Zdążyłyśmy wrócić może połowę przebytej przez nas trasy, kiedy na szlaku pojawiła się dysząca ciężko, czarnowłosa dziewczyna.
- Eren! - krzyknęła, gdy tylko nas zobaczyła.
Przyspieszyła kroku i znalazła się tuż obok chłopaka w kilka sekund. Zostałyśmy z Sashą kompletnie pominięte. Opuściłyśmy nosze, żeby zrobić krótką przerwę.
- Jesteś sama? - zapytałam, ale dziewczyna nie reagowała. Wpatrywała się tylko w bruneta i głaskała go po policzku.
- Jean wszystko mi powiedział! To wszystko przez Ciebie! - wrzasnęła ponownie, kiedy w końcu oderwała wzrok od chłopaka.
- Co ty pieprzysz? Jaka jej wina? - wtrąciła się Sasha broniąc mnie.
Sytuacja zaczynała się robić nieprzyjemna. Od początku Mikasa miała do mnie jakiś problem, pomimo, że nie robiłam niczego, co mogłoby ją w jakiś sposób urazić. Ale w obecnej sytuacji nie mogłam dopuścić do eskalacji konfliktu. Z resztą zdawałam sobie sprawę z tego, że wypadek Erena był po części moją winą. W końcu to ja nakazałam nam się rozdzielić...
- Mikasa, nie czas teraz na obrzucanie się oskarżeniami - stwierdziłam, a dziewczyna spojrzała na mnie złowrogo. - Zawaliłam, że nas rozdzieliłam, ale nie mogłam przewidzieć, że Eren skręci kostkę i straci przytomność.
Czarnowłosa jakby spotulniała. Wzrokiem wróciła do chłopaka i kucnęła przy nim.
- Czemu jesteś sama?
- Spotkałam Jeana pierwsza i kiedy mi powiedział co się stało, pobiegłam od razu za wami - odpowiedziała mi, w ogóle na mnie nie patrząc.
- To było bardzo lekkomyślne z twojej strony, a twoja obecność tutaj nie przyniesie nic pożytecznego - po moich słowach znów obrzuciła mnie morderczym spojrzeniem.
- Nie patrz tak na mnie tylko się zastanów. Przyniosłaś ze sobą cokolwiek? Apteczkę na przykład? Albo chociaż wodę?
- No nie... - spuściła wzrok zawstydzona.
- Mikasa, nie możesz się zachowywać w taki sposób - Podeszłam do niej i podałam resztkę naszej wody po tym, jak Sasha upiła jeszcze łyk. - Nie możesz lecieć na pałę, kiedy tylko słyszysz, że Erenowi dzieje się krzywda. On musi zacząć sobie radzić sam. Nie może ciągle na tobie polegać. A ty jak chcesz mu pomóc, musisz działać rozważnie. Z planem - dodałam, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Ale on... - urwała, a jej oczy zaczęły się szklić.
- Wiem - uśmiechnęłam się lekko. - Kochasz go i nie chcesz, by coś mu się stało. Ale nie matkuj mu. Daj mu odrobinę swobody w działaniu.
Na moje słowa dziewczyna zarumieniła się mocno i zaczęła szczelniej otulać swoim czerwonym szalem, który nosiła pomimo upału. Nie wiem jak ona wytrzymywała to ciepło.
- Dobra, koniec przerwy. Zmień się z Sashą i ciągniemy go dalej - zarządziłam.
- Nie Zefi - wtrąciła Sasha. - Lepiej, żebym to ja z Mikasą ciągnęła. Szczerze mówiąc, jesteś niziutka i niewygodnie jest przez tę różnicę wzrostu.
Sasha miała rację. Mnie też było przez to ciężko, a i Eren mógł nam wypaść w każdej chwili. Zgodziłam się więc i bez zbędnego przedłużania ruszyłyśmy w dalszą drogę.
CZYTASZ
Znając przyszłość
أدب الهواة"Jej głos był tak... przyjemny dla ucha, taki kojący. Poczułam jak jej dłoń zaczyna gładzić moje mokre włosy. Zaczęła ogarniać mnie senność. Nie chciałam zasypiać. Stałabym się tylko ciężarem. Już i tak było mi wystarczająco wstyd za to, jak się zac...