35. Niebieski ptak. Część 2.

275 20 0
                                    

Ustawiłam drewno, w miejscu gdzie Daryl chce pochować chłopca i rozpaliłam ogień. Po chwili przyszedł Rick, Carol, Maggie, Glenn, Gabriel, Michonne i Sasha.
-Szczerze wam współczuje.- Przytuliła mnie Michonne.
-My również.- Stwierdziła Maggie chwytając mnie za ramię.
-Dziękuje.- Odparłam smutno. Po mimo, że przyszła prawie cała nasza grupa, panowała śmiertelna cisza. Nikt się nie odzywał. Gdy ziemia nagrzała się wystarczająco Daryl, Rick i Glenn zaczęli kopać doły. Gabriel przyniósł Biblię i zaczął się modlić.
-W tym świecie, najbardziej niewinni i szczerzy giną, zostawiajac po sobie pustkę w sercach najbliższych.- Stwierdziła Carol przystając obok mnie. Spojrzałam na nią. Może to prawda. Zabijamy, bijemy i kradniemy, a jeszcze żyjemy. To nie przypadek. Ci najbardziej niewinni giną. Gdy mężczyźni wykopali doły, zawinęliśmy ciała w prześcieradła. Daryl delikatnie włożył ciało Jima do dołu i zaczął zakopywać dziurę. Następnie Rick włożył ciało Jessie i jej synów do grobów obok. Gabriel zaczął odprawiać pogrzeb. Było bardzo zimno, a nasze twarze oświetlał tylko blask księżyca w pełni. Następnie wszyscy chwyciliśmy się za ręce i modliliśmy się z Gabrielem.
-Jim odleciał od nas, jak niebieski ptak. Jego dusza i pozostałych nie będzie dłużej cierpieć w naszym świecie.- Stwierdził ciemnoskóry mężczyzna zamykając Biblię. A nam ile jeszcze przyjdzie cierpieć? Westchnęłam do siebie w myślach. Pogrzeb się zakończył, a ludzie się rozeszli. Tylko Daryl stał i wpatrywał się w ziemię, gdzie jest pochowany chłopiec. Chwyciłam go za rękę. Mężczyzna mocno zacisnął swoją ciepłą, dużą dłoń.
-Wracajmy.- Szepnęłam. Dixon bez słowa skierował się do naszego domu. Po powrocie wogóle się nie odzywał. Może jutro mu przejdzie. Wykąpałam się i położyłam obok Daryla. Było już bardzo późno. Wszystkie światła były zgaszone. Myślałam, że Daryl śpi, do póki nie usłyszałam cichego szlochu. Leżał odwrócony plecami do mnie. Chwyciłam go za ramię.
-Nie jesteś sam.- Szepnęłam. W tym momencie Daryl obrócił się do mnie. W świetle księżyca widziałam jego mokre oczy. Rozłożyłam ręce, a Daryl położył głowę na moich piersiach i przytulił się do mnie. Był trochę ciężki, ale czułam, że to go uspokaja. Zaczęłam go delikatnie głaskać.
-Pamiętasz jak woziłeś mnie do szkoły. Jak podbiłeś dzieciaki, które mnie gnębiły, albo jak zakazałeś pić mi piwa.- Zaśmiałam się cicho.
-Tak.- Odparł zachrypniętym głosem.
-Jesteś i będziesz najlepszym ojcem. Najwyraźniej to jeszcze nie był nasz czas.- Powiedziałam, ale Daryl zdążył już zasnąć. Po chwili ja też zasnęłam.

• Następny dzień •

Następny dzień był bardzo spokojny i cichy. Nikt nie wychodził na zewnątrz. Nikt się nie odzywał. Było niczym w opuszczonym miasteczku.
-Zrobiłam ci naleśniki. Zjedź proszę chociaż jednego.- Stwierdziłam do mężczyzny. Daryl nic nie jadł, tylko czyścił od rana swoją kuszę, jakby to odciągało jego myśli od śmierci Jima. Westchnęłam i usiadłam obok.
-Wczoraj, jak pojechałam tą furgonetką z Rickiem. Coś się zepsuło i stanęliśmy. Zajrzałam pod maskę i zobaczyłam, że ktoś przeciął kable, na szczęście nie te główne.- Powiedziałam. Mężczyzna podniósł na mnie wzrok.
-Mogliście zginąć.- Stwierdził zachrypniętym głosem.
-Na szczęście jechaliśmy bardzo wolno.- Odparłam.
-Zaprowadź mnie. Może będę wiedział jakimi kombinerkami je przecięto.- Stwierdził wstając. Wzięłam plecak, włożyłam za pas pistolet i wyszliśmy. Następnie wsiedliśmy do samochodu. Gdy wyjechaliśmy za płot, na ulicy było dużo ciał sztywnych po wczorajszej masakrze. Na szczęście jest zima i te ciała nie śmierdzą tak bardzo, jakby śmierdziały latem.
-Jak myślisz, czy Bóg nam pozwoli teraz odpocząć?- Spytałam.
-Gdyby Bóg istniał, zmarli nie chodziliby po Ziemi.- Odparł. Na świecie jest jeszcze więcej zła, niż przedtem, ale moim zdaniem Bóg nas jeszcze nie opuścił. Po dłuższym czasie dojechaliśmy do miejsca, gdzie znajdowała się furgonetka. Wysiedliśmy i podeszliśmy do auta. Daryl zajrzał do środka.
-Poszarpane. To musiał zrobić, ktoś kto ma siłę, ale do końca się na tym nie zna.- Orzekł.
-Jakiś mężczyzna?- Spytałam.
-Tak.- Odparł. Oparłam się o furgonetkę i spojrzałam w koronę drzew, zastanawiając się kto to zrobił. Na pewno nikt z naszych, bo sam mógł jechać tym autem.
-Ktoś z Alexandrii...- Szepnęłam do siebie.
-Spenser.- Stwierdził nagle Daryl. Przeniosłam na niego wzrok.
-Myślisz?- Zmarszczyłam brwi.
-A kto inny? Nie lubi nas.- Orzekł.
-Jest miły. Pomogłam mu i dał mi dużą butelkę whiskey. To do niego niepodobne.- Powiedziałam spoglądając na przecięte kable.
-Wiem jakimi kombinerkami to zrobił.- Dodał wracając do auta, którym tu przyjechaliśmy.
-Najpier musimy sprawdzić czy je ma...- Stwierdziłam wsiadając za Dixonem do samochodu.
-Niech tylko znajdę je u niego.- Wysyczał przez zęby i ruszył z piskiem opon w stronę Alexandrii. Spenserowi należy się, ale gdy Daryl go dorwie to go zabije. Niepotrzebnie mówiłam mu o tych kablach, ale prędzej, czy później i tak Rick by mu powiedział.
-Obiecaj mi, że nie pobijesz go na smierć.- Powiedziałam.
-Jeszcze zobaczymy.- Odburknął. Oj nie dobrze, jeśli Daryl tak mówi. Dłuższą chwilę później dojechaliśmy na osiedle. Daryl wyskoczył z auta jak poparzony i skierował się do domu Spensera. Mężczyzna był sam. Stracił resztę rodziny, włącznie z Deanną, jego matką która przewodziła tym miejscem, podczas ataku wilków. Przed wejściem do jego domu, chwyciłam Daryla mocno za ramię. Dixon obrócił głowę i spojrzał na mnie.
-Zastanów się nad tym. Nie musisz tego robić. Nic się nie stało mi, ani Rickowi...- Zaczęłam mówić.
-Ale mogliście zginąć. Zostaw mnie, jak sama nie potrafisz zadbać o swój tyłek.- Odburknął i wyrwał się. Wszedł do środka i zaczął przewracać wszystko do góry nogami.
-Co ty kurwa robisz?!- Nagle z góry zbiegł Spenser. Daryl chwycił go za koszulę.
-Gdzie masz te kombinerki? Przyznaj się, że to ty podciąłeś kable w furgonetce!- Krzyknął i rzucił go na ziemię.
-O co ci chodzi?!- Spytał zdenerwowany mężczyzna wstając.
-Lilly, zamknij drzwi.- Stwierdził twardo Daryl. Nie chciałam go bardziej zdenerwować, więc weszłam do środka i zamknęłam drzwi. W pewnym momencie Daryl zamachnął się i mocno uderzył Spensera w twarz. Powtórzył to jeszcze kilka razy. Za każdym razem odwracałam wzrok. Nie mogłam na to patrzeć.
-Lilly, proszę pomóż.- Powiedział cicho Spenser wypluwając krew.
-Daryl może wystarczy...- Stwierdziłam podchodząc.
-Nie wtrącaj się i idź poszukać skrzynki z narzędziami.- Orzekł. Zaczęłam przeszukiwać dom. Cały czas słyszałam jak Dixon, go bije, pytając dlaczego to zrobił. Skierowałam się do garażu, gdzie nie było dźwięku łamanego nosa. Usiadłam na ziemi i wytarłam pojedynczą łzę, ściekająca po policzku. W tym momencie, pod szafką zauważyłam skrzynkę z narzędziami. Sięgnęłam po nią i podniosłam. Weszłam do salonu i położyłam skrzynkę przed Darylem. Mężczyzna puścił Spensera i otworzył skrzynkę. Następnie wyjął żółte, cienkie kombinerki i ponownie spojrzał na Spensera.
-Dlaczego to zrobiłeś?- Spytałam zawiedziona. Gdzieś w głębi miałam nadzieję, że to ktoś inny. Spenser splunął krwią i spojrzał na mnie.
-Nie chciałem zrobić ci krzywdy, tylko Rickowi. Myślałem, że wsiądźcie do furgonetki sam i wydarzy się „nieszczęśliwy wypadek". Zabił jednego z naszych i się rządzi.- Stwierdził.
-Przez ciebie mogła zginąć.- Daryl wskazał na mnie.
-Chciałem tylko skrzywdzić Ricka, a nie Lilly.- Odparł ciężko Spenser.
-Następnym razem cię zabiję.- Szepnął i puścił mężczyznę.
-Idziemy.- Chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął do wyjścia. Ostatni raz spojrzałam na skatowanego Spensera i wyszliśmy.

CDN

Pamiętaj o ⭐️🤗💕

I would die for you  - Daryl Dixon/TWDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz