17.

69 9 9
                                    

- Naprawdę cię przepraszam, Annie - wyszeptałam patrząc dziewczynie w oczy. - Za wszystko co powiedziałam. Ja wcale tak nie uważam, zależy mi na tobie.

Serce mi waliło jak oszalałe i ciężko było mi wydobyć z siebie jakiś głośniejszy dźwięk. Jej obecność budziła we mnie ogrom uczuć.

Zrobiłam to. Pocałowałam ją. A teraz ona stała przede mną i patrzyła swoimi wielkimi, niebieskimi oczami, nie wypowiadając ani słowa. Blond grzywka, która na co dzień opadła jej na twarz, nieco ją zakrywając, była teraz całkowicie przyklejona do jej czoła i policzka. W nikłym świetle błyskawic i dogorywającej pochodni widziałam, jak mocno się rumieni. Ja pewnie, tak samo jak ona, byłam pąsowa jak dojrzała malina, widząc jej rozchylone w szoku usta.

Czułam jak cała się trzęsę. Emocje szarpały każdym, najmniejszym nawet kawałkiem mojego ciała i wprawiały go w drżenie, pomimo mojej stagnacji i otępienia. Stałam tam przed nią tak jak wyszłam z sali; bez koszulki, zgrzana ćwiczeniami i żarem palącym mnie od wewnątrz, jednocześnie marznąc od deszczu i lodowatego wiatru. To będzie cud, jeśli się nie rozchoruję.

- Ja też przepraszam - wydukała w końcu i ujęła w dłonie moją twarz, oddając pocałunek.

Jej wargi delikatnie muskały te moje, a ja nie protestowałam i nie pozostawałam jej dłużna. Całkowicie przejęła nade mną kontrolę, wpijając się coraz mocniej w moje usta. Położyłam rękę na jej talii i przyciągnęłam do siebie. Niesamowite uczucie ciepła objęło całe moje ciało i przestałam zwracać uwagę na panującą pogodę. Ręka trzymająca pochodnię opadła w dół, a jej ogień całkowicie wygasł. W przeciwieństwie do tego, który tlił się od dłuższego czasu w moim sercu.

Oderwał nas od siebie nagły grzmot, gdzieś bardzo blisko siedziby, gdyż pojawił się prawie jednocześnie ze światłem błyskawicy. Skuliłyśmy się obie w przestrachu i popatrzyłyśmy po sobie wymownie. Annie objęła mnie ramieniem, jakby chciała mnie chronić. Znowu. Zaśmiałam się cicho gdy przypomniałam sobie poprzednią burzę, którą spędziłyśmy razem w lesie. Jednak moja reakcja została całkowicie zignorowana.

- Wracajmy - zarządziła blondynka, a ja przytaknęłam, po czym ruszyłyśmy w stronę budynku głównego siedziby.

*

Kiedy śnimy, jesteśmy w pewnym sensie więźniem własnej wyobraźni. Mózg przetwarza emocje przeżywane w ciągu dnia i zrzuca wspomnienia do pamięci długotrwałej. Stamtąd nie wymaże ich już nic. Czasami pojawia się trudność w wydobyciu poszczególnych wspomnień, ale tylko wtedy, gdy o nie nie dbamy. Im częściej odtwarzamy te obrazy w naszej głowie, im bardziej je pielęgnujemy, tym są jaśniejsze i czystsze i łatwiej je zidentyfikować.

Tego pocałunku nie zapomnę nigdy. Choćbym była już stara i wzrok zaszedł mgłą, ta jedna osoba zawsze będzie stała przed moimi oczami, jako pierwsza, której oddałam coś tak dla mnie ważnego. I mimo, że sen co rusz zabierał mi różne wspomnienia, to nigdy nie odebrał mi czegoś, co zdobyłam tutaj. W tym właśnie momencie poczułam, że nie chciałabym już wracać. Bałabym się utracić to, co tu zyskałam.

I choć nie miałam pewności, co to było, wiedziałam, że było prawdziwe. Moje uczucie, jej uczucie. Były podobne. Nie różniłyśmy się bardzo, a łączyło nas tak wiele.

Pozostawał jeszcze jeden problem, który niestety nie mógł pozostać kompletnie nieporuszony. Kwestia mojego pochodzenia i mocy Annie.

Ale nie zamierzałam poruszać tego tematu. Jeszcze nie teraz. Miałam wciąż sporo czasu, zanim wydarzy się najgorsze. O ile w ogóle się wydarzy. Annie jeszcze zdąży zmienić zdanie. Przynajmniej taką miałam nadzieję.

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz