49

37 3 23
                                    

Polana z trójpiennym bukiem pośrodku, choć piękna, była uboga w jakąkolwiek roślinność. Ogromna liczba gałęzi z jeszcze większą ilością liści skutecznie zabierały dostęp do światła, przez co nawet samosiejki nie mogły rozwinąć się w prawidłowy sposób. Kilka naniesionych z wiatrem, cieniolubnych paproci porastało skraj grądu, skąd najczęściej biała lisica wybiegała naprzeciw swoim ludzkim przyjaciółkom.

Instynktownie czuła, że może im zaufać, choć wśród swojego gatunku była wyrzutkiem. Prawie ślepa, ukrywająca się wiecznie w cieniu, w kolorze niepasującym do innych osobników i nie potrafiąca zachowywać się jak reszta lisów. Dla dwunożnych istot była jednak czymś więcej, niż wybrakowanym okazem. Nie robiły jej krzywdy, bawiły się z nią i w jakiś sposób troszczyły. Doglądały ją co jakiś czas, by sprawdzić jak sobie radzi i kolejny raz z nią dokazywać. Były na swój sposób urocze, a spędzanie z nimi czasu było dla lisicy zabawną odskocznią od szarej codzienności, skupiającej się na polowaniu i unikaniu zagrożeń.

Niestety zwierzę, które ma defekty w zmysłach, w dużej mierze polegać musi na instynkcie, który przez zbytnią ufność do człowieka, został zaburzony. Myśląc, że na polanie kolejny raz pojawiły się ludzkie przyjaciółki, jak zwykle radośnie wyskoczyła z zarośli, wpadając wprost na watahę o wiele większych od niej wilków. Gdy beżowy nosek wyczuł w końcu nieznany zapach zwiastujący zagrożenie, było już za późno. Nie zdołała umknąć wściekłym zwierzętom, które zwyczajnie wyeliminowały innego polującego drapieżnika.

Spokojna dotąd polana została zbrukana krwią niewinnego stworzenia, które zatraciło czujność, zanadto ufając człowiekowi. Unoszące się na wietrze kłębki białego futerka, osiadały powoli na ziemi i w zaroślach, tworząc puchate kępki świadczące o niedawnej tragedii. Cisza zapanowała wokół buka i nawet jeden ptak nie śmiał wydobyć z siebie dźwięku.

Cisza.

Nicość i pustka.

Zupełnie jak w sercu dziewczyny o brązowych włosach, która postanowiła, że jej noga nigdy więcej nie postanie w miejscu, gdzie zginęła jej przyjaciółka. Zefi miała do siebie ogromny żal i długo dręczyły ją wyrzuty sumienia z powodu śmierci Alby. Chciała wierzyć w zapewnienia swojej ukochanej, że to nie była jej wina, jednak w jej umyśle zapanował nieznany dotąd chaos. Owszem, nie była to pierwsza strata w jej życiu, jednak wspomnienia z Shigansiny były rozmyte i wydawały się wręcz nierealne.

Siedząc pod bukiem wpatrywała się w jedyne rosnące na polanie zawilce, białe jak futro lisicy, na której grobie zostały zasadzone niespełna dwa lata wcześniej. Niewielkie kwiatki tworzące bujną kępę przyozdabiały wyjątkowe miejsce i zwiastowały wielkie zmiany nadchodzące nie tylko w przyrodzie. Wszak wiosna na dobre zawitała na świecie.

- Mów więc - zachęciła blondynkę, która w jednej chwili zaczęła się wahać i żałować, że w ogóle poruszyła temat.

Annie od dawna chciała wyznać Zefi prawdę o tym kim jest i skąd u niej niezwykłe umiejętności, jakie starsza zdążyła już poznać. Jednak strach przed odrzuceniem był silniejszy. Nie bała się tego, że może zostać wydana. Liczyła się z tym jako następstwem podjętej przez brunetkę decyzji. Jednak wtedy byłoby jej już wszystko jedno. Nie liczyłaby się misja czy nawet ona sama, gdyby Zefi odwróciła się od niej.

- Ja... - zająknęła się i zdjęła rękę z ramienia ukochanej. - Kocham cię. I nigdy bym cię nie skrzywdziła. Wiesz o tym, prawda? - spojrzała na nią wyczekująco.

- Wiem, Annie. Ja ciebie też kocham. Zawsze i wszędzie - odpowiedziała czule i złapała za drżące dłonie blondynki.

Zefi przeczuwała, co dziewczyna chciała jej powiedzieć. Nie zmuszała jej, nie ponaglała. Wspierała ją i starała się okazać zrozumienie, jakiego blondynka w tej chwili potrzebowała.

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz