając mnie do siebie, jeszcze mocniej.
-Tęskniłam za tobą.- Szepnęłam uśmiechać się szeroko i wpatrując w mężczyznę. Daryl lekko się uśmiechnął.
-Ja za tobą też.- Odparł cicho. Nagle doszły do nas głosy dwóch mężczyzn.
-Odciągnę ich, ale od teraz musicie radzić sobie sami. Uciekajcie tyłem.- Powiedział szeptem Dwight. Spojrzał Darylowi w oczy i wyszedł.
-Hej! To wy macie teraz nocną zmianę?- Usłyszeliśmy Dwighta.
-Tak, a co?- Spytał jeden z mężczyzn.
-Wydaje mi się, że coś widziałem na przodzie budynku. Pomożecie mi to sprawdzić?- Spytał.
-Prowadź.- Odparł drugi facet. Po chwili zniknęli. Daryl wszedł do windy i zjechaliśmy na sam dół. Później biegiem ruszył do wyjścia. Wyszliśmy z budynku i przy płocie zauważyłam Ricka. Przyjaciel otworzył bramę. W tym momencie Daryl wybiegł i Rick szybko zamknął bramę. Następnie Dioxon położył mnie na tylne siedzenie i usiadł obok. Z kolei Rick usiadł za kierownicą i powoli ruszył, żeby nie było hałasu.
-Dziękuję, że mnie z tam tond wyciągnąłeś...- Szepnęłam przytulając się do Daryla. Mężczyzna objął mnie jedną ręką, a drugą położył na brzuchu.
-Zapomniałem powiedzieć. Moje gratulacje. Który miesiąc?- Spytał Rick.
-Trzeci. I będzie syn.- Odparłam uśmiechając się.
-Daryl jestem z ciebie dumny.- Rick uśmiechnął się lekko spoglądać na nas, w odbiciu lusterka.
-Myślę, żeby nadać mu imię Joseph.- Powiedziałam niepewnie. Dixon spojrzał na mnie.
-Joe, podoba mi się.- Stwierdził zachrypniętym głosem.
-Szybko poszło.- Zaśmiał się Grimes. Po dłuższym czasie dojechaliśmy pod drewniany płot. Lecz to nie była Alexandria, a Wzgórze.
-Rick dlaczego nas tu przywiozłeś.- Spytałam.
-Na osiedlu nie jesteście bezpieczni. Mogą was tam szukać. Z kolei tu was tak szybko nie znajdą.- Orzekł wjeżdżając do środka. Wysiedliśmy i od razu przywitali nas Maggie i Jezus.
-Dobrze cię widzieć.- Przytuliłam Maggie. Przez ten czas, brzuszek też jej urósł.
-Gratulacje. Syn czy córka?- Spytał Jezus przytulając mnie delikatnie.
-Syn, Joe.- Stwierdziłam oddając uścisk i puszczając mężczyznę.
-Lilly, jutro ci wszystko powiem, ale teraz na pewno jesteś zmęczona. Daryl zaprowadzi cię do waszego baraku.- Stwierdziła Maggie. Pożegnaliśmy się i Daryl zaprowadził mnie do naszego tymczasowego mieszkania. Otworzył drzwi, a moim oczom ukazał się totalny syf. Porozwalane ubrania i wszędzie papierosy, broń i jedzenie. Do tego śmierdziało zdechłymi zwierzętami i tytoniem. Otworzyłam okno i spojrzałam z politowaniem na Daryla. Mężczyzna od razu zaczął zbierać ubrania i papierosy.
-Jutro posprzątam...- Stwierdziłam siadając na łóżku.
-Zrobione.- Stwierdził zdejmując buty, brudne spodnie i koszule. Następnie zgasił światło.
-Może być.- Odparłam. Daryl położył się obok mnie.
-Brakowało mi tego. Ciebie obok mnie.- Szepnęłam.
-A mi brakowało was.- Odparł delikatnie przyciągając mnie do siebie. Następnie zasnęliśmy. Dawno tak dobrze nie spałam.

• Następny dzień •

Następnego dnia spotkałam się z Maggie, która wszystko mi wyjaśniła.
-Przygotowujemy się do walki z Neganem. Nie tylko my mamy go dość, ale Wzgórze i Królestwo też...-
-Królestwo?- Spytałam z nadzieją, że jest nas więcej.
-Tak, duża osada. Mają ludzi, pomogą nam.- Stwierdziła.
-Mamy ludzi, a broń?-
-Rick i Michonne znaleźli dużo wojskowej amunicji.- Odparła wyciągając z szafki pistolet i kładąc go przede mną.
-Dziękuje.- Uśmiechnęłam się i schowałam go do kieszeni.
-Tylko nie mów Darylowi, że ci dałam.- Dodała. Kiwnęłam głową na znak porozumienia.
-Kiedy atakujemy?- Spytałam wstając.
-Jutro. Nie możemy dłużej czekać.- Stwierdziła.
-Maggie, czy jest szansa, żebym jakoś wam pomogła? Nie chcę siedzieć bezczynnie, kiedy wy walczycie.- Stwierdziłam cicho. Kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Daryl ostrzegał, że będziesz się pytać. Bez jego zgody nie zgadzam się.- Orzekła.
-Jestem pełnoletnia, on nie może za mnie decydować.- Odparłam.
-Jesteś w ciąży...-
-Ty też jesteś, nawet w bardziej zaawansowanej.- Dodałam.
-Ale ja nie mam nic do stracenia.- Stwierdziła głośno Maggie. Zmarszczyłam brwi i podniosłam nieco wyżej głowę.
-Nie widzisz, że on to robi z miłości? Daryl najlepiej walczy z nas wszystkich. Jeśli będziesz walczyć z nim, obniżysz jego wydajność, bo będzie chronił ciebie i wasze dziecko. Nie mogę ryzykować.- Powiedziała twardo. Spuściłam wzrok.
-Rozumiem, masz rację.- Odparłam po chwili. Spojrzałam na Maggie i wyszłam. Mocno padał deszcz. Od razu wróciłam do swojego baraku i wzięłam się za sprzątanie. Gdy skończyłam usiadłam przy oknie, wyglądając za nie. Nagle, pod barak podjechał Daryl. Wysiadł trzaskając drzwiami i skierował się w moją stronę. Następnie wszedł do środka. Był cały przemoczony. Wzięłam ręcznik i zaczęłam wycierać mu włosy.
-Spakuj rzeczy.- Stwierdził wyrywając mi ręcznik i rzucając go na stół. Wyglądał na lekko podenerwowanego.
-Dlaczego?- Spytałam pakując do plecaka nasze rzeczy.
-Zbawcy zaraz tu będą.- Odparł. Spojrzałam na niego przerażona, a ręce zaczęły mi się trząść. Wzięłam plecaki.
-Daj, nie możesz nosić ciężkich rzeczy.- Stwierdził mężczyzna, przechwytując ode mnie torby. Następnie wyszliśmy na zewnątrz i spakowaliśmy plecaki. Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy.
-Dużo zmieniło się w Alexandrii, przez te miesiące?- Spytałam. Spoglądając na Dixona.
-Prawie wogóle.- Odparł przyspieszając.
-Dlaczego zakazałeś Maggie, brać mi udział w walce?- Spytałam. Daryl spojrzał na mnie przelotnie.
-Lilly, nie denerwuj mnie. Jutro masz zostać w domu.- Stwierdził.
-Ale...- Chciałam coś powiedzieć.
-Nawet ze mną nie dyskutuj.- Orzekł twardo. Tym razem wole się mu nie przeciwstawiać. Po dłuższym czasie dojechaliśmy do Alexandrii. Daryl wziął torby, a ja otworzyłam drzwi. Czułam się jak po powrocie z długich i męczących wakacji, do domu rodzinnego. Weszliśmy do środka. Dixon odłożył torby.
-Nie ma jak w domu.- Szepnęłam do siebie. Daryl podszedł do mnie blisko. Zadarłam głowę do góry.
-Obiecaj mi, że jutro zostaniesz w domu.- Stwierdził chwytając mnie delikatnie za twarz i całując w głowę.
-Tym razem nie chodzi tylko o moje życie, wiec obiecuje, że jutro nigdzie się nie ruszę.- Odparłam uśmiechając się lekko.

CDN

Pamiętaj o ⭐️☺️

I would die for you  - Daryl Dixon/TWDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz