- Nie widzę w tym nic śmiesznego. - Burczę z jego naśmiewającej się miny. Może lot był krótki, ale to nie znaczy iż nie mogłam sobie uciąć krótkiej drzemki. Szczególnie jak nie mogłam choćby na moment zdjąć ze swojej głowy, słuchawek bo zaraz by się to spotkało z ostrzegawczą miną Hiszpana. - Nie dałeś mi innego wyjścia. - Sam postanowił zająć się sobą, pozostawiając mi jedynie ułożenie swojej głowy na jego ramieniu. Nie czekając długo, już po chwili moje powieki były zbyt ciężkie do uniesienia.
- Przynajmniej pozbyłem się tego ciągłego jazgotu 'Gdzie lecimy'. - Udaje mnie, chodź to nie przez to przystaje w miejscu wpatrując się w jeden punkt utkwiony przede mną. Kepa dostrzegając moją zdumioną minę, sam spogląda w to samo miejsce uśmiechając się pod nosem, kręcąc głową z widocznym uznaniem. - Więc, skoro już wiesz - Puszcza trzymaną przez swoją dłoń, rączkę od walizki przybliżając się do mnie. - Witamy we Włoszech, amor. - Pierwsze co przychodzi mi na myśl, jak tylko spoglądam na jego twarz...
- Bill. - Rzucam krótko, co spotyka się z rozszerzeniem u niego uśmiechu. No tak. Teraz każde ich spotkanie nabiera coraz większego sensu. Stąd u nich to utajnione spotkanie dzisiejszego dnia. - Czyli teraz to twój nowy wspólnik. - Oznajmiam kąśliwie, przerzucając wzrok na widoki za oknem rozchodzące się na dalszym planie miastem, którego jeszcze nie miałam szansy poznać. - Na ile tu przylecieliśmy? - Zgadując jego, mógłby nawet tu spędzić ze mną czas aż do ich ostatniego meczu. Oczy mu nieco przygasają, wiedząc już iż odpowiedź nie zadowoli żadnego z nas.
- Jutro wieczorem wracamy. - Staram się wysunąć na przód plusy tego pobytu, ale nawet nie daje mi szansy wypowiedzenia choćby jednego, ponownie biorąc mnie pod swoje ramię i prowadząc do wyjścia z lotniska. Nie może zabraknąć mojego wiecznego rozglądania się na wszystkie strony, co nie ubywa uwadze Kepy, ale postanawia pozostawić to bez zbędnego komentarza.
- Właściwie - Tuż przy samym postoju taksówek, ogarnia mnie wrażenie iż nie znajdujemy się w mieście które bym na pewno kojarzyła, przynajmniej jeśli chodzi o Włochy i popularne miejsca. - Gdzie my jesteśmy? - Hiszpan sam omiata wzrokiem otoczenie znajdujące się przed nami, dociskając swoją dłoń mocniej do mojej.
- Taormina Sicily. - Odpowiada, przyodziając na twarzy tajemniczy uśmiech. To mnie na pewien czas przymyka, przez co nasza podróż do jak mniemam hotelu, odbywa się na wpatrywaniu się w widoki za oknem. Jednak na czym się skupiam, odbiega nieznacznie od reszty. Skąd Bill znał to miejsce? Rozpamiętuje chwilę, jak udało nam się go spotkać tuż przed tym jak odbywał się nasz lot w styczniu. Leciał wtedy do Włoch, lecz nie podawał konkretnego miejsca. A ja go nigdy o to nie spytałam... Nie powiem iż dziwne jest uczucie, że to Kepa wie więcej na temat mężczyzny niż ja, choć widzę się z nim codziennie. Rozchwiana tymi myślami, nawet nie spostrzegam a zdążyliśmy się zatrzymać we wskazanym miejscu.
- Musiałeś nieźle się napracować, byśmy tutaj dotarli. - Zatrzymuje swoje dalsze ruchy, rzucając na moją twarz minę nie wyrażającą żadnych głębszych emocji. Jakby sam się poczuł przytłoczony obecną chwilą. - Wszystko w porządku? - Zmartwiona jego zmianą, obchodzę samochód dookoła chcąc mu się bliżej przyjrzeć. Jego dziwaczny chód, w tą i z powrotem dosyć dostatecznie przyciągnął moją uwagę, aby mogłoby mnie to obejść bez zbędnego dopytania się o to. Nakierowuje swoje oczy na mnie, wstrzymując się z dalszymi ruchami.
- Oczywiście. - Posyła mi słaby uśmiech, którego rzec jasna nie odwzajemniam, bo doskonale wiem iż mija się z prawdą. Lecz zamiast pozwolić mi ciągnąć dalej ten temat, łapie mnie za dłoń ciągnąc w stronę hotelu zanieść nasze rzeczy. - Długo w nim nie zabawimy. - Tłumaczy, witając się jako pierwszy z recepcjonistką. Zostając w tyle, postanawiam w tym czasie poprzeglądać sociale na telefonie. Przez to o mało co nie zauważam jednej wiadomości, nadesłanej przez Barta. Nie było by w tym niczego nadzwyczajnego, ale treść wzbudza już pewne podejrzenia.
CZYTASZ
Siempre Brillaras [Kepa Arrizabalaga]
ActionOboje mieliśmy o sobie zapomnieć, lecz los zdecydował za nas. Ja poszłam swoją drogą, ty bezustannie do mnie wracałeś, chcąc powrócić do tego uczucia, przed którym chciałam Cię uchronić.