53. Koniec jest początkiem.

233 19 0
                                    

• 5 dni później •

Przez kilka następnych dni, głównie odpoczywałam i opiekowałam się dziećmi. Nie mogłam nic więcej robić. Na szczęście, rana, od strzały jest płytka i szybko się goi. W między czasie, przyszedł do nas Gregory z mapą, od Dwighta. Podobno Negan ma nowy plan, aby nas zabić. Chyba znów będziemy musieli uciekać.

Wyszłam na ganek kamienicy. Rick, Maggie, Daryl, Jezus, Rozita i Carol głośno o czymś dyskutowali, przy rozłożonej mapie na masce samochodu. Ruszyłam w ich stronę.
-Gregory nie jest wiarygodnym źródłem informacji, możemy mu ufać?- Spytała Rozita.
-Nie mamy innego wyjścia.- Odparł Jezus.
-Pojedziemy to sprawdzić, ale ludzie muszą być gotowi, żeby w najgorszym wypadku opuścić Wzgórze.- Dodał Rick.
-Ktoś z naszych będzie musiał tu zostać i ich pokierować.- Orzekła Carol. Nagle wszystkie pary oczu spoczęły na mnie.
-Nie, nie zgadzam się.- Stwierdził Daryl. Spojrzałam na niego i zmarszczyłam brwi.
-Lilly i tak tu zostanie, a poza nią nie ma nikogo lepszego. Maggie jedzie z nami.- Powiedział Rick. Dixon spojrzał na mnie.
-Chcesz tego?- Spytał.
-Tak. Nic mi nie będzie.- Orzekłam.
-Dobrze.- Mężczyzna kiwnął twierdząco głową. Uśmiechnęłam się lekko. W końcu na coś się zgodził.
-W takim razie, na kilka godzin będziesz tu dowodzić.- Dodał szeryf.

Po godzinie grupa się zebrała. Dopracowali plan, wzięli broń i uszykowali samochody. Nagle podszedł Daryl i usiadł obok mnie, na schodach od kamienicy.
-Uważaj na siebie, gdy mnie nie będzie.- Stwierdził spoglądnąć na mnie.
-Nie możesz się mną przejmować cały czas.- Odparłam i wzdrygnęłam się, od chłodnego wiatru. W końcu mamy jesień. Daryl wstał i zdjął swoją skórzaną kamizelkę.
-Ale nikt inny nie będzie tego robił.- Dodał i nałożył mi ciepłą kamizelkę na plecy. Następnie skierował się w stronę motoru. Założyłam kamizelkę i poderwałam się do góry, za Darylem. Dogoniłam go i chwyciłam za rękę. Gdy mężczyzna się obrócił, pocałowałam go.
-Ty też uważaj na siebie.- Uśmiechnęłam się do niego. Daryl chwycił mnie za policzek i lekko się uśmiechnął. Przymknęłam na chwilę, zmęczone oczy, rozkoszując się jego dotykiem.
-Jak wrócę wisisz mi taniec.- Szepnął puszczając mnie. Podniosłam na niego wzrok i kiwnęłam twierdząco głową. Następnie Dixon wsiadł na motor, spojrzał na mnie ostatni raz i odjechał za resztą grupy. Z kolei ja wróciłam na ganek kamienicy i spojrzałam na tych wszystkich ludzi. Nigdy nie sądziłam, że nawet przez chwilę, ich los będzie w moich rękach.

Dla bezpieczeństwa wysłałam kilku mężczyzn, aby obserwowali główną drogę i zawiadomili mnie, kiedy zbawcy będą jechać. Poprosiłam również, żeby ludzie spakowali swoje rzeczy, jak będziemy zmuszeni uciekać.
-Cały czas płacze. Nie mogę jej uspokoić.- Podeszła do mnie kobieta z Judith na rękach.
-Wezmę ją.- Westchnęłam i chwyciłam dziewczynkę. Mała spojrzała na mnie, mokrymi oczyma. Przypomina mi Carla. Bez niego nasze życie, już nie jest takie samo. Jest bardziej cicho i pusto. Po prostu brakuje go. Judith przestała płakać i zasnęła. W pewnym momencie podbiegł mężczyzna.
-Zbawcy tu jadą. Widziałem ich z daleka.- Stwierdził pośpiesznie.
-Zwołaj natychmiast wszystkich. Niech opuszczą Wzgórze i schowają się w lesie. Nikt nie może zostać.- Orzekłam i wróciłam się do swojego baraku, po plecak. Później ponownie wzięłam Judith na ręce i opuściłyśmy Wzgórze, wraz z pozostałymi. Po chwili weszliśmy do lasu. Nagle przypomniało mi się o Hope. Zaczęłam się rozglądać za dzieckiem, ale nikt jej nie niósł.
-Stójcie! Czy ktoś wziął ze sobą Hope?!- Spytałam głośno. Wszyscy zaczęli kręcić głowami i zaprzeczać.
-Zaopiekuj się nią.- Stwierdziłam i podałam Judith kobiecie.
-Muszę się wrócić po dziecko! Jeśli sytuacja będzie tego wymagała uciekajcie!- Stwierdziłam i ruszyłam z powrotem w stronę Wzgórza.
-Idziemy z tobą.- Powiedział jakiś chłopak, podążając za mną z inną dziewczyną.
-W takich sytuacjach widać, na kogo można liczyć.- Dodałam i przyspieszyłam kroku. Ledwo zdążyliśmy wejść do środka kamienicy, a zbawcy przyjechali, blokując nam jedyne wyjście. Wzięłam niemowlę na ręce i wyjrzałam przez okno.
-Nie uda nam się z tond wydostać.- Powiedziała dziewczyna spoglądnąć na mnie.
-Mogę odwrócić ich uwagę, a wy ucieknięcie bokiem.- Zaproponował chłopak.
-Roztrzelają cię. To zbyt ryzykowne.- Odparłam.
-Mam karabin, nie boję się ich.- Powiedział i wyszedł.
-Nie! Zaczekaj!- Krzyknęłam i ruszyłam za nim, ale było już za późno. Doszedł do nas przeraźliwy hałas seri wystrzałów, z karabinów. Po wszystkim nastąpiła głucha cisza. Podeszłam do okna. Wszyscy zbawcy leżeli jak muchy. Zeszłam z dziewczyną i dzieckiem na parter, a później na dwór. Spojrzałam z niedowierzaniem na chłopaka.
-To niesamowite udało Ci się wszystkich zabić...- Zaczęłam mówić.
-Nie użyłem nawet karabinu. Gdy zaczęli strzelać ich pociski same ich trafiały.- Orzekl równie zdziwiony, co ja. Podałam Hope dziewczynie, wyjęłam pistolet i podeszłam do martwych ciał. Rzeczywiście, ich pociski, ich samych zabiły. Podniosłam jeden pocisk. Był uszkodzony.
-Pociski jakimś cudem były uszkodzone. Podczas wystrzału rozpadły się na mniejsze części i dziurawiły wszystko, co było w najbliższym otoczeniu.- Stwierdziłam spoglądnąć na parę. Oboje uśmiechnęli się, zadowoleni, że tą walkę wygraliśmy.
-Zawołacie resztę i przypilnujcie. Ja jadę sprawdzić czy nasi pokonali Negana, w ostateczności.- Orzeklam wsiadjac do jednego z aut zbawców i odjechałam z piskiem opon. Jechałam bardzo szybko. Dobrze, że w tych czasach nie ma ruchu na ulicy. Z daleka zauważyłam naszą grupę i grupę zbawców. Niektórzy zbawcy byli martwi, a inni mieli podniesione ręce w górę. Wjechałam autem na pole. W pewnym momencie, tak mnie wybiło w górę, że uderzyłam głową w tapicerkę. Może lepiej zaparkuję i dojdę do nich. Tak jak postanowiłam, tak zrobiłam. Dixon od razu do mnie podbiegł.
-Lilly. Co ty tu robisz?- Spytał przyglądajac mi się.
-Po prostu chciałam zobaczyć jak wygrywamy z Neganem.- Odparłam z uśmiechem i spojrzałam w błękitne oczy Daryla. W końcu zapanował w nich spokój, jakiego od dawna nie zaznał.
-Poddali się i wygraliśmy. Po długiej walce i wielu ofiarach.- Powiedział zachrypniętym głosem. Nagle Rick ruszył za uciekającym Neganem. Najpierw próbował go zastrzelić, ale trafił w witraże. Następnie podbiegł do niego i zaczęli się bić. Daryl chciał mu pomóc, ale zatrzymałam go, chwytajac za rękę.
-On musi to załatwić sam. Rick musi go zabić.- Stwierdziłam. Dixon tylko zaciśnął swoją dłoń na mojej. Gdy Negan powalił Grimesa na ziemię, ten chwycił za kawałek szkła i przeciął mu gardło.
-Pomóżcie mu!- Orzekł Rick, cofając się do reszty grupy. Ludzie Negana podeszli do niego.
-Nie! On zabił Glenna!- Krzyknęła Maggie ruszając w stronę mężczyzny, lecz Michonne ją chwyciła i przytuliła. Zgadzam się z Maggie. Negan powinien zginąć, lecz Rick wie co robi i ma jakiś powód w tym, aby zostawić go przy życiu.

Następnie wróciliśmy na Wzgórze. Posprzątaliśmy martwych zbawców i w końcu mogliśmy ciężyć się wolnością. Było późno. Już chciałam kłaść się do łóżka, ale Daryl podszedł do mnie z wyciągniętą dłonią.
-Wisisz mi taniec. Pamiętasz?- Spytał z uśmiechem.
-Cały dzień czekam na tą chwilę.- Szepnęłam chwytając jego rękę. Włożyliśmy po jednej słuchawce do ucha, puściłam piosenkę i zaczęliśmy powoli bujać się w rytm muzyki. Oparłam głowę o ramię Daryla i zamknęłam oczy.
-I need you baby, and if it's quite alright...- Zaczęłam cicho śpiewać.
-I need you baby, to warm the lonley nights..-

CND

Pamiętaj o ⭐
Przepraszam za błędy.

I would die for you  - Daryl Dixon/TWDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz