57. Ty, ja, Joseph... i Rick?

177 13 5
                                    

• 1 tydzień później •

Chwyciłam cienką halkę i podniosłam do góry, odkrywając przy tym nogi. Następnie powoli weszłam do wody. Gdy moje ciało otoczyła chłodna ciecz wzdrygnęłam się.
-Dobrze, że ty nie jesteś takim zmarzluchem jak twoja mama.- Usłyszałam w oddali głos Daryla. Stał w wodzie z Joem. Byliśmy nad jeziorem. Poprosiłam Dixona, żeby spędził ze mną i Joem trochę czasu, bo ma dużo pracy.
-Lepiej patrz na siebie. Trzymaj mocno syna, żeby się nie utopił.- Odparłam podchodząc do dwóch najważniejszych mężczyzn w moim życiu. Odgarnęłam włosy Darylowi z czoła i pocałowałam go w usta.
-Muszę coś ci powiedzieć.- Powiedział spoglądając na Josepha. Mały podniósł na ojca niebieskie oczy.
-Rick planuje budowę mostu. Prosi mnie i byłych zbawców o pomoc.- Orzekł. Czułam, że boi się spojrzeć mi w oczy. Nie chciał wyrządzić mi przykrości tym, że znowu zostawi mnie samą z Josephem.
-Daryl, spójrz na mnie.- Szepnęłam opierając dłoń na jego piersi. Mężczyzna podniósł wzrok.
-Wiem, że chcesz pomóc Rickowi i nie powstrzymam cię przed tym. Pragnę tylko żebyś spędzał z czas Joem. To twój syn.- Stwierdziłam spoglądając na Josepha.
-Wiem, staram się go wychowywać. Najtrudniejsze jest dla mnie to, że nie mogę być przy was cały czas. Boje się, że kiedyś coś mu się stanie jak Jimowi.- Powiedział cicho, spuszczając głowę lekko w dół. Widziałam jak po policzku spływa mu pojedyncza łza, która następnie spadła na tafle wody. Chwyciłam policzek Daryla i delikatnie podniosłam jego głowę. Mężczyzna spojrzał na mnie.
-Tym razem Bóg nie odbierze ci syna. Poza tym dobrze potrafię się bronić, a Joea nie odstępuje na krok...- Nagle Joe uderzył z całej siły rączką w wodę. Większość wody wylądowała na mnie, a reszta na Dixonie. Chłopiec spojrzał na nas i zaśmiał się głośno. Spojrzeliśmy z Darylem po sobie i uśmiechnęliśmy się.
-Oj ty mała zawadiako.- Zaśmiał się Daryl, targając włosy Joea. Dłuższą chwilę popływaliśmy w jeziorze i wyszliśmy, aby się ogrzać. Następnie pojechaliśmy na pola. Skąd rozchodził się piękny widok na lasy.
-Potrzymaj go.- Daryl podał mi syna.
-Co ty kombinujesz?- Spytałam przyglądając mu się.
-Zobaczysz.- Odparł i ruszył biegiem w stronę dużego drzewa, na którym siedziało stado kruków. Gdy Daryl podbiegł do nich, ptaki zerwały się do lotu głośno kracząc. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Joseph zaśmiał się, wyciągając ręce w stronę zwierząt, jakby chciał je złapać. Po chwili podszedł Daryl, zajadając się mięsem z jakiegoś zwierzęcia.
-Jesteś niemożliwy.- Zaśmiałam się.
-Chcecie?- Spytał wycinając kawałek mięsa i wyciągając go w moją stronę. Skrzywiłam się na widok surowego mięsa.
-Wolę smażone.- Odparłam siadając z Josephem na trawie. Daryl tylko wzruszył ramionami. Gdy zjadł położył się obok nas. W końcu od dłuższego czasu spędziliśmy cały dzień razem. Chciałabym żeby każdy dzień tak wyglądał, lecz jest to niemożliwe.

• następny dzień •

Poczułam jak druga strona łóżka się podnosi, co oznaczałoby, że Daryl wstał. Było wcześnie rano. Wstałam nieprzytomna. Mogę założyć się o sto dolarów, że wyglądałam w tedy, jak jeden ze sztywnych poza murami Sanktuarium.
-Idziesz już?- Spytałam niewyraźnie, przecierając oczy.
-Muszę zebrać ludzi i pomóc Rickowi.- Stwierdził zdejmując piżamę. Gdy zdjął koszulkę przytuliłam się do jego ciepłych pleców. Nad uchem słyszałam tylko jak zaśmiał się dźwięcznie, co rzadko mu się zdarzało.
-Kiedy wrócisz?- Spytałam smutno.
-Budowa trochę potrwa. Nawet jeśli nie będę tam fizycznie pracował, będę musiał nadzorować ludzi. Będziemy się z Rickiem zmieniać, w tedy będę miał czas i będę przyjeżdżał.- Powiedział obracając się przodem do mnie. Muszę wykorzystać te ostatnie chwile zanim odjedzie.
-Szkoda. Wczoraj skończył mi się okres.- Szepnęłam stając na palcach i owinęłam ręce wokół jego szyi. Mężczyzna chwycił mnie w pasie.
-Muszę zebrać ludzi. Już czekają na mnie, na dole, a nie jestem nawet ubrany.- Zaczął marudzić.
Widziałam jak Daryl, ze wszystkich sił próbuje powstrzymać się przed pokusą, w postaci mojego ciała.
-Pięć minut ich nie zwabi.- Szepnęłam mu do ucha, zjeżdżając dłonią niżej.
-Ty suko.- Zaśmiał się i chwycił mnie za szyję. Następnie zaczęliśmy się całować. Nagle chwycił mnie za rękę i wykręcił, obracając tyłem i przyciskając do łóżka. Nie mogłam się podnieść, czułam tylko jak podwija mi bluzkę od tyły i wchodzi.     Lewą, wolną dłoń zacisnęłam na pościeli. Z kolei prawą rękę Daryl nadal trzymał wykręconą. Bolało jak cholera, ale było bardzo przyjemne. Po wszystkim Dixon mnie puścił i położył się obok, ciężko sapiąc.
-Nie idziesz?- Spytałam podpierając się na łokciach.
-Muszę chwile odpocząć. Dysze jak stary pies.- Odparł. Zaśmiałam się. Niestety po kwadransie Pana Chupacabry już nie było. Ubrał się, wziął kusze, pożegnał się z nami i poszedł.

• 5 dni później •

Pierwszy dzień, od wyjazdu Dixona jakoś minął, ale później było tylko gorzej. Gdy nie ma Daryla pozostali zbawcy wykorzystują to i dokuczają lub lekceważą mnie. Uważają, że nic nie robię, pod pretekstem bawienia dziecka i wykorzystuje ich do pracy, którą ja powinnam wykonać. Na szczęście jest ich mała część i o dziwo są to kobiety. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko podeszłam i odtworzyłam je. W progu stanął Oscar, jeden z mechaników.
-Cześć Lilly. Czy zechciałabyś nam pomóc przy naprawie jednego samochodu. Tom się rozchorował, a Luisa gdzieś posiało. Gdyby był Daryl, to bym jego poprosił.- Stwierdził blondyn.
-No dobrze, ale nie na długo. Nie mogę Josepha zostawiać samego.- Stwierdziłam spoglądając na chłopca w kojcu.
-To zajmie tylko chwilę.- Dodał. Wyszliśmy, zamknęłam drzwi i zjechaliśmy na dół. Ubrałam rękawice i wzięliśmy się do roboty.
-Lilly!- Usłyszałam stłumiony krzyk mężczyzny, a następnie strzały. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Oscara, który przyglądał mi się podejrzanie. Coś mi tu nie pasuje. Ruszyłam biegiem w stronę windy, a mężczyzna za mną. Gdy wbiegłam, od razu wcisnęłam guzik, a drzwi od windy zamknęły się przed nosem Oscara. Odetchnęłam z ulgą. Tylko żeby Josephowi nic się nie stało. Nie mam nawet noża przy sobie, aby się bronić. Następnie winda dojechała. W oczy rzuciły mi się otwarte drzwi od mojego mieszkania i martwe ciało jakiejś kobiety. Doszedł mnie również płacz syna. Ktoś musiał się włamać. Nie mogę dłużej czekać, muszę ratować Joea. Wpadłam do mieszkania z zaciśniętymi pięściami. Gotowa do walki. Widok, który zastałam, w całości mnie zaskoczył i zmroził krew w żyłach. Jedna z byłych członkiń zbawców, trzymała Josepha, przykładając mu do gardła nóż. Dziecko płakało nie świadome jaka tragedia może się zraz stać. Z kolei na przeciwko kobiety stał Rick z wycelowanym w nią pistoletem.

CDN

Jak coś przepraszam za błędy ✌🏻

I would die for you  - Daryl Dixon/TWDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz