40

34 4 37
                                    

Seria nieprawdopodobnych wydarzeń i zbiegów okoliczności wydaje się być czymś niemożliwym. Sytuacje dziejące się jedna po drugiej w idealnej kolejności, niczym upadające klocki domino. Jednak w tym przypadku nie była to siła destrukcyjna.

I chyba zaczynałam wierzyć w magiczne właściwości bransoletki.

Annie ciągnęła mnie za sobą jeszcze przez chwilę, aż całkiem zniknęłyśmy z oczu Noahowi za jednym ze straganów na rynku. Cały czas ściskałam w dłoni cicho brzęczącą zawieszkę na czarnym rzemyku, zastanawiając się, jak to się stało, że blondynka zjawiła się we właściwym momencie. Zatrzymałyśmy się pod oprószoną śniegiem fontanną, w której już dawno zamarzła woda.

- Nic ci nie jest? - zapytała z troską, na co pokręciłam głową.

Nie byłam w stanie się odezwać. Wciąż nie mogłam uwierzyć, w to co się stało. Namawiający mnie do dezercji Noah, propozycja zajścia w ciążę i małżeństwa...

- Annie...
- Zefi, ja... - odezwałyśmy się w tej samej chwili i na nowo zamilkłyśmy, czekając aż ta druga dokończy.

Nie mogłam tak dłużej, poczucie winy zżerało mnie od środka i nie pozwalało na dalszą bezczynność.

- Przepraszam za to co powiedziałam - zaczęłam niepewnie, powstrzymując się od płaczu. - I za rano. I że krzyczałam. I że sobie poszłam. I w ogóle, że ciągle cię zawodzę...

Nie wytrzymałam. Gorzkie łzy spłynęły po zmarzniętych policzkach, parząc wręcz swoją temperaturą i pochodzeniem. Nie chciałam się z nią kłócić, nie chciałam się złościć ani jej ranić.

- No już, przestań wyć - powiedziała półgłosem i objęła mnie, głaszcząc po głowie i karku.

- Nie mogę! - zaszlochałam. - To niezależne ode mnie. Nie kontroluję tego.

- Nie rycz, bo ja też zacznę. - Jej głos rzeczywiście zaczął drżeć, czym wprawiła mnie w niemałe zdumienie. - A wtedy będzie problem, bo kto nas dwie uspokoi?

Zaśmiałam się przez łzy, nieco histerycznie. Ciężko było mi opanować emocje, a ich ogrom coraz mocniej ze mnie wypływał w postaci słonych kropel. Mieszanka żalu i rozbawienia, smutku i radości, niedowierzania i pewności.

Złapałam za kołnierz płaszcza Annie i przyciągnęłam do siebie, by jak najprędzej ją pocałować. Bez oporu odwzajemniła gest, mocniej mnie przytulając. Pomieszane ciepłe oddechy ogrzewały czerwone od chłodu policzki, gdy zetknęłyśmy się czołami i zupełnie nie zwracałyśmy uwagi na to, że ktoś może się na nas gapić.

- Ja też przepraszam. Za wszystko - szepnęła Annie i odsunęła się odrobinę by otrzeć wilgotne policzki. - Mam coś dla ciebie. Tak na zgodę.

- Ty płaczesz? - zapytałam z niedowierzaniem.

- Skup się, co? Kupiłam ci coś - warknęła i przewróciła oczami, po czym sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej prezent.

Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Biały rzemyk ze srebrnymi końcówkami i niewielką zawieszką w kształcie półkuli spoczywał na jej dłoni. Mocniej zacisnęłam pięść, w której trzymałam bransoletkę dla Annie i przycisnęłam ją do piersi.

- Ale... Jak to możliwe? - wymamrotałam zaskoczona.

- Handlarka twierdziła, że przyciągnie do mnie...

- ...miłość mojego życia - dokończyłam równo z nią.

- A ty skąd wiesz?

Nie odpowiedziałam. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na dłoń, w której trzymałam podarek. Powoli rozprostowałam palce, pokazując Annie zakupioną bransoletkę.

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz