- Nic mi nie jest. - Burczę, odpychając od siebie po raz któryś z kolei wyciągniętą dłoń w moim kierunku. Usiłuje się podnieść na własnych siłach z chłodnej podłogi, ale i tak Kepa podtrzymuje mnie za jeden z łokci. W międzyczasie staram się dojść do siebie po tym jakże sromotnym upadku na twardą posadzkę. - Wszystko gra. - Unoszę dłonie na wskroś mojej twarzy, chcąc jakoś odseparować od siebie cały tłum gapiów, od których z czystą premedytacją unikam wzroku.
- Jesteś strasznie blada. - Bart nie bacząc na moje wcześniejsze skargi i prośby, dopycha się do mnie obejmując dłońmi moją twarz z jeszcze bliższej odległości się jej przyglądając. Sama rzucam na niego okiem, dostrzegając podobny odcień skóry, który nadmienił przy moim obecnym.
- I kto to mówi. - Odpyskuje się mu za co piorunuje mnie wzrokiem. Może nie powinnam się tak na nim teraz wyżywać, ale nie chce by zrobiło się wokół mnie straszne halo, gdy teraz to Marii potrzebuje wsparcia. Moje spojrzenie automatycznie ląduje na Kepie, który przygląda się mi ze zmartwioną miną. - Pójdę się przejść, zaczerpnąć świeżego powietrza. - Macham dookoła dłonią, chcąc się wycofać z tego oblężonego tłumu gapiów.
- Pójdę z tobą. - Rita przyuważając jak Hiszpan jest gotowy pójść za nią, sama wysuwa się naprzód pozostawiając resztę w tyle. Wzruszam jedynie ramionami na jej słowa, jedyne czego pragnąć to rzeczywiście stąd odejść.
Przechodzimy ten dystans w ciszy, woląc zagłębić się w swoje myśli chodź nawet i one nie pałają żadnym optymizmem. Pierwszy świeży podmuch wiatru nieco przywraca mnie do życia, na szczęście jest już wiosna więc można aż tak bardzo nie odczuwać lekkiego wiatru, gdy towarzyszy temu słońce którego tak bardzo mi ostatnimi czasy brakowało. Wzrokiem wyłapuje wolną ławkę, znajdującą się nieopodal małego strumyka. Nie czekając aż kobieta do mnie dojdzie, ruszam w wyznaczonym przez siebie kierunku.
Może to i dobrze, że to akurat ona ze mną wyszła. Tak to mam chwilę na regeneracje. Zamknięcie oczu i pochyleniu się głową do przodu. Gdyby wyszedł ze mną Bart czy Kepa, wiem iż zaczęła by się pogadanka której nie było by końca. - Od jak długa to trwa? - Jednak wszystko co dobre, musi się kiedyś kończyć. Pochylam głowę na nią, spoglądając na jej twarz z pół otwartych powiek. Moje podniesione czoło daje jej jasno do zrozumienia, aby sprecyzowała swoje pytanie. - Te twoje dziwne omdlenia. - Zmienia swoją pozycję, aby mnie lepiej widzieć a także by było jej wygodniej co może być nieco trudne w jej obecnym stanie.
- Nie wiem. - Wyznaje, starając się wrócić do początków mojego obecnego stanu, który może nie jednego człowieka wystraszyć. Jednak jak dla mnie, on nie miał żadnego początku. Albo przynajmniej to chce sobie wmówić. Wszystko jakby w ostatnim czasie nabrało rozpędu, a jeszcze niedawno tańczyłam z Kepa na parkiecie. Teraz każda mała duperela może wytrącić drugiego z równowagi. Hiszpan nie dostaje prawie szansy by wejść w wyjściowej jedenastce, a do tego ciąży na nim złudne fatum, że ostatni finał po rzutach karnych to jego wina. Staram się mu jakoś wybić te szaleństwo z głowy, ale moje ostatnie egzaminy i przygotowania do nich wcale mi nie pomagają. - Pewnie to tylko przejściowe. - Jak ostatnio staram się zbyć ten temat, nie mając najmniejszej ochoty dokładać do swoich ówczesnych problemów, kolejnego do kolekcji.
- A może... - Kobieta słuchając tego wszystkiego, zaczyna zduszonym głosem machinalnie głaszcząc swój brzuch, ukryty pod grubą warstwą bawełnianego swetra. Nadal nie słysząc od niej żadnej wypowiedzi, spoglądam na nią wyczekująco ale nadal wpatruje się nieobecnym wzrokiem w strumień wody przed nami. - To - Przenosi wzrok na mnie, a ja nie wiem czy zdołam jeszcze wyżej unieść swoje brwi, by wreszcie to z siebie wydusiła. - Ciąża. - Dokańcza bezbarwnym głosem, a ja czuje jak po moich plecach przechodzą mnie ciarki.
CZYTASZ
Siempre Brillaras [Kepa Arrizabalaga]
ActionOboje mieliśmy o sobie zapomnieć, lecz los zdecydował za nas. Ja poszłam swoją drogą, ty bezustannie do mnie wracałeś, chcąc powrócić do tego uczucia, przed którym chciałam Cię uchronić.