15.

68 9 25
                                    

Mieliśmy dziś dzień wolny i chciałam go spędzić jak najdalej od siedziby treningówki. Nie mogłam się tam kręcić po ubiegłej nocy i tym co się stało przed chwilą w sypialni. Byłam wściekła. Na siebie, na nią, na ten pieprzony świat i to, do czego zmusza ludzi.

Zimna woda spływała po moim ciele, powodując gęsią skórkę, co przyjemnie mnie orzeźwiało i pomagało skupić myśli na czymś, co nie było związane z Annie. Uświadomienie sobie własnych uczuć było dla mnie czymś zupełnie nieprzewidzianym, zupełnie nowym. Tak jak fakt, że tym razem obiektem westchnień nie był mężczyzna.

Czy to znaczy, że zmieniła się moja orientacja? A może zawsze taka byłam, tylko nie zdawałam sobie z tego sprawy? Może nie poznałam do tej pory dziewczyny, która potrafiłaby poruszyć moje serce tak jak Annie?

Na wspomnienie jej imienia ściskało mnie w żołądku.

To nie może się udać. To nie ma prawa bytu. Nie chciałam o niej ciągle myśleć. Nie chciałam się tak czuć w jej obecności.

Ona z resztą też tego nie chciała. Unikała mnie od miesiąca, a zeszłej nocy odezwała się tylko dlatego, że nie miała innego wyjścia.

Jednego tylko mogłam być pewna. Nie mogłam pozwolić, żeby ktokolwiek dowiedział się, kim jest Annie. Nie mogłam dopuścić do tego, żeby ujawniła swoją moc. Co prawda do tego czasu zostały ponad dwa lata, jednak to daje mi większą szansę na obmyślenie jakiegoś skutecznego planu. Bo na tę chwilę do głowy przychodziło mi tylko jedno. Powiedzieć Annie, że wiem, że współpracuje z Kolosem i Opancerzonym i wydać im Erena.

Chłopak i tak nie wie, że posiada moc tytana i jedyną osobą, która by go w tym momencie chciała odzyskać, była Mikasa. A że jeszcze nie ćwiczyliśmy na sprzęcie do trójwymiarowego manewru istniała szansa, że dziewczyna nie poradziłaby sobie z tą trójką. Nikt by za nim nie pobiegł, bo nikt nie wie, że jest nadzieją na odzyskanie terenów Marii.

O czym ja w ogóle myślę? Wydać Erena? W zamian za bezpieczeństwo Annie? To jest... Tak nie można... Musi być inne wyjście! Tylko jeszcze go nie widzę. Muszę je znaleźć. Nie mogę pozwolić, żeby ucierpiał ktoś jeszcze. Mina, Hannah, Thomas, Franz, Marco i setki stacjonarnych. Eren.

Zakręciłam kurek z wodą i wyszłam spod prysznica, zwijając się w duży ręcznik, a mniejszym wycierając włosy, które z pewnością znów zaczną się puszyć. Przyzwyczajona byłam do pielęgnacji i włosów i ciała, ale jedyne co udało mi się tutaj znaleźć, to oliwa z oliwek. Od biedy nadawała się jako kosmetyk, choć dziewczyny dziwiły się, dlaczego chodzę z oliwą do łazienki. Nie był to tani produkt, więc sporą część pieniędzy otrzymywaną od korpusu przeznaczałam właśnie na nią.

Przynajmniej ładnie pachniała.

Sucha, lecz z wilgotnymi falami na głowie, założyłam czyste, codzienne ubranie i modliłam się w duchu, żeby w pokoju nie było już nikogo. Musiałam przecież odnieść swoje rzeczy na miejsce.

Na szczęście sypialnia była pusta więc szybko ogarnęłam porządki i rozwiesilam mokre, wyprane ubrania na suszarce przy otwartym oknie.

Była dziś cudna pogoda i słoneczko zdawało się nie prażyć aż tak bardzo. Choć było bardzo wcześnie, więc temperatura mogła się jeszcze rozkręcić.

Zebrałam się szybko i wyszłam do stołówki, gdyż kolejny dzwon wyznaczył porę śniadania. Zabrałam jeszcze niedużą torbę, planując spędzić cały dzień poza siedzibą. Miałam w planach jechać do Trostu, jednak wizja spędzenia tak cudownego dnia w zgiełku miasta nie napawała optymizmem. Wybrałam więc opcję związaną z naturą.

Miałam tylko nadzieję, że Wielki Buku i biały lis nie pogniewają się, jeśli przyjdę za wcześnie. Heh, moje żarty były strasznie suche... Nawet mnie samą nie śmieszyły.

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz