64

22 3 32
                                    

Przeraźliwa jasność ogarnęła mnie w momencie zetknięcia się z koordynatem. Piaskowy świat Ymir miał to do siebie, że nie czułam w nim upływu czasu. Nie wiedziałam, czy minęło kilka sekund, czy może miesięcy. Niby czas jest bezwzględny i dla każdego odmierzany jest jednakowo, jednak tam było zupełnie inaczej. Koordynat nie podlegał prawu czasu.

Ciężkie i zaciśnięte dotąd powieki z trudem się podnosiły, dopuszczając do źrenic ogromne pokłady światła, które boleśnie raziło moje oczy. Miałam rozmyty obraz i za żadne skarby nie mogłam zorientować się, gdzie właściwie jestem. Szumiało mi w uszach, zupełnie jakbym dostała obuchem w łeb, a nieprzyjemne uczucie w prawym boku było dziwnie znajome.

W końcu udało mi się lekko uchylić powieki tak, by dostrzec nieco szczegółów. Leżałam. To mogłam stwierdzić na pewno nawet bez patrzenia, a nade mną znajdował się biały sufit. Nie miałam sił by choćby odwrócić głowę na bok, jednak wszechobecny zapach środków dezynfekcyjnych kojarzył mi się tylko z jednym.

- Zefi? - usłyszałam dość niewyraźnie swoje imię w dziwnie znajomym wydaniu. - Coś się dzieje, chyba się budzi! Trzeba zawołać lekarza.

Dlaczego to wszystko wydawało mi się jak jakieś deja-vu? Przy każdej próbie poruszenia się czułam silne kłócie w prawym boku, przypominające mi o stoczonej niegdyś walce z Kylem. Zdałam sobie też sprawę z tego, że jestem w szpitalu, a znajomy zapach i otaczająca mnie sterylna biel tylko utwierdzały mnie w tym przekonaniu. Czyżbym więc wróciła do tego momentu w moim życiu? Czy zostałam cofnięta o trzy lata, by móc zrobić wszystko inaczej i żyć spokojnie z ukochaną?

- An... - próbowałam się odezwać, jednak głos praktycznie nie wydobywał się z mojego zachrypniętego gardła.

Próbowałam zwilżyć wargi językiem, ale i on był suchy jak pieprz. Ktoś jednak czuwał przy mnie i przyłożył mi do ust wacik nasączony wodą. Każda kropla była dla mnie niczym oaza na gorącej pustyni. Zdawało mi się, jakbym nie piła przez rok.

- Już dobrze, maleńka - odezwała się długowłosa brunetka i pogłaskała mnie ostrożnie po policzku.

Jej ciepła dłoń delikatnie muskała moją skórę, a z każdym wypowiedzianym słowem miałam wrażenie, że jej głos drży coraz bardziej. Czułam jak mocno ściska mnie za rękę i w głębi serca wiedziałam, że znam tę kobietę, choć nie mogłam rozpoznać jej twarzy.

- Gdzie Annie? - wychrypiałam w końcu z trudem.

Tylko to mnie w tej chwili obchodziło. To z jej powodu przekazałam moc Sashy, to dla niej przez wieki przemierzałam piaski w krainie Ymir i przeszłam przez koordynat. To do niej tęskniłam i ją pragnęłam zobaczyć. Moją Annie, która znaczyła dla mnie więcej niż moje własne życie.

Czułam jak serce coraz mocniej mi kołacze, a w oczach zaczynają wzbierać łzy. Byłam tak rozemocjonowana, że nie potrafiłam ich zatrzymać. Nieświadomy uśmiech wdarł się na moje usta gdy tylko wspomniałam o ukochanej blondynce.

- Już, już, mój mały Zefirku. Już wszystko dobrze - wyszeptała kobieta, wycierając kciukiem słoną kroplę z mojego policzka. - Zaraz przyjdzie lekarz.

Zefirku?

Całe wieki nie słyszałam tego przezwiska. Odkąd zjawiłam się w tym świecie nikt mnie tak nie nazywał, a ja sama zapomniałam, że w ogóle ktoś kiedykolwiek to robił. Jedynym przezwiskiem jakie miałam, było najkrótsze i najprostsze "Zi", którego i tak używała tylko Annie i czasami Sasha. Ale to...

Przyjrzałam się jeszcze raz pochylającej się nade mną kobiecie. Wielkie oczy w kolorze kasztanów wpatrywały się we mnie i widać w nich było ogromną radość, co potwierdzał również szeroki uśmiech. Lekko falowane włosy były na wpół spięte, a to co pozostawało luźne, zsuwało się nieznacznie z ramion, opadając w moją stronę. Jednak moją uwagę przykuła nieduża blizna na jej brodzie, na której widok poczułam lekkie ukłucie w sercu. Dlaczego pamiętałam tę konkretną bliznę?

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz