8.

94 12 76
                                    

- W tym roku nigdzie nie jedziemy, więc caaaaałe lato mogę spędzić z tobą, Płomyczku! - zawołałam do przyjaciółki, kiedy zbierałyśmy się w końcu do wyjścia.

Lubiłam rodzinne wyjazdy, ale miałam ich w życiu dość dużo, a czasu z Liz niestety coraz mniej, dlatego tak cieszyłam się na wolne wakacje. Miałam już w głowie ułożony plan, uwzględniający oczywiście nasze treningi, który chciałam zrealizować w ciągu tych dwóch miesięcy.

- Super! Tak strasznie się cieszę! Te twoje rodzinne wakacje zawsze się przedłużały i potem zamaist spędzać czas razem, musiałaś nadganiać na zajęciach z panią Lucianą - odpowiedziała mi z uśmiechem.

Jej radość była tak szczera, tak czysta. Uwielbiałam to. Jak się śmiała, jak była radosna. Choć ostatnio rzadko się jej zdarzało uśmiechać...

Nie chciała mi powiedzieć co się dzieje. Twierdziła, że wszystko jest w porządku i że to mnie się coś wydaje. Jednak miałam złe przeczucie co do tego. Dlatego właśnie poprosiłam rodziców, by w tym roku nie lecieć na Korfu, żebym tylko mogła zostać z Liz i dowiedzieć się, co takiego dzieje się w jej życiu, że nawet mnie nie chciała powiedzieć.

- Może pójdziemy teraz na lody, co? Po takim treningu nam się chyba należy! - zaproponowałam, ale spotkałam się ze smutną miną Liz.

- Niestety, kasy brak - wzruszyła ramionami.

- I co się przejmujesz? Ja stawiam - uśmiechnęłam się szeroko, żeby ją zachęcić i objęłam przyjacielsko ramieniem.

Wiedziałam, że w jej rodzinie jest trochę krucho z kasą, a wszystkie zaoszczędzone pieniądze Lizzie dokładała do stypendium naukowego, żeby opłacić zajęcia z aerial. Niestety nie były one tanie, a rodziny Liz nie było stać na taki wydatek. Na szczęście dziewczyna była bardzo zdolną uczennicą, więc otrzymywała granty ze szkoły.

Nie chciałam jednak, żeby to, ile zarabiają jej rodzice, miało przekładać się na nasze wyjścia, dlatego najczęściej to ja stawiałam. Nie przeszkadzało mi to, miałam taką możliwość i po prostu z niej korzystałam. Jednak Liz nie zawsze chciała przyjąć propozycję tłumacząc się tym, że nie chce na mnie żerować. Ja naprawdę nie widziałam w tym nic złego. Jedni mają więcej, inni mniej. Takie jest życie.

Dlatego czasami odpuszczałam naleganie, a czasami proponowałam, że następnym razem jak będzie u mnie to może coś ugotować specjalnie dla mnie. A trzeba przyznać, że Liz ma niesamowity talent w kuchni! Jej spaghetti jest obłędne, a tiramisu rozpływa się po prostu w ustach. Dlatego kiedy nocowała u mnie, to zawsze ona zajmowała się kolacją, a ja tylko nieśmiało ją podglądałam, starając się zapamiętać cokolwiek z tej magii i nauczyć się co nieco.

- Dobra, znaj moją łaskę - odezwała się po krótkim zastanowieniu. Czasami jej poczucie humoru było dziwne, ale serio cieszyłam się, że zgodziła się ze mną wyjść.

- Ooo Pani moja i Władczyni Okręgu Trzech Stanów! Cóż za zaszczyt spłynął na mą wątłą osobę - ukłoniłam się w pół, teatralnie wygłaszając mowę pochwalną, na co obie zaczęłyśmy się głośno śmiać.

*

Lato przyszło zdecydowanie zbyt szybko. Żarzące promienie lipcowego słońca paliły skórę na czerwono, nie dając nawet chwili wytchnienia od upału. Na niebie próżno było szukać chmur, a jedynym schronieniem przed ukropem były cienie drzew w leśnej głuszy, choć i one dawały niewiele ukojenia.

Noszenie munduru w takich warunkach powinno być zabronione...

W wojsku nie ma czegoś takiego jak wakacje. Wojsko to siła, moc i wytrzymałość. A jak najlepiej sprawdzić, czy rekruci mają dość samozaparcia? Wysyłając ich w pełnym rynsztunku, w największym upale, by zbierali szczapy drewna na zimę.

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz