Przeraźliwa jasność ogarnęła mnie w momencie zetknięcia się z koordynatem. Piaskowy świat Ymir miał to do siebie, że nie czułam w nim upływu czasu. Nie wiedziałam, czy minęło kilka sekund, czy może miesięcy. Niby czas jest bezwzględny i dla każdego odmierzany jest jednakowo, jednak tam było zupełnie inaczej. Koordynat nie podlegał prawu czasu.
Ciężkie i zaciśnięte dotąd powieki z trudem się podnosiły, dopuszczając do źrenic ogromne pokłady światła, które boleśnie raziło moje oczy. Miałam rozmyty obraz i za żadne skarby nie mogłam zorientować się, gdzie właściwie jestem. Szumiało mi w uszach, zupełnie jakbym dostała obuchem w łeb, a nieprzyjemne uczucie w prawym boku było dziwnie znajome.
W końcu udało mi się lekko uchylić powieki tak, by dostrzec nieco szczegółów. Leżałam. To mogłam stwierdzić na pewno nawet bez patrzenia, a nade mną znajdował się biały sufit. Nie miałam sił by choćby odwrócić głowę na bok, jednak wszechobecny zapach środków dezynfekcyjnych kojarzył mi się tylko z jednym.
- Zefi? - usłyszałam dość niewyraźnie swoje imię w dziwnie znajomym wydaniu. - Coś się dzieje, chyba się budzi! Trzeba zawołać lekarza.
Dlaczego to wszystko wydawało mi się jak jakieś deja-vu? Przy każdej próbie poruszenia się czułam silne kłócie w prawym boku, przypominające mi o stoczonej niegdyś walce z Kylem. Zdałam sobie też sprawę z tego, że jestem w szpitalu, a znajomy zapach i otaczająca mnie sterylna biel tylko utwierdzały mnie w tym przekonaniu. Czyżbym więc wróciła do tego momentu w moim życiu? Czy zostałam cofnięta o trzy lata, by móc zrobić wszystko inaczej i żyć spokojnie z ukochaną?
- An... - próbowałam się odezwać, jednak głos praktycznie nie wydobywał się z mojego zachrypniętego gardła.
Próbowałam zwilżyć wargi językiem, ale i on był suchy jak pieprz. Ktoś jednak czuwał przy mnie i przyłożył mi do ust wacik nasączony wodą. Każda kropla była dla mnie niczym oaza na gorącej pustyni. Zdawało mi się, jakbym nie piła przez rok.
- Już dobrze, maleńka - odezwała się długowłosa brunetka i pogłaskała mnie ostrożnie po policzku.
Jej ciepła dłoń delikatnie muskała moją skórę, a z każdym wypowiedzianym słowem miałam wrażenie, że jej głos drży coraz bardziej. Czułam jak mocno ściska mnie za rękę i w głębi serca wiedziałam, że znam tę kobietę, choć nie mogłam rozpoznać jej twarzy.
- Gdzie Annie? - wychrypiałam w końcu z trudem.
Tylko to mnie w tej chwili obchodziło. To z jej powodu przekazałam moc Sashy, to dla niej przez wieki przemierzałam piaski w krainie Ymir i przeszłam przez koordynat. To do niej tęskniłam i ją pragnęłam zobaczyć. Moją Annie, która znaczyła dla mnie więcej niż moje własne życie.
Czułam jak serce coraz mocniej mi kołacze, a w oczach zaczynają wzbierać łzy. Byłam tak rozemocjonowana, że nie potrafiłam ich zatrzymać. Nieświadomy uśmiech wdarł się na moje usta gdy tylko wspomniałam o ukochanej blondynce.
- Już, już, mój mały Zefirku. Już wszystko dobrze - wyszeptała kobieta, wycierając kciukiem słoną kroplę z mojego policzka. - Zaraz przyjdzie lekarz.
Zefirku?
Całe wieki nie słyszałam tego przezwiska. Odkąd zjawiłam się w tym świecie nikt mnie tak nie nazywał, a ja sama zapomniałam, że w ogóle ktoś kiedykolwiek to robił. Jedynym przezwiskiem jakie miałam, było najkrótsze i najprostsze "Zi", którego i tak używała tylko Annie i czasami Sasha. Ale to...
Przyjrzałam się jeszcze raz pochylającej się nade mną kobiecie. Wielkie oczy w kolorze kasztanów wpatrywały się we mnie i widać w nich było ogromną radość, co potwierdzał również szeroki uśmiech. Lekko falowane włosy były na wpół spięte, a to co pozostawało luźne, zsuwało się nieznacznie z ramion, opadając w moją stronę. Jednak moją uwagę przykuła nieduża blizna na jej brodzie, na której widok poczułam lekkie ukłucie w sercu. Dlaczego pamiętałam tę konkretną bliznę?
CZYTASZ
Znając przyszłość
Fanfiction"Jej głos był tak... przyjemny dla ucha, taki kojący. Poczułam jak jej dłoń zaczyna gładzić moje mokre włosy. Zaczęła ogarniać mnie senność. Nie chciałam zasypiać. Stałabym się tylko ciężarem. Już i tak było mi wystarczająco wstyd za to, jak się zac...