9.

97 13 52
                                    

Zdążyłyśmy wrócić może połowę przebytej przez nas trasy, kiedy na szlaku pojawiła się dysząca ciężko, czarnowłosa dziewczyna.

- Eren! - krzyknęła, gdy tylko nas zobaczyła.

Przyspieszyła kroku i znalazła się tuż obok chłopaka w kilka sekund. Zostałyśmy z Sashą kompletnie pominięte. Opuściłyśmy nosze, żeby zrobić krótką przerwę.

- Jesteś sama? - zapytałam, ale dziewczyna nie reagowała. Wpatrywała się tylko w bruneta i głaskała go po policzku.

- Jean wszystko mi powiedział! To wszystko przez Ciebie! - wrzasnęła ponownie, kiedy w końcu oderwała wzrok od chłopaka.

- Co ty pieprzysz? Jaka jej wina? - wtrąciła się Sasha broniąc mnie.

Sytuacja zaczynała się robić nieprzyjemna. Od początku Mikasa miała do mnie jakiś problem, pomimo, że nie robiłam niczego, co mogłoby ją w jakiś sposób urazić. Ale w obecnej sytuacji nie mogłam dopuścić do eskalacji konfliktu. Z resztą zdawałam sobie sprawę z tego, że wypadek Erena był po części moją winą. W końcu to ja nakazałam nam się rozdzielić...

- Mikasa, nie czas teraz na obrzucanie się oskarżeniami - stwierdziłam, a dziewczyna spojrzała na mnie złowrogo. - Zawaliłam, że nas rozdzieliłam, ale nie mogłam przewidzieć, że Eren skręci kostkę i straci przytomność.

Czarnowłosa jakby spotulniała. Wzrokiem wróciła do chłopaka i kucnęła przy nim.

- Czemu jesteś sama?

- Spotkałam Jeana pierwsza i kiedy mi powiedział co się stało, pobiegłam od razu za wami - odpowiedziała mi, w ogóle na mnie nie patrząc.

- To było bardzo lekkomyślne z twojej strony, a twoja obecność tutaj nie przyniesie nic pożytecznego - po moich słowach znów obrzuciła mnie morderczym spojrzeniem.

- Nie patrz tak na mnie tylko się zastanów. Przyniosłaś ze sobą cokolwiek? Apteczkę na przykład? Albo chociaż wodę?

- No nie... - spuściła wzrok zawstydzona.

- Mikasa, nie możesz się zachowywać w taki sposób - Podeszłam do niej i podałam resztkę naszej wody po tym, jak Sasha upiła jeszcze łyk. - Nie możesz lecieć na pałę, kiedy tylko słyszysz, że Erenowi dzieje się krzywda. On musi zacząć sobie radzić sam. Nie może ciągle na tobie polegać. A ty jak chcesz mu pomóc, musisz działać rozważnie. Z planem - dodałam, kładąc jej rękę na ramieniu.

- Ale on... - urwała, a jej oczy zaczęły się szklić.

- Wiem - uśmiechnęłam się lekko. - Kochasz go i nie chcesz, by coś mu się stało. Ale nie matkuj mu. Daj mu odrobinę swobody w działaniu.

Na moje słowa dziewczyna zarumieniła się mocno i zaczęła szczelniej otulać swoim czerwonym szalem, który nosiła pomimo upału. Nie wiem jak ona wytrzymywała to ciepło.

- Dobra, koniec przerwy. Zmień się z Sashą i ciągniemy go dalej - zarządziłam.

- Nie Zefi - wtrąciła Sasha. - Lepiej, żebym to ja z Mikasą ciągnęła. Szczerze mówiąc, jesteś niziutka i niewygodnie jest przez tę różnicę wzrostu.

Sasha miała rację. Mnie też było przez to ciężko, a i Eren mógł nam wypaść w każdej chwili. Zgodziłam się więc i bez zbędnego przedłużania ruszyłyśmy w dalszą drogę.

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz