Rozdział ten dedykuję Mruczalka która z pewnością ucieszy się czytając drugą jego część 😘
Sierpień, ósmy miesiąc roku. Nie tak upalny jak lipiec, jednak nadal gorący i potrafiący przysporzyć tyle samo kłopotów co przyjemności. W świecie, z którego pochodziła Zefi, niektórzy nazywali go niedzielą roku. Niby jeszcze wakacje, niby wolne, ale i tak każdy już myślał o szkole, nie potrafiąc całkowicie cieszyć się latem.
W świecie za murami nie było tego problemu, bo miesiąc ten nie różnił się niczym od pozostałych. Przynajmniej w przypadku korpusu treningowego.
Rekruci nadal byli wykorzystywani do prac w obejściu, czy w polu. Treningi ograniczały się do tych porannych, utrzymujących kondycję. Cała reszta czasu spędzana była na pracy w sadach i przy żniwach.
Zefi nie była przyzwyczajona do tego typu aktywności, była typowym mieszczuchem. Na szczęście okazało się, że nie ona jedna miała problem z wiesjkimi pracami, bo nie tylko ona pochodziła z miasta. Dobrze jednak, że jakkowiek wykazywała talenty sprawnościowe w trakcie treningów, więc nie musiała zostać odesłana na nieużytki. Były niestety takie osoby, które nie dawały rady i odpadały.
Keith Shadis był w tej kwestii bezlitosny. Jako były generał korpusu zwiadowców miał bardzo wysokie wymagania względem rekrutów i nie pozwalał, by byle gówno dostało się do wojska. Żołnierz miał być silny, sprawny i wytrzymały. Każda oznaka słabości była tępiona.
Dlatego właśnie po "letnich szkoleniach treningowych" odpadło około trzydzieści procent aspirujących żołnierzy. Większość z nich wracała do rodzin lub została odesłana na nieużytki, ale niestety część nie wytrzymała fizycznie przy ogromie pracy i wysokich temperaturach. Kilka osób zmarło z wycieńczenia, przez przegrzanie lub odwodnienie, kilka przez atak dzików, podczas próby kradzieży maciorom młodych warchlaków, a jedna okazała się być uczulona na jad pszczół, więc zbieranie miodu stało się dla niej zabójcze.
Ta ostatnia to Elise Mammon, należąca do tej samej grupy co Zefi, Eren i reszta.
Wypadek nastąpił dzień po tamtej strasznej burzy, w której o mało nie doszło do kolejnej tragedii, a dzień przed nią, do jeszcze jednej. To było pierwsze zetknięcie się ze śmiercią, jakie przeżyła brunetka.
Eren i Zefi mogli mówić o wielkim szczęściu, że znalazł się ktoś, kto zechciał im pomóc w czasie zagrożenia.
A potem ta ich dziwnio-urocza rozmowa.
Na szczęście Erenowi wystarczyło wyjaśnienie, że ojciec Zefi był stacjonarnym i dziewczyna kiedyś podsłuchała jego rozmowę z mamą o synu doktora Jeagera, którego wszyscy w Shiganshinie znali i szanowali. Więcej nie drążył tego tematu.
Oczywiście było to wierutnym kłamstwem, gdyż dziewczyna żadnej takiej rozmowy nie pamiętała. Choć nie wykluczone, że mogła się takowa odbyć. Nie wiedziała tego na pewno. Nie przejmowała się tym jednak, póki młody Jeager nie dopytywał.
To, co ją jednak martwiło, a raczej bardziej smuciło, było to, że Annie ją unikała. Wychodziła z pokoju zanim wszyscy wstali, wracała późno. Zaczęła też więcej czasu spędzać z Miną i wszystkie powierzone zadania wykonywały razem.
Zefi wiedziała, że blondynka słyszała ich rozmowę, ale nie sądziła, że tak nagle odsunie się od niej. Choć pewnie to nie o to chodziło, a o ujawnienie jej mocy. Nie musiały przecież o tym rozmawiać. Mogły zwyczajnie spędzić razem czas.
Teraz już wiedziała, dlaczego Mina tak się wkurzała. Brakowało jej towarzystwa małomównej blondynki i była zazdrosna, tak samo jak teraz ona sama. Zazdrosna?
CZYTASZ
Znając przyszłość
Fanfiction"Jej głos był tak... przyjemny dla ucha, taki kojący. Poczułam jak jej dłoń zaczyna gładzić moje mokre włosy. Zaczęła ogarniać mnie senność. Nie chciałam zasypiać. Stałabym się tylko ciężarem. Już i tak było mi wystarczająco wstyd za to, jak się zac...