Przemierzam kolejny schodek, byle tylko poradzić sobie z doniesieniem tych wszystkich siatek bez żadnych wypadków przy drodze. Może nie tak dawno odwiedzałam te rejony, ale do samego środka nie wchodziłam licząc te pamiętną chwilę, po której nasi rodzicie powitali nas stojąc w progu drzwi. Do tego czasu jakoś nie wykazywałam żadnych chęci, byle przerwać te ciszę pomiędzy mną a Rita. Dopiero teraz, gdy Bart wyleciał na mecz ligowy z Zenitem, została sama i ktoś musi wyjść na przeciw oczekiwaniom. Bez zbędnego pukania wchodzę do środka, wiedząc iż zostało jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia meczu. W ostatniej chwili dostałam wiadomość, że nie tylko Kepa ma wyjść w wyjściowym składzie, ale także i Bart. Rozpamiętując naszą ostatnią rozmowę z Hiszpanem, zdaje sobie sprawę jak bardzo stresuje się tym występem. Nie można tego porównać do kolejnego rozegranego meczu w Londynie na Stamford Bridge, gdzie tutaj w grę wchodzi udział w Lidze Mistrzów. Podzielam jego obawy, ale z oglądanych przeze mnie meczów z jego udziałem, mogę powiedzieć iż jego forma nie jest zła jak ją opisywali. To by tylko świadczyło, że musiał się znacząco poprawić.
Przed samym wylotem wysłałam mu jakieś słowa otuchy, ale z pewnością to nie to samo co bycie na tym meczu i kibicowanie im osobiście. Współczuje im temperatury w jakiej będą grać, chociaż Bart'owi ona nigdy nie przeszkadzała. Czasami zadziwia mnie ta jego odporność. Dodałam na sam koniec, że bez względu na wynik i tak chce z nim porozmawiać po zakończonym meczu. Emocje mogą być różne, a wiem iż nikt z nich nie wie tego co mi zdążył powiedzieć. Boi się krytyki, ale skoro chce grać musi puszczać te uwagi mimo uszu.
Znajdując się już w środku nasłuchuje jakiś głosów z wnętrza domu, ale jakby nikogo w nim nie było. Czyżby jej tutaj nie było? To by wyjaśniało, że musiałam drzwi otworzyć kluczami. Zwykle były otwarte, bo jednak ten dom mieści się w bezpiecznej dzielnicy. Sprawdzam najpierw kuchnie, przy okazji kładę zakupy na blacie. Wykonując ten ruch widzę kątem oka, jak z czajnika unosi się para. To by znaczyło, że jeszcze niedawno tutaj była.
Przeczucie prowadzi mnie prosto do salonu, w międzyczasie pozbywam się z siebie płaszcza i butów. Przechodząc przez korytarz do wymienionego pomieszczenia, zaczynam słyszeć strzępki rozchodzących się dźwięków. I wcale się nie mylę, widząc ją rozłożoną na kanapie i zawiniętą w koc. Włosy ma związane, ale zamiast włączonego telewizora zastaje ją z czasopismem w dłoni. - Hej - Unosi się zdumiona na mój widok, pospiesznie zrzuca z siebie dodatkową warstwę nakrycia. Poprzestaje wykonywać dalsze ruchy, jak widzi uniesioną do góry moją dłoń. Zdaje się rozumieć, że chce ją odwieść od tego pomysłu, bo od razu jej mina zmienia się na ostrzegawczą. - Jestem w ciąży, a nie chora. - Oznajmia to ze słyszalną stanowczością, co pozwala myśleć iż nie jestem pierwszą osobą, która się tak zachowuje w stosunku do niej. Wbrew moim wcześniejszym zaleceniom, zbliża się do mnie i czeka na mój następny ruch. Widocznie jeszcze nie wie jaką przyjąć postawę.
- Wiem, że będziesz oglądała ich mecz - Zaczynam już z większą rezerwą, bo to dziwny moment bym tak była skrępowana przy osobie, która znała mnie jak nikt inny. - Więc przyniosłam przekąski i... siebie. - Ledwo co udaje mi się dokończyć swoją przemowę, a w jej oczach zaczynają zbierać się łzy. Wiedząc, że nie lubi okazywania emocji i bycia traktowanym z litości, jeszcze bardziej mnie to dezorientuje. Niezgrabnie przenoszę ciężar z jednej nogi na drugą, woląc już pozostać w takiej a nie innej ciszy.
- Przepraszam, że Cię wtedy nie wsparłam. - Zaskoczona jej nagłym wybuchem, przez dosłownie moment udaje mi się przerzucić na nią wzrok, zanim nie postanowi rzucić się na mnie w ramiona. Dziwna chwila nastała, a na pewno za jakiś czas będzie zabraniała mi o tym wspominać. Jej szlochanie sprawia, że stoję jak kołek na środku salonu i cierpliwie czekam na koniec jej dziwacznych fanaberii. Skoro już zdążyłam uporać się z częścią związaną z Bart'em, to i tutaj warto zażegnać wszelkie nieścisłości. Tuż po paru minutach udaje mi się ją ściągnąć z siebie, ale to wcale nie rozluźnia atmosfery. Nie tylko ja jestem tutaj zmieszana.
CZYTASZ
Siempre Brillaras [Kepa Arrizabalaga]
ActionOboje mieliśmy o sobie zapomnieć, lecz los zdecydował za nas. Ja poszłam swoją drogą, ty bezustannie do mnie wracałeś, chcąc powrócić do tego uczucia, przed którym chciałam Cię uchronić.